Potrzebny jest parlamentarny pełnomocnik ds. tajnych służb
13 sierpnia 2013"W Berlinie, w poniedziałek, w jawny sposób obradowało najtajniejsze ze wszystkich tajnych gremiów Niemieckiego Bundestagu", pisze:
"Frankfurter Allgemeine". "Dziesiątki dziennikarzy zgromadziło się przed rzekomo nieznanymi nikomu gabinetami Parlamentarnego Gremium Kontrolnego, by wysłuchać przygotowanych oświadczeń jego członków. (...) Szczególnie SPD była wielokrotnie gotowa, bez jakichkolwiek skrupułów, by za cenę wyższej o pół procenta popularności, zniszczyć reputację tajnych służb i dodatkowo jeszcze dobre imię szefa swojego klubu parlamentarnego Steinmeiera. (...) Steinmeier szybko wylądował za drzwiami komisji i jak zbity pies uskarżał się z powodu "osobistego zniesławienia", jakiego się dopuszczono wobec niego. Faktycznie jednak to prowadzona bezpardonowo walka wyborcza SPD wmanewrowała szefa jej klubu poselskiego w tę niewygodną sytuację".
"Mannheimer Morgen" uważa, że "Coraz wyraźniejsze staje się, jak pilne są dogłębne reformy systemu parlamentarnej kontroli tajnych służb. W obecnej formie gremium kontrolne jest bezzębnym tygrysem, ponieważ jest uzależnione od polityki informacyjnej rządu. Posłowie Bundestagu dowiadują się tylko tyle, ile zdradzi im Urząd Kanclerski. Już nie tylko opozycja domaga się stworzenia własnego, parlamentarnego pełnomocnika ds. tajnych służb, który podobnie do pełnomocnika ds. obronności wyposażony byłyby w szerokie prawa i kompetencje. Taki urząd miałby podwójne zadanie: umacniałby uprawnienia parlamentu i legitymował pracę tajnych służb".
"Sueddeutsche Zeitung" tłumaczy istotę skandalu z podsłuchem NSA: "Drony to najnowocześniejsze i najbardziej sporne narzędzie techniki, które pozwala zabijać na ogromny dystans. W jakichś koszarach w Newadzie, albo nawet w Ramstein, siedzi obsługa tych urządzeń i poprzez dane cyfrowe steruje bronią do celu, w Pakistanie czy w Afganistanie. W ujęciu niemieckiego kodeksu karnego jest to wykonanie kary śmierci bez procesu, czyli jest to zabójstwo albo morderstwo. Jeżeli tak faktycznie jest, to dostarczenie danych w tym celu jest pomocą, czyli niemiecka służba wywiadowcza BND jest pomocnikiem takiego przestępstwa. Inaczej ocena ta wygląda tylko wtedy, gdy ofiary ataku dronem i jego nadawca są bezpośrednio walczącymi, wrogimi stronami. Tylko wtedy zabójstwo takie byłoby uzasadnione. W ten sposób argumentują Amerykanie, ale nie BND".
Chaos na kolei, nie tylko w Moguncji...
"Moguncja i jej okolice częściowo odcięte są od komunikacji kolejowej. To brzmi trochę jak wiadomość z regionów Czarnej Afryki" - pisze "Die Welt". "Prawdą jest jednak, że Deutsche Bahn zareagowała na grożący tam chaos nie jak nowoczesne przedsiębiorstwo usługowe, tylko jak wydział ksiąg wieczystych prowincjonalnego urzędu. Prawdą jest także, że stara Bundesbahn była pod wieloma względami o wiele bardziej niezawodna, tyle, że była za droga. Ale to nie sama kolej zdecydowała o tym, że już sama nie wie, jakim jest tworem: bo to ani pies (państwowe przedsiębiorstwo), ani wydra (normalna firma). Winna temu jest polityka, wspierana przez większość społeczeństwa, które niezawodną komunikację kolejową uważa za jedno z podstawowych praw, ale z drugiej strony nie chce za nią więcej płacić. Trudno jedno z drugim pogodzić. Moguncja odczuwa to na własnej skórze".
"Ludwigsburger Kreiszeitung": "Całe piwo muszą teraz wypić pasażerowie, którzy i tak męczą się z przepełnionymi pociągami, uszkodzoną klimatyzacją, usterkami systemu, jak ostatnio w Stuttgarcie. Użytkownicy kolei muszą w tych dniach uzbroić się w cierpliwość. Jest to wszystko jednak tym trudniejsze do pojęcia, że kolej nie jest biedna. Koncern ma znakomite obroty, a to z kolei bardzo cieszy budżet państwa, który może liczyć na kolosalne wpływy: tylko w ubiegłym roku 525 mln euro. Obowiązkiem ministra komunikacji byłoby jednak dopilnowanie, żeby koleje przyspieszyły inwestycje i uzupełniły niedobory personelu w tak ważnych węzłach, jak nastawnie. Potrzebna jest silniejsza presja polityczna".
"Moguncja to może szczególnie jaskrawy, żenujący i irytujący przypadek" - zaznacza "Neue Presse" z Hanoweru. " Jednak kolej musi przyznać, że takie problemy występują w całych Niemczech. Być może, teraz gdzieś w Niemczech wloką się do pracy chorzy dyżurni ruchu, bo nie chcą jeszcze bardziej kompromitować swego pracodawcy. Albo ktoś faktycznie przerwie urlop, żeby wrócić do pracy. Jednak rozwiązanie strukturalnych problemów wygląda inaczej".
Małgorzata Matzke
red.odp.: Elżbieta Stasik