Polacy z obawą popierali zjednoczenie Niemiec
3 października 2010Reakcje w polskich mediach na pierwsze doniesienia o planach zjednoczenia Niemiec brzmiały alarmująco. Niepokój budziło przede wszystkim wyobrażenie, że Polska ponownie miała się znaleźć pomiędzy dwoma historycznymi wrogami – mocnymi Niemcami i Związkiem Radzieckim. Polscy politycy nie starali się jednak hamować procesu zjednoczenia. Równocześnie nikt nie wierzył, że wszystko potoczy się tak szybko.
Najkrótsze 100 lat w historii
Kiedy Michaił Gorbaczow jako pierwszy rosyjski przywódca otwarcie zaczął mówić o prawie Niemców do zjednoczenia, tłumaczył, że myśli o perspektywie najbliższych stu lat. Dla rządu Mieczysława Rakowskiego taka prognoza brzmiała uspokajająco. Podobnie zresztą dla polityków w RFN. „Deklarację Gorbaczowa przyjęto jako dobry sygnał i zaczęto pracować nad dalszymi krokami”, przypomina Mieczysław Tomala, politolog i znawca stosunków polsko-niemieckich. Dodaje: „Nikt jednak nie myślał, że chodziło o tak bliską perspektywę czasu”.
Podczas, gdy rząd Mieczysława Rakowskiego ze stoickim spokojem czekał na dalsze kroki, w polskiej opozycji już od dłuższego czasu intensywnie przyglądano się niemieckim dążeniom do jedności. Pierwsze dyskusje na ten temat miały w Polsce miejsce już w 1978 roku, kiedy to Polskie Porozumienie Niepodległościowe wydało oświadczenie nt. prawa Niemców do samostanowienia. Debaty nasiliły się od połowy lat 80-tych, wtedy zaczęły się odbywać w Warszawie regularne imprezy poświęcone wizjom zjednoczenia Niemiec (m.in. w Instytucie Spraw Międzynarodowych).
Prawa do samostanowienia dla wszystkich
Choć polska opozycja była stosunkowo przychylnie nastawiona do niemieckich pragnień zjednoczenia, byłoby przesadą twierdzić, że ktokolwiek miał jasny scenariusz. „Nikt wtedy nie wiedział, co naprawdę się stanie i jak potoczą się najbliższe miesiące”, wspomina dziś Hans-Dietrich Genscher. Dodaje: „Wszyscy jednak mieliśmy świadomość, że w aby się to powiodło, musimy pozyskać naszych sąsiadów, głównie Polskę. Innymi słowy, że musimy ostatecznie uznać granicę na Odrze i Nysie Łużyckiej”.
Ponieważ Niemcy od początku podkreślali, że granica jest nienaruszalna, głosy sceptyków w Polsce były raczej umiarkowane. Do przeciwników zjednoczenia należał m.in. Marek Jurek (póżniejszy marszałek Sejmu). Jeszcze w 1990 roku opowiadał się za utrudnianiem i opóźnianiem zjednoczenia Niemiec przez Polskę, bo jak twierdził „można na tym wyłącznie skorzystać”. Większość klasy politycznej w Polsce była jednak przeciwnego zdania. Nowy polski rząd zamiast cokolwiek opóźniać, skoncentrował się na szybkim uregulowaniu kwestii granicy. Otwarcie też mówiono, że hamowanie procesu zjednoczenia może Polsce zaszkodzić. „Polacy walcząc o prawo do samostanowienia, nie mogli równocześnie odbierać tego prawa innym”, mówili politycy.
Różne wizje
Reakcja rządu Tadeusza Mazowieckiego na plany zjednoczenia była spokojna i przemyślana. W liście premiera do szefów rządów czterech mocarstw (USA, ZSRR, Wielkiej Brytanii i Francji) zaznaczył, iż polski rząd nie sprzeciwia się zjednoczeniu, postawił jednak warunek wcześniejszego uznania granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej. Ten właśnie postulat był do końca głównym punktem polskiej polityki wobec kwestii niemieckiej jedności.
Kanclerz Helmut Kohl chciał jednak najpierw doprowadzić do zjednoczenia, a dopiero potem uznać granicę. W czasie negocjacji „dwa plus cztery” Polacy odeszli jednak od początkowych żądań. Minister spraw zagranicznych Krzysztof Skubiszewski forsował początkowo plan, by najpierw doprowadzić do integracji Europy, następnie do niemiecko-niemieckiej konferedacji ze wspólną polityką zagraniczną i bezpieczeństwa, a dopiero potem do formalnego zjednoczenia Niemiec (tak mówił jeszcze w grudniu 1989 w Sejmie, a dwa miesiące póżniej w Bonn). Jego wizja szybko się jednak okazała nierealna, a parę miesięcy póżniej Niemcy były już jednym państwem.
Sceptyczne społeczeństwo
Przekonanie o zbliżającym się zjednoczeniu Niemiec, stawało się coraz bardziej widoczne nie tylko wśród polskich elit politycznych. Także badania opinii publicznej Polaków wskazywały na szybko nadchodzące zmiany. Jeszcze w 1987 roku połowa ankietowanych uważała zjednoczenie Niemiec za „wątpliwe”. W listopadzie 1989 roku wątpiło w to już tylko 16 procent. O tym, że zjednoczenie nastąpi „wkrótce” mówiło w 1987 roku 4 procent ankietowanych, podczas gdy dwa lata póżniej twierdziło tak już 22 procent zapytanych.
Równolegle do takiego przekonania, rosły jednak obawy przed konsekwencjami. Na początku 1989 roku 41 procent ankietowanych przyznało, że czuje zagrożenie myśląc o zjednoczeniu Niemiec. Rok póżniej, czyli na kilka miesięcy przed zjednoczeniem, zagrożonych czuło się już 68 procent Polaków. 41 procent określiła się wtedy jako „przeciwnicy” zjednoczenia, 34 procent jako zwolennicy w dalekiej przyszłości”, a tylko 7 procent była za szybkim zjednoczeniem.
Im bliżej zjednoczenia, tym gorsze były nastroje i tym większe obawy społeczeństwa przed konsekwencjami. Kilka miesięcy po tym, jak Niemcy się zjednoczyły nastawienie Polaków powoli zaczęło się jednak poprawiać. W decydujący sposób przyczyniło się do tego uznanie granicy na Odrze i Nysie oraz podpisanie polsko-niemieckiego traktatu o dobrym sąsiedztwie. Kiedy w ciągu kolejnych kilku lat Niemcy stały się polskim adwokatem na drodze do UE, strach przed zjednoczeniem Niemiec przeszedł do historii.
Róża Romaniec, Berlin
red. odp.: Marcin Antosiewicz