"Młode pokolenie nie może dorastać w zakłamaniu"
15 czerwca 2016DW: Wprowadził Pan do nauki termin „wadliwe kody pamięci”. Na rynku pojawiła się też wydana aż w trzech językach publikacja o tym samym tytule. Coś musiało Pana bardzo oburzyć, że zdecydował się Pan poświęcić temu zagadnieniu.
Artur Nowak-Far*: Dużo czytałem o tzw. „ludobójstwie ormiańskim”, „Armenian Genoside”. Wiele książek ma nawet taki tytuł. To zbrodnie, które w latach 1915-1916 dokonano na Ormianach. Zaczęło mnie zastanawiać, jak taki tytuł zinterpretowaliby moi studenci, którzy o tych wydarzeniach nie mają pojęcia. I tak narodził się termin wadliwych kodów pamięci.
Przykład budzący największe emocje to oczywiście „polskie obozy zagłady”.
Sugerują osobom nieznającym tematu, że to Polacy organizowali obozy, a to przecież robili Niemcy na terenach Polski. Wadliwe kody pamięci to po prostu krótkie zbitki językowe, które budują wypaczony obraz świata, mylą porządek faktu. Słuchaczom, którzy nie są obeznani z faktami, np. ze zbrodniami wojennymi, mieszają w głowie. Sugerują, że to ofiary są katami. Przykładem jest także ludobójstwo Tutsi, bo to przecież nie Tutsi dokonały zbrodni.
Czy to problem bardziej dla językoznawców czy historyków?
Zdecydowanie dla językoznawców, ale bardzo ważny także dla mediów, bo media muszą posługiwać się klarowną komunikacją. Niejasny język może determinować wiele negatywnych zjawisk. Powtarzane przez pokolenia wadliwe kody pamięci ulegają idiomatyzacji i wkuwają sie w pamięć tworząc nieprawdę.
Dawniej nie było tego problemu, bo ludzie znali historię.
Dziś niestety nowe pokolenie nie zna ofiar wojny, a edukacja w szkołach czasem zawodzi. Zmieniła się także nośność mediów. Teraz jest Internet i wszędzie można uzyskać informację, więc media mają coraz większą odpowiedzialność społeczną. To, co jest napisane w Niemczech, może być czytane i na Kamczatce.
Pojawiające się w mediach wadliwe kody pamięci to wynik niechlujstwa, niewiedzy, czy świadomego przeinaczania historii?
Motywacje są różne. Według badań, które przeprowadziliśmy i które można znaleźć w publikacji „Wadliwe kody pamięci”, najczęściej jest to po prostu niedbałość albo nonszalancja. Od czasu do czasu widać pewną konsekwencję w tym działaniu co może sugerować, że osoby, które uporczywie w swoich mediach używają wadliwych kodów pamięci robią to specjalnie albo na złość.
Niektórzy politycy w Polce życzyliby sobie, by używanie wadliwych kodów pamięci było karane. Czy to Pana zdaniem dobry pomysł?
Kara nie powinna być w tej kwestii podstawowym narzędziem walki. Należy zapobiegać poprzez rzetelne informowanie i skuteczne piętnowanie, a to przecież największa kara dla mediów. Żadne media nie chcą sobie robić złej opinii. Medioznawcy zbadali zachowanie i reakcje niemieckich internautów na używanie wadliwych kodów pamięci i okazało się, że to bardzo aktywna grupa i bardzo piętnująca takie zachowania.
Jak często określenie „polskie obozy zagłady” pojawiało się w mediach w ubiegłym roku?
To sie liczy w tysiącach. I od czasu do czasu osoby, które czują się tym poszkodowane wytaczają procesy mediom. Jakiś czas temu jeden były więzień Auschwitz wytoczył proces niemieckiej gazecie „Die Welt”. Dla polskiego obywatela było to zachowanie wycelowane przeciwko jego godności.
Oprócz piętnowania wspomniał Pan też o informowaniu. Odbywająca się w Bonn konferencja Global Media Forum to chyba idealne miejsce by mówić o wadliwych kodach pamięci.
Tu są tysiące dziennikarzy. Dzięki dyskusji o tym możemy ich uwrażliwić. Wiadomo, że media muszą być szybkie, ale nie mogą zapominać o właściwych standardach dziennikarstwa. Tracą przez to wiarygodność. Ale przede wszystkim nie możemy dopuścić, by młode pokolenie dorastało w zakłamanej rzeczywistości.
rozmawiała Anna Holthausen
*Artur Nowak-Far (ur. 1967), polski prawnik i ekonomista, profesor SGH w Warszawie, w latach 2013-2015 wiceminister spraw zagranicznych RP. Autor i redaktor wielu książek naukowych m. in. publikacji "Die fehlerhaften Gedächtnis-Codes" (2016) poświęconej "wadliwym kodom pamięci" wydanej przy współpracy z DW.