Co dalej z wagnerowcami na Białorusi?
27 sierpnia 2023Nadal nie ma jasności, jak dokładnie przywódcy Grupy Wagnera, Jewgienij Prigożyn i Dmitrij Utkin, zginęli w drodze z Moskwy do Petersburga. Kilka dni po katastrofie samolotu mało kto wierzy, że zdarzenie było wypadkiem. Mimo że Dmitrij Pieskow, rzecznik prezydenta Rosji, odrzucił w piątek (25.8.23) wszelkie spekulacje na temat rozkazu Kremla nazywając je „kłamstwami”.
Dla bliskiego sojusznika Rosji, Białorusi, pytanie brzmi: co stanie się teraz z częścią bojowników, którzy zostali tam zesłani po nieudanym buncie przeciwko dowództwu rosyjskiej armii pod koniec czerwca? W grę wchodzi od 4000 do 5000 uzbrojonych żołnierzy, znanych z brutalnych działań wojennych, którzy mieli teraz zostać rozmieszczeni na Białorusi jako „szkoleniowcy”.
Niewielka część może pozostać na Białorusi
Dotychczasowa historia prywatnej armii Prigożyna dobiegła końca, mówi Alexander Friedman, historyk Europy Wschodniej na Uniwersytecie w Duesseldorfie. – Wagnerowcy pozostaną jednak w Afryce lub na Białorusi – twierdzi. Jego zdaniem grupa przetrwa, „być może pod tą samą nazwą. Zostanie jednak podporządkowana rosyjskiemu Ministerstwu Obrony”.
Białoruski przywódca Alaksandr Łukaszenka chciałby zatrzymać część bojowników i zintegrować ich ze swoimi strukturami władzy, mówi Friedman. – Wystarczyłoby mu pieniędzy na maksymalnie 3000 bojowników, ale to Moskwa ma ostatnie słowo.
Całkowite wycofanie wojsk Wagnera z Białorusi nie leżałoby w interesie Rosji. Doprowadziłoby to do deeskalacji na granicy z Polską i Litwą, gdzie stacjonują najemnicy Wagnera i są tam postrzegani jako zagrożenie. Friedman uważa jednak, że duża część żołnierzy Wagnera zostanie wysłana do Rosji lub Afryki.
Wątpliwy los
Aleksander Klaskowski, analityk niezależnego białoruskiego projektu medialnego „Posirk”, widzi sytuację inaczej. Łukaszenka nie jest zainteresowany oddziałami Wagnera na Białorusi. Najemnicy są bez przywódcy, a los grupy jako silnej jednostki bojowej z ambicjami politycznymi jest wątpliwy. Zarówno prezydent Rosji Władimir Putin, jak i Łukaszenka są zainteresowani utrzymaniem Wagnera na jak najniższym poziomie.
Również dlatego, że UE i NATO mogą zamknąć granicę z Białorusią. Fakt, że stosunki z sąsiednimi krajami europejskimi uległy dramatycznemu pogorszeniu, jest „niekorzystny” dla Łukaszenki, mówi Klaskowski. Dlatego będzie on próbował pozbyć się wagnerowców.
Będą prowokować UE?
– Wojska Wagnera nie czeka nic dobrego – mówi Walerij Zachaszczyk, zwolennik żyjącej na emigracji białoruskiej opozycjonistki i byłej kandydatki na prezydenta Swiatłany Cichanouskiej. On również uważa, że część najemników może pozostać na Białorusi. – Ponieważ Rosja jest zainteresowana prowokacjami na granicy UE i aktami sabotażu w Ukrainie – wyjaśnia. Kwestia finansowania jest przy tym prawdopodobnie najważniejsza.
„Wygnanie” na Białoruś było tylko tymczasowym rozwiązaniem „problemu wagnerowców dla rosyjskiego przywództwa”, podsumowuje Grigorij Niżnikow z Fińskiego Instytutu Stosunków Międzynarodowych. Nie istniał „ani taktyczny, ani strategiczny cel, aby zatrzymać grupę na Białorusi". Według Niżnikowa Łukaszenka nie ma możliwości kierowania armią w zastępstwie Prigożyna i nie aspiruje do tego. Jego prognoza: do końca roku armia Wagnera opuści Republikę Białorusi.
Aleksander Klaskowski również jest o tym przekonany. – Ci ludzie już wcześniej postawili się Putinowi. On im nie ufa – twierdzi. Jego zdaniem najprawdopodobniej zostaną oni podzieleni. – Niektórzy wrócą do cywilnego życia, inni pojadą do Afryki” – przewiduje.