Polscy budowlańcy wygrali z pracodawcą
14 sierpnia 2012Po blisko dwóch tygodniach wyczekiwania na twarzach Polaków pojawił się uśmiech. W poniedziałek (13.08) późnym popołudniem działacze związku zawodowego IG BAU wypłacili im wynagrodzenia gotówką. W Essen na swoje pieniądze czekało jeszcze 35 Polaków. Pozostali wyjechali już wcześniej do kraju, a pieniądze otrzymają przelewem bankowym. – Odetchnęliśmy z ulga, że nasz koszmar wreszcie się skończył – mówi Jacek Feliczak. – Przyjechaliśmy do pracy, a nie po to, by manifestować i upominać się o swoje – dodał Mirosław Turski.
Do pracy zwerbowała ich spółka Fach-Mann z Legnicy. Polacy mieli przygotować do rozbiórki budynek kliniki psychiatrycznej na terenie szpitala uniwersyteckiego w Essen. Prace te LVR (Landschaftsverband Rheinland) zlecił spółce budowlanej Durmaz & Köse Fach-Mann z Norymbergi. Bez wiedzy zleceniodawcy firma ta zatrudniła polskiego podwykonawcę – spółkę Fach-Mann z Legnicy. Jej właściciel jest jednocześnie jednym z szefów norymberskiej firmy.
Polacy zatrudnieni jako pomocnicy budowlani mieli zarobić 11 euro za godzinę (netto) i 40 euro dziennej diety na wyżywienie i nocleg. – To niebotyczne stawki – mówi Damian Warias z IG BAU. – Gwarantowana w Niemczech płaca minimalna dla pomocników budowlanych wynosi zaledwie 7,55 euro netto – wyjaśnia.
Stracili pracę i mieszkanie
Polacy umówili się z pracodawcą, że co tydzień będzie im wypłacał zaliczki w wysokości 50 euro na bieżące wydatki. Podobnie miały być płacone nadgodziny i praca w soboty. W ciągu pierwszych tygodni każdy z robotników dostał około 190 euro. Problemy pojawiły się jednak pod koniec lipca, gdy pracodawca zalegał już z zapłatą. – Upomnieliśmy się o pieniądze, ale kierownik budowy poganiał nas z pracą i kazał wracać do Polski – mówi Marian Bogacki. – Twierdził, że wypłata będzie niebawem na koncie – dodaje. Sytuacja eskalowała, kiedy w pierwszych dniach sierpnia, po około 200 godzinach pracy Polakom zabroniono wstępu na teren budowy. Kilka dni później właścicielka wynajętych przez firmę mieszkań wyrzuciła ich na bruk. Przez kilka dni Polacy musieli nocować w przytułku dla bezdomnych. Potem przenieśli się do hali sportowej w Essen-Stoppenberg. O miejsca postarał się LVR. Niemiecki Czerwony Krzyż użyczył łóżek polowych i kocy.
Dla polskich robotników rozpoczął się w Essen czas oczekiwania na swoje wynagrodzenie. – Wiedzieliśmy, że jeśli wyjedziemy z Niemiec, nigdy nie zobaczymy naszych pieniędzy – mówi Bogacki. Wielu jego kolegów nie miało już środków na żywność czy powrót do kraju.
Chcą wrócić
Holger Vermeer - sekretarz generalny IG BAU w Essen - i jego współpracownik Damian Warias zaznaczają, że negocjacje z pracodawcą Polaków były trudne. Przełom nastąpił dopiero wieczorem 10 sierpnia, kiedy norymberska firma zgodziła się, by LVR przelał wynagrodzenia dla Polaków bezpośrednio na konto związku zawodowego, a ten z kolei przekaże je robotnikom. – O stawkach, które Polacy mieli zapisane w umowie, nie mogło być mowy – wyjaśnia Warias. – LVR mógł zagwarantować minimalną stawkę dla pomocników budowlanych – dodaje. Łącznie chodziło o wypłatę 73 tys. euro.
Związkowcy i Polacy nie kryli radości ze zwycięstwa. – Bez zaangażowania IG BAU nie postawilibyśmy na swoim – mówi Jacek Feliczak. Negatywne doświadczenie z niemieckim pracodawcą nie odstraszy go jednak od kolejnych kontraktów w Niemczech. Zarobki – nawet te minimalne – są trzykrotnie wyższe od stawek oferowanych na polskich budowach. – Będę jednak ostrożniejszy przy podpisywaniu umów – dodaje Feliczak.
Katarzyna Domagała-Pereira
red.odp.: Małgorzata Matzke