Polska pogodziła się z eurobudżetem
14 grudnia 2018Osobny budżet eurostrefy był od co najmniej ośmiu lat postulatem kolejnych prezydentów Francji, a jednocześnie uchodził za niemal symbol zagrożeń Europy ze strony coraz większego rozwarstwienia się UE na „dwie prędkości”, czyli na unię walutową i resztę.
Berlin, któremu eurobudżet zawsze pachniał ryzykiem transferów finansowych, bardzo długo przeciwstawiał się francuskim postulatom. Ale kanclerz Angela Merkel ustąpiła w tej kwestii Emmanuelowi Macronowi już podczas ich czerwcowych rozmów o reformie Unii w Merseburgu. Potem Berlin i Paryż zdołały wepchnąć eurobudżet do programu reform eurostrefy pomimo – z początku wydawało się, że niepokonalnego – sprzeciwu Holandii i siedmiu małych, północnych krajów UE skupionych wokół niej pod sztandarem „nowej ligi hanzeatyckiej”.
Planowany eurobudżet, którego konstrukcja ma być doprecyzowana w czerwcu 2019 r., to mocno okrojona wersja pierwotnych pomysłów Francji, która przed paru laty sugerowała nawet stworzenie nowej instytucji do zarządzania eurokasą. Co ważniejsze, na razie w ogóle nie zanosi się, by eurobudżet był aż tak wielki, jak niegdyś chciał Paryż (nawet 2-3 proc. PKB eurostrefy). Szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker w piątek wspomniał w tym kontekście o kwocie około 50 mld euro. – Najważniejsze, że wreszcie robimy pierwszy krok. Jak już zaistnieje ten budżet eurolandu, to będziemy stopniowo go polepszać. Mamy wielki przełom – tłumaczył nam niedawno wysoki rangą polityk rządowy z Paryża.
Polacy się pocieszają
– Ten instrument budżetowy dla strefy euro będzie zatwierdzany w formacie inkluzywnym przez wszystkie kraje Unii w kontekście wieloletniego planu budżetowego Unii – powiedział w piątek szef Rady Europejskiej Donald Tusk, który jako polski premier już na unijnym szczycie z 2012 r. zwalczał francuskie idee eurobudżetowe. Sęk w tym, że „inkluzywność” (czyli otwarcie na Polskę i inne kraje spoza eurostrefy) jest dość słabo zapisana w deklaracji piątkowego szczytu eurostrefy, na który doproszono premiera Mateusza Morawieckiego i przywódców innych krajów Unii nieposługujących się wspólną walutą.
Eurobudżet ma być przyjmowany „w kontekście” budżetu wieloletniego Unii (czyli wejdzie w życie od 2021 r.) oraz być „częścią budżetu unijnego”. Pomimo to polska dyplomacja była zaskoczona, gdy w ostatnią środę (12.12.2018) zobaczyła eurobudżet w projekcie deklaracji ze szczytu.
– Najważniejsze z punktu widzenia Polski jest to, że ten instrument dla strefy euro będzie w ramach finansowych całej Unii, co oznacza, że nie będzie to odrębny budżet. A Polska będzie miała wpływ na jego funkcjonowanie – przekonywał Morawiecki w piątek po zakończeniu szczytu w Brukseli.
Ciężkie batalie przed „drugą prędkością” Unii
Szkopuł w tym, że deklaracja szczytu eurostrefy na razie oznacza tylko ryzyko przesunięć funduszy ze wspólnej kasy Unii do – niedostępnej dla Polski – kasy dla eurolandu. I wcale nie daje żelaznych gwarancji, że tego typu decyzja będzie obwarowana wymogiem jednomyślności wszystkich państw UE (czyli, że da Polsce „wpływ na funkcjonowanie”). Niewykluczone, że – twardo testujące znaczenie Polski na forum Unii – spory o reguły eurobudżetu, będą się toczyć w Brukseli aż do 2020 r. Polscy negocjatorzy pocieszają się uzyskaniem zapisu, że eurobudżet będzie spójny z innymi działaniami Unii, co ma zapobiec zupełnemu wchłonięciu przez eurostrefę unijnej polityki spójności.
Przywódcy strefy euro na razie zgodzili się, że eurobudżet ma wspomagać konkurencyjność i reformy strukturalne krajów euro, ale – to pomogło przemóc weto Holandii (i pokonać niechęć Niemiec) – pominięto „funkcję stabilizacyjną”, czyli finansowe wspomaganie krajów euro w wyjątkowych (lecz mało zawinionych) opałach np. przez łożenie na ich system zasiłków dla bezrobotnych.
– Przyjęliśmy część postulatów prezydenta Macrona. Oboje jesteśmy zadowoleni – powiedziała Merkel. Francuz zgodził się, by do eurobudżetu dobrowolnie mogły dołączać kraje będące w wężu walutowym ERM II, czyli na drodze akcesji do euro lub – teraz to Dania – ze swą walutą sztywno powiązaną z euro. Merkel i Macron zaproponowali, by jednym ze źródeł finansowania eurobudżetu i budżetu UE był podatek od transakcji walutowych.
Ponadto przywódcy eurostrefy zgodzili się na reformy wzmacniające unię bankową oraz fundusz ratunkowy eurostrefy ESM.