Powidoki afery spalinowej. Komisarz Bieńkowska interweniuje
7 października 2016To jeszcze nie koniec afery spalinowej. Jak poinformował tygodnik „Spiegel”, „bardzo prawdopodobne” jest wszczęcie wobec Niemiec i innych krajów UE postępowania w sprawie naruszenia postanowień traktatu UE.
Chodzi przy tym o dwa przypadki naruszenia prawa unijnego. Pierwszy dotyczy rozporządzenia z roku 2007, które definiuje normy emisji spalin Euro 5 i Euro 6. Rozporządzenie to nie tylko zakazuje stosowania – jak w przypadku VW – urządzeń do regulacji oczyszczania spalin, ale nakazuje państwom UE nakładanie kar w przypadku tego typu przewinień. Tego jednak nie zastosował ani jeden kraj, mimo iż – jak pisze „Spiegel" – termin minął w styczniu 2009. Teraz, po siedmiu latach, KE zamierza wyciągnąć odpowiednie konsekwencje.
Oprogramowanie chroniło silnik?
W drugim przypadku, w którym KE chce ukarać m.in. rząd Niemiec, chodzi o wezwanie przez KE do sprawdzenia, czy oprócz Volkswagena również inni producenci stosowali niedozwolone mechanizmy kontroli emisji spalin. Takie kontrole przeprowadziły tylko Francja, Włochy, Wielka Brytania i Niemcy.
Niemiecki minister transportu Alexander Dobrindt przedstawił odpowiedni raport w kwietniu br. Wynikało z niego, że tylko VW stosował niedozwolone metody. Mimo, iż eksperci stwierdzili podobne tricki u innych producentów, Dobrindt tłumaczył opinii publicznej, że chodziło o środki ochrony silnika, a te z kolei są dopuszczalne.
KE nie spodobały się jednak lapidarne tłumaczenia ministra transportu, ani fakt, że nie nałożył on kar na VW. Komisja zażądała od niemieckiego rządu przedłożenia danych, z których wynika techniczna podstawa argumentu o ochronie silnika. Do tej pory Komisja nie otrzymała jednak żadnych danych – ani z Berlina, ani Paryża, Londynu czy Rzymu.
Bieńkowska chce zaostrzenia przepisów
Wszczęcie po siedmiu latach postępowania w sprawie naruszenia postanowień traktatu UE hamburski magazyn przypisuje inicjatywie „rezolutniej" europejskiej komisarz ds. rynku wewnętrznego i usług Elżbiecie Bieńkowskiej. Ale to nie wszystko: polska komisarz „chce jeszcze więcej” – pisze „Spiegel”. Bieńkowska zainicjowała bowiem zmiany w systemie homologacji. Do tej pory za dopuszczenie samochodów na rynek odpowiedzialne są poszczególne państwa.
Bieńkowska proponuje m.in. by w przyszłości KE kontrolowała pojazdy będące już na rynku. Przy naruszeniu prawa domaga się kar do 30 tys. euro za każdy samochód, a w najgorszym przypadku cofnięcia homologacji danego modelu.
Bieńkowska postuluje ponadto, by służby techniczne, które trudnią się wydawaniem świadectw homologacji pojazdów, nie były opłacane bezpośrednio przez producentów samochodów. Zamiast tego fundusze na ten cel miałyby pochodzić od państw członkowskich.
Kontrolą już dopuszczonych na rynek samochodów miałaby się zająć wspólna instytucja naukowa UE – Joint Research Centre (JRC) we włoskiej Isprze.
Kontrole łagodniej
Na razie jednak nie zanosi się na to, by postulat zaostrzenia kontroli samochodów miał duże szanse powodzenia. Wprawdzie Niemcy nie afiszują się ze swoją pozycją w Radzie Ministrów, to jednak mniejsze państwa, takie jak Słowacja, stawiają opór. Zresztą nic dziwnego – wyjaśnia „Spiegel”. W tym niewielkim kraju liczba wyprodukowanych w 2015 roku samochodów przekroczyła milion i wynosi 184 sztuki na tysiąc mieszkańców, a największym producentem w tym kraju jest VW.
Również Parlament Europejski jest powściągliwy w zaostrzeniu kontroli – dodaje hamburski tygodnik. W obecnym projekcie nie ma już mowy ani o kontroli dopuszczonych na rynek samochodów, ani o niezależnej homologacji pojazdów. A kara w wysokości 30 tys. euro miałaby obowiązywać tylko w przypadku wyrażenia zgody przez państwa członkowskie.
opr. Katarzyna Domagała-Pereira