Polscy emigranci w Niemczech: Współtwórcy polskiej wolności. Grupa Robocza „Solidarność” Eschweiler-Aachen
1 września 2010 Po ogłoszeniu stanu wojennego 13. grudnia 1981 roku polscy emigranci w RFN i w Berlinie zachodnim tworzyli tzw. grupy robocze, Arbeitsgruppen (ARG), które wspierały polityczną opozycję i solidarnościowe podziemie. Najważniejsze z nich włączyły się później w światowy ruch pro solidarnościowy, CSSO - „Porozumienie Organizacji Wspierających Solidarność”. Należały do nich: Grupa Robocza (Arbeitsgruppe) „Solidarność Eschweiler-Aachen, Towarzystwo „Solidarność“ z Berlina, Komitet Pomocy „Solidarność“ z Moguncji i Solidarność Wolnych Polaków w Bawarii z Monachium. W ruch pro solidarnościowy w Niemczech zachodnich zaangażowane były też Grupa Robocza „Solidarność” w Kolonii i Monachium, radio i teatr „Solidarność” w Norymberdze, Polskie Kluby w Hanowerze i Hamburgu oraz redakcja pisma „Nie Cenzurowano” w Düsseldorfie. Polonijne grupy pro solidarnościowe działały też w Bremie, Hanowerze, Kilonii i Fryburgu.
Polscy emigranci prowadzili wśród Niemców działalność informacyjną. Rozdawali ulotki, ustawiali w miejscach publicznych stoliki informacyjne; prezentowali wystawy o Solidarności i sytuacji w Polsce. Dla polskiego podziemia organizowali przemyt maszyn drukarskich, papieru, nadajników radiowych i książek zakazanych cenzurą. Dla represjonowanych działaczy Solidarności i organizacji niepodległościowych oraz ich rodzin nieśli pomoc materialną. Polscy emigranci zbierali się też na demonstracjach przed ambasadą PRL w Kolonii. O takiej akcji w drugą rocznicę wprowadzenia stanu wojennego Aleksander Zając napisał: „Zbiórka demonstrantów odbyła się na Chlodwigplatz. Na trasie przemarszu rozdawaliśmy ulotki, które cieszyły się dużą popularnością. Niemcy wciąż interesowali się wydarzeniami w Polsce. Przemaszerowaliśmy pod ambasadę PRL, gdzie Andrzej Wirga odczytał apel o uwolnienie więźniów politycznych. Jak zwykle nikt z ambasady nie odebrał naszej rezolucji, więc wrzuciliśmy ją za ogrodzenie.”
Biorąc pod uwagę liczebność polskich emigrantów w Niemczech, ludzi pełnych poświęcenia, organizujących mądrą pomoc dla polskiego podziemia, była garstka. Garstka Polaków przychodziła też na demonstracje pro solidarnościowe, kiedy wygasły emocje po wprowadzeniu w Polsce stanu wojennego. Opowiadają, że zbieranie środków na pomoc dla Polski stało się bardzo trudne, kiedy w RFN w miejsce fascynacji „Solidarnością” pojawiło się „zauroczenie pierestrojką i Gorbaczowem”. Wtedy grupy posolidarnościowe stały się „niewygodne”; zdarzało się, że ich działacze byli uważani za „wichrzycieli”.
„Byłem beneficjentem tej pomocy”
Beneficjentami pomocy polonijnego ruchu pro solidarnościowego na Zachodzie byli dawni działacze opozycji i solidarnościowego podziemia zrzeszeni w Stowarzyszeniu Wolnego Słowa (SWS). „Mieliśmy cały czas świadomość, że bez waszego wsparcia ten nasz opór zupełnie inaczej by wyglądał. I mogę powiedzieć tyle: w imieniu Stowarzyszenia, którego jestem prezesem, w imieniu Konwentu Seniorów Solidarności, którego jestem członkiem, że bardzo dziękuję za to, bo dzięki temu ten nasz opór przetrwał do samego końca”, powiedział w 2010 roku w Akwizgranie Wojciech Borowik zwracając się do działaczy Grupy Roboczej „Solidarność” Eschweiler-Aachen. Stowarzyszenie Wolnego Słowa odwdzięcza się za to pomagając teraz tym, którzy dzisiaj walczą na świecie, o wolność i niepodległość. „W ten sposób spłacamy dług honorowy, który zaciągnęliśmy u naszych przyjaciół na Zachodzie”.
Od Grupy Roboczej „Solidarność” Eschweiler-Aachen Wojciech Borowik otrzymał maszynę drukarską. Ryszard Wyżga, pamięta, jak przywiózł ją z kolegą na pocztę przy Dworcu Głównym w Akwizgranie. „Panowie na poczcie kompletnie zaskoczeni zapytali nas: Chłopcy, co wy jeszcze walczycie? Odpowiedzieliśmy: oczywiście! I mamy prośbę do was, bo maszyna jest ciężka, a jest do tego jeszcze papier i farba. Czy moglibyście ją nam jakoś przeszmuglować do Kopenhagi?” Niemieccy pocztowcy zgodzili się bez mrugnięcia okiem przetransportować nieodpłatnie w wagonie pocztowym ciężką drukarkę do Danii. Stamtąd przez Szwecję dotarła ona z do adresata w Polsce. Maszyn drukarskich, takich jak ta, ARG „Solidarność” Eschweiler-Aachen przekazała dla polskiego podziemia jeszcze kilka. Polscy emigranci otrzymywali je od niemieckich związków zawodowych.
Z internatu do Akwizgranu
Organizatorem grupy i jej przewodniczącym był Aleksander Zając. Olek przebywał zaledwie kilka tygodni w Niemczech, kiedy w Polsce ogłoszono stan wojenny. Z grupką polskich emigrantów organizował lekarstwa i wysyłał do Polski. Grupa działała na początku nieformalnie. W lutym 1983 roku zawiązała się jako samodzielna Grupa Robocza „ARG) najpierw w Eschweiler. Wraz z przypływem nowych członków z Akwizgranu przyjęła nazwę Eschweiler-Aachen.
W kontaktach z krajem na początku pośredniczyło Biuro Solidarności w Bremie (działało tylko rok) i Biuro Solidarności w Brukseli. Później rolę koordynacyjną przejął Komitet Pomocy „Solidarność“ z Moguncji, którym kierował Andrzej Wirga. Kiedy do grupy dołączyli „koledzy z internatu wyrzuceni z Polski”, koordynowali pomoc dla podziemia i organizacji opozycyjnych w różnych regionach Polski, opowiada Aleksander Zając. „Oni zaprawieni w boju wiedzieli, do kogo dotrzeć. My nie byliśmy potentatami finansowymi, a chcieliśmy pieniądze wykorzystać jak najlepiej. A oni wiedzieli, komu te pieniądze trzeba dać. Za 100 marek, przy ówczesnym przeliczniku na marki, można było drukować bibułę”, opowiada.
Internowanymi działaczami Solidarności, którzy w 1984 roku przyjechali do Niemiec z paszportem w jedną stronę i dołączyły do grupy AGS Eschweiler-Aachen byli: Ryszard Wyżga (Kombinat Budownictwa Ogólnego 1, Szczecin), Bogusław Teodorowski (Zakłady Mechaniczne WZSL w Opolu od. w Kluczborku), Mieczysław Zarzyczny (Kopalnia „Piast”), Kazimierz Biskupek (PTSB Transbud w Katowicach-Brynowie Oddział 3 w Tychach). „Do Aachen kierowaliśmy się z polecenia ludzi z Biura Solidarności w Brukseli” –informuje Ryszard Wyżga.
Grupa Robocza Eschweiler- Aachen pomagała też Solidarności Walczącej, NZS w Krakowie i w Warszawie oraz Centrum Informacji Akademickiej NZS, w skrócie CIA. „A ja byłem ich przedstawicielem na Zachodzie, czyli byłem agentem CIA” – żartuje Aleksander Zając.
Pełna konspiracja i zaufanie
„Nie mogli wszyscy wiedzieć wszystkiego” – opowiada o pracy AGS Eschweiler-Aachen Aleksander Zając. Pełna konspiracja. Każdy robił swoje i milczał na ten temat. „Mieliśmy do siebie pełne zaufanie. Na przykład, Ryszard Wyżga był koordynatorem pomocy na Pomorze Zachodnie i tylko mówił, że potrzebuje pieniądze. Jak je mieliśmy, to „szły”. Potem ukazywało się w prasie podziemnej hasło np. ‘Dziękujemy grupie Hase ( Zając przyp. red.) za 600 rubli’. To było potwierdzenie, że pieniądze dotarły do adresatów. Później te podziękowania łatwo było zamieścić w biuletynach ukazujących się na Zachodzie – wyjaśnia Aleksander Zając. „Solidarność Walcząca drukowała po zakończeniu stanu wojennego już bezpośrednio potwierdzenia otrzymania konkretnych sum pieniędzy od Arbeitsgruppe „Solidarność” Eschweiler - Aachen. Z NZS przychodziły zaszyfrowane podziękowania np. dla „Wojtka ze Stolberga”. A, że Wojtek Gawron był przedstawicielem NZS tutaj i mieszkał w Stolbergu, więc było wiadomo, że pieniądze od nas do nich dotarły”.
Arbeitsgruppe „Solidarność” Eschweiler-Aachen była dość liczna. Mieczysław Zarzyczny ma wszystko udokumentowane. W 1988 roku składki wpłynęły od 186 osób. Nie wszyscy członkowie byli jednak zaangażowani w prace grupy. Wielu z nich wyjechało do Kanady, Południowej Afryki po otrzymaniu rekomendacji grupy. Później to procentowało. „Pieniądze na pomoc sami zdobywaliśmy. Mieliśmy je ze składek i z dotacji” –opowiada Aleksander Zając. „Jeśli nasz członek wyjechał do Stanów Zjednoczonych i powodziło mu się lepiej, to przysyłał nam 100 dolarów np. dla Solidarności Walczącej, i to dzięki temu, że napisaliśmy wielu ludziom pozytywną rekomendację, kiedy chcieli wyjechać do Stanów Zjednoczonych, Kanady czy do Australii.”
Łączy ich to, co razem zrobili
Polacy angażujący się z poświęceniem na politycznej diasporze w prace Arbeitsgruppe „Solidarność” Eschweiler-Aachen twierdzą, że ich wysiłek kilkunastu lat był dla nich wiele wart.
Bogusław Teodorowski zastanawia się, czy młodzież w Polsce docenia wolność, którą wywalczyło dla nich pokolenie Solidarności. ”Mamy teraz wolność w naszym kraju. Niektórzy o tym wiedzą. Ale niektórzy nie wiedzą skąd się ona wzięła”.
Mieczysław Zarzyczny, kiedy opuszczał Polskę i żegnał się z kolegami w kraju, usłyszał, że tylko szczury opuszczają tonący statek. Dlatego zaraz po przyjeździe do Niemiec z żoną Krystyną szukali możliwości niesienia pomocy tym, którzy zostali w Polsce. „To był nasz wkład w wolność Polski” - zaznacza.
„W tym czasie w Polsce” – opowiada Ryszard Wyżga – „ jakiś kabarecista mówił, że to wszystko lezie do przodu, ale lezie. A teraz to idzie, też dzięki naszej pracy” – dodaje.
Aleksander Zając uważa, że nie ma, o czym mówić. Angażować się trzeba było, to „sprawa oczywista”. Jednego żałuje najbardziej. Tego, że rozeszły się drogi kolegów z opozycji. Ale udało się ich wszystkich skupić w SWS (Stowarzyszeniu Wolnego Słowa – www.sws.org.pl). „Całe szczęście”, zaznacza. „Tam są ludzie, którzy dzisiaj nie zawsze ze sobą rozmawiają, a przecież kiedyś siedzieli w jednej celi. Ale jedno nas łączy – to, co żeśmy zrobili.”.
Od Solidarności do klubu jachtowego
Grupa Robocza „Solidarność” Eschweiler-Aachen zakończyła swą „niepodległościową działalność” w 1991 roku. Aleksander Zając zaangażował się w ruchu polonijnym i zamieszkał w Berlinie. Mieczysław Zarzyczny założył Polski Klub Żeglarski Akwizgran i był do niedawna jego komandorem. Większość członków Grupy Roboczej zakończyła działalność, jak mówi Aleksander Zając, na „etapie niepodległościowym”. Bliski kontakt wszyscy utrzymują ze sobą do dzisiaj. Łączy ich przede wszystkim wielkie zaufanie do siebie.
Barbara Cöllen
Zdjęcia i materiały źródłowe z archiwum Mieczysława Zarzycznego i Alexandra Zająca Polskie Forum w Niemczech/Polnisches Forum in Deutschland e.V.
Red.odp.: Małgorzata Matzke