Poważny problem Bundeswehry. Rasizm i ksenofobia
22 grudnia 2013Z raportu Instytutu Badań Społecznych Bundeswehry z 2009 roku wynika, że 12 proc. żołnierzy w niemieckim wojsku ma korzenie cudzoziemskie. Niemniej Bundeswehra konfrontowana jest systematycznie z posądzeniami o ksenofobię i rasizm. Na początku tego roku debata na ten temat rozgorzała na nowo, kiedy przełożony pochodzący z Tajlandii został zaatakowany przez swego podwładnego. Lecz atak ten nie miał podłoża rasistowskiego. Chodziło, jak się potem okazało, o osobiste porachunki między nimi.
Społeczeństwo żywi nieufność wobec wojska
Jednakże w takich sytuacjach najczęściej zarzut brzmi – rasizm. Hellmut Königshaus, pełnomocnik rządu ds. wojskowych, nazywa to „działaniem pod wpływem impulsu” i przyczyn tego dopatruje się w niewiedzy oraz nieufności społeczeństwa wobec wojska. – Bundeswehra stała się dla niego anonimową organizacją, zwłaszcza w ostatnich latach, kiedy stale ubywało z niej poborowych, których obecnie w ogóle już nie ma – wyjaśnia Königshaus. To powoduje, że społeczeństwo ma zupełnie błędne pojęcie o tym, co właściwie dzieje się w Bundeswehrze, zauważa pełnomocnik rządu ds. wojskowych.
Prawda jest taka, że od lat sukcesywnie spada oficjalna liczba interwencji związanych z ksenofobią i rasizmem. W 2012 roku odnotowano tylko 67 takich przypadków. Większość z nich to wybryki propagandowe, takie jak słuchanie muzyki skrajno prawicowej. Danych za rok bieżący jeszcze nie ma.
W ciągu ostatnich 10 lat coraz mniej było zgłoszeń do pełnomocnika rządu ds. wojskowych przypadków wybryków ksenofobicznych. Użycie przemocy należy do rzadkości. Rzuca się w oczy, że ich sprawcami nie są oficerowie, lecz niemal wyłącznie podoficerowie.
Duża presja ścigania rasistów
Pomimo, że nie można wykluczyć nieujawnionych przypadków wybryków ksenofobicznych, zauważa Königshaus, należą one do rzadkości. Pełnomocnik rządu ds. wojskowych tłumaczy to konsekwentnym ściganiem takich przypadków przez Bundeswehrę i stosowaniem przy najcięższych przewinieniach zwolnień ze służby. – W ten sposób zawczasu wywiera się presję na potencjalnych sprawcach – mówi pełnomocnik.
Niemieckie wojsko od lat stara się przeciwdziałać wszelkim przejawom ksenofobii, wyjaśnia rzecznik prasowy Stefano Toneatto, oficer o włoskich korzeniach. Bundesswehra podejmuje przeciwko żołnierzom o skrajnych poglądach działania prewencyjne przy pomocy własnego kontrwywiadu. Ponadto stawia na środki edukacyjne. Centrum Edukacji Obywatelskiej na za zadanie kształcenie i dokształcanie w Bundeswehrze, edukuje wojskowych w postępowaniu z osobami o cudzoziemskich korzeniach – niezależnie od tego, czy chodzi tu o żołnierzy, czy osoby cywilne. Wykładowcami w Bundeswehrze są eksperci ds. interkulturowych z prywatnego sektora, często sami obcego pochodzenia. To oni kształcą żołnierzy na przyszłych trenerów.
Żołnierze powinni odważnie bronić się przed ksenofobią
- Oczywiście, że są deficyty i to niezależnie od wysiłków, jakie się podejmuje – stwierdza z całą otwartością wojskowy rzecznik prasowy. Zastrzega on, że nie mają one nic wspólnego ze strukturami Bundeswehry. Są to przewinienia indywidualne. Odpowiedzialność za nie ponosi, więc każdy żołnierz z osobna? Trzeba wysłuchać obie strony – mówi Toneatto. - Musimy wyczulić żołnierzy na to, aby nabrali pewności siebie i zgłaszali przypadki ksenofobi. Kto tego nie zrobi, ten nie wpłynie na zmianę sytuacji – zaznacza rzecznik prasowy.
W sukces takiej samoregulacji nie wierzy Omid Nouripour. Ekspert partii Zielonych ds. wojskowych uważa, że silne związki między żołnierzami stoją temu na przeszkodzie. To jest iluzoryczne, mówi, że każda ksenofobiczna uwaga, będzie zgłaszana do przełożonego. – Ciągle powtarzam, że trudno jest przerwać milczenie żołnierzy.
Wziąć integrację w swoje ręce
Noripour uważa, że można otrzymać pomoc w tej sprawie od Stowarzyszenia Niemieckich Żołnierzy, niezależnego związku zrzeszającego ponad 100 członków, także o cudzoziemskich korzeniach. W swoich działaniach czynią starania o integrację w wojsku i życiu cywilnym. – Oni nie czekają, aż Bundeswehra coś zdziała. Biorą sprawy w swoje ręce, co oddziałuje na wojsko – zaznacza ekspert partii Zielonych ds. wojskowych.
Dominik Wullers jest członkiem Stowarzyszenia Niemieckich Żołnierzy. Pomimo swych cudzoziemskich korzeni, nigdy nie doświadczył ksenofobii w Bundeswerze. - Najpóźniej, kiedy leżysz z kolegą w błocie, nikogo nie interesuje pochodzenie. Jesteś po prostu żołnierzem – mówi. Stowarzyszenie pomogło mu przede wszystkim zaakceptować swoje pochodzenie. Do tamtej chwili starł się o nim nie pamiętać. – Moją niemiecką tożsamość otrzymałem od Bundeswehry. Moją tożsamość przodków z wysp Zielonego Przylądka od stowarzyszenia – mówi oficer. Obecnie Wullers zasiada w zarządzie stowarzyszenia i walczy o to, aby osoby o korzeniach cudzoziemskich, żołnierze czy osoby cywilne, uczyły się tolerancji.
Sabina Faber / Barbara Cöllen
red. odp.: Andrzej Pawlak