Polska jednak chce być w unii obronnej
13 listopada 2017Nowa - i prawnie umocowana w ramach Unii - współpraca chętnych krajów w kwestii polityki bezpieczeństwa i obrony (PESCO) najprawdopodobniej zostanie zawiązana w grudniu. W poniedziałek swój akces zgłosiły aż 23 kraje UE. – To historyczny moment. Przed rokiem większość z nas uważała to za niemożliwe do osiągnięcia – powiedziała szefowa unijnej dyplomacji Federica Mogherini po ceremonii oficjalnego podpisywania wniosków o wejście do PESCO. Na sali był minister obrony Antoni Macierewicz i szef dyplomacji Witold Waszczykowski. Macierewicz od dawna sprzeciwiał się dołączeniu Polski do – promowanego przez Niemcy i Francję – PESCO wbrew chętniejszemu tej inicjatywie MSZ-owi oraz popierającemu PESCO prezydentowi Andrzejowi Dudzie. Spory trwały aż do ostatniego czwartku i Warszawa dopiero w piątek (10.11.2017) ogłosiła chęć dołączenia do PESCO.
Strach przed „drugą prędkością”
Przeciwnicy PESCO w polskim rządzie argumentowali, że Warszawie wystarczy NATO, a ponadto PESCO zwiększy zagrożenie dla polskiego przemysłu obronnego wskutek zachodniej konkurencji (takie wyzwanie jest realne) i nie będzie uwzględniać potrzeb wschodniej flanki. Ponadto wielką, choć mało merytoryczną rolę odgrywały polityczne tarcia między Warszawą a Brukselą, Paryżem i Berlinem. Jednak ostatecznie zwyciężyły obawy, że Polska skończy w „drugiej prędkości” unii obronnej, utraci szanse na wykorzystanie unijnych funduszy dla przemysłu obronnego z budżetu po 2020 r., a także – sama stawiając się poza nawias - pozostanie bez większego wpływu na rozwój unijnej polityki obronnej w najbliższych latach.
W poniedziałek chęci wejścia do PESCO nie zgłosiła Portugalia i Irlandia (rządy obu krajów sygnalizują, że zrobią to w najbliższych tygodniach), a także Wlk. Brytania (jest na brexitowym wylocie), niezainteresowana Malta oraz Dania, mające traktatowe wyłączenia od unijnej polityki bezpieczeństwa.
Dużą nowością PESCO będzie podejmowanie przez uczestniczące kraje wiążących zobowiązań (na gruncie prawa UE) co do misji wojskowych oraz zbrojeń. Ich wypełnianie ma być monitorowane przez Unię, a złamanie - karane zawieszeniem udziału w PESCO (trwają też dyskusje o innych możliwych sankcjach). NATO-wskie zobowiązanie do zwiększenia wydatków na obronność do 2 proc. PKB najpóźniej w 2024 r. (Polska spełnia ten warunek) ma tylko charakter polityczny. A gdyby takie zobowiązanie podjęto w ramach PESCO, to Bruksela pilnowałaby go tak ostro, jak strzeże np. dozwolonych progów deficytu i długu publicznego.
Część krajów UE chce, by PESCO potwierdziło NATO-wskie zobowiązanie co do przeznaczania - za kilka lat – co najmniej 20 proc. wydatków obronnych na inwestycje w broń i sprzęt wojskowy (Polska nie spełnia tego warunku). Oba cele (2 proc. i 20 proc.) są zapisane w projekcie PESCO, ale na razie nie jako żelazne warunki członkostwa.
Przede wszystkim przemysł obronny
Kraje PESCO będą zobowiązane do udziału we wspólnych misjach wojskowych lub łożenia na nie, ale francuskie wizje (prezydent Emmanuel Macron mówi o wspólnych siłach interwencyjnych) obecnie zupełnie nie pasują do powściągliwych zamiarów Berlina. Niemcy przede wszystkim pragną usprawnić obecny system misji unijnych (jak np. obecna misja szkoleniowa w Mali), a w sporach z Paryżem o kształt PESCO popierały – na razie ta wersja zwycięża – projekt mniej ambitny, lecz tym samym dostępny dla jak największej liczny krajów Unii. Niemieckie umiarkowanie w tej dziedzinie popiera m.in. Polska, która nie chce żadnego uszczerbku dla roli NATO w kwestii bezpieczeństwa Europy.
Największą szansa PESCO na przełom w przewidywalnej przyszłości dotyczy współpracy w przemyśle obronnym i inwestycjach w zbrojenia. Unia jako całość jest na świecie druga po USA pod względem wydatków obronnych, ale choć wydaje połowę tego, co Amerykanie, to przekłada się to na równowartość tylko 15 proc. amerykańskich zdolności obronnych. A tymczasem Waszyngton, zwłaszcza za prezydenta Donalda Trumpa, ciśnie Europejczyków na szybkie zwiększenie swych zdolności obronnych w ramach NATO.
Problemem jest m.in. fragmentacja europejskiego rynku obronnego - około 80 proc. zakupów dokonuje się w ramach tego samego państwa. Wspólne zamówienia publiczne na broń przyniosłyby ogromne oszczędności, podobnie jak znacznie większe otwarcie rynku broni na konkurencję (obecnie przemysł zbrojeniowy jest wyłączony z wielu zasad unijnego wspólnego rynku). Celem unii obronnej jest też zachęcanie sojuszników z UE (i zarazem z NATO) do wspólnego użytkowanie części sprzęty (np. samolotów cystern).
PESCO ma być ściśle powiązane z Europejskim Funduszem Obronnym promującym międzynarodowe przedsięwzięcia zbrojeniowe. Po 2020 r. ten Fundusz miałby wspomagać projekty warte 5 mld euro rocznie i dopłacać do nich co najmniej jeden miliard rocznie – to spora suma, bo 27 krajów UE (bez Wlk. Brytanii) wydaje teraz 35 mld euro rocznie na inwestycje w broń i sprzęt wojskowy. Projekty realizowane w ramach PESCO mogą obejmować tylko po kilka krajów, ale tylko te państwa będą miały potem prawo głosu w sprawie tych konkretnych przedsięwzięć. W pierwszej transzy projektów zatwierdzonych po zawiązaniu PESCO w grudniu tego roku, może się znaleźć budowa dronów, zapowiedziane przez Francje i Niemcy prace nad nowym myśliwcem, jak również projekty z dziedziny cyberobrony.
Tomasz Bielecki, Bruksela