Prasa niemiecka: katastrofa statku wycieczkowego - nie tylko kapitan ponosi winę
17 stycznia 2012Nordsee-Zeitung z Bremerhaven nie ma złudzeń:
"Wycieczki morskie już dawno należą do urlopów masowych za 500 euro wzwyż za tygodniowy pobyt na statku; all-inclusive. Różnica polega na tym, że hotele-wieżowce na Majorce nie mogą zatonąć, natomiast statek wycieczkowy z 3000 pasażerów na pokładzie może. Nie należy się jednak spodziewać, że branża jako taka poniesie z powodu tej tragedii straty, bo po każdej katastrofie lotniczej na naszym globie w końcu znów wsiadamy do samolotu".
Wychodzący w Monachium dziennik Münchner Merkur pisze, że wycieczki morskie stały się szybko rosnącym segmentem branży turystycznej, w której panuje twarda konkurencja:
"...w myśl dewizy, że wszystko musi być większe, bardziej wykwintne, bardziej odlotowe. Pływające hotele osiągnęły tymczasem tak gigantyczne rozmiary, że ewakuacja staje się wyzwaniem nawet wtedy, gdy przeprowadza się ją zgodnie z przepisami. Do tego dochodzi ryzykancki kapitan i pozbierana gdzieś, źle opłacana załoga, wykazująca braki w przeszkoleniu na wypadek katastrofy. To są elementy, które mogą złożyć się na tragedię, gdy coś się nie uda".
Westdeutsche Zeitung z Düsseldorfu uważa, że nie można całej winy za katastrofę zrzucić na kapitana statku:
"Armator powinien zadać sobie pytanie, czy działał zgodnie z przepisami podczas rekrutacji załogi, przy prowadzeniu szkoleń i kontroli personelu. Branża wycieczek morskich mogłaby w związku z katastrofą zastanowić się, czy te statki rzeczywiście muszą być coraz większe. Jak długo trwa ratowanie 4200 pasażerów można się było przekonać w przypadku tonącego statku "Costa Concordia".
Poczdamska Märkische Allgemeine konkluduje:
"Wyobraźmy sobie taką sytuację: na wysokości 10 tysięcy metrów wysiadają silniki samolotu. Pilot informuje pasażerów: "mamy awarię" i wyskakuje z maszyny na spadochronie. Podobnie było w przypadku "Costa Concordia". Kapitan przekazał odpowiedzialność za pasażerów równie niedoświadczonej multinarodowej załodze, która miała poważne problemy z porozumieniem się z turystami. (...) Kapitan i załoga nie zdali egzaminu, co ludzie musieli przypłacić życiem".
Kto zapłaci za usunięcie szkodliwych implantów?
"Dają sobie powiększyć biust, żeby ponętniej wyglądać, a ja mam teraz płacić za usunięcie szkodliwych poduszek silikonowych?" - tak argumentuje wiele osób w dyskusji na temat przejęcia kosztów za usunięcie implantów wyprodukowanych przez nieistniejącą już francuską firmę, pisze Neue Westfälische z Bielefeld:
"Spieranie się o to, jaki sens mają operacje plastyczne, jest nie na miejscu. To ważne, by poszkodowane kobiety otrzymały jak najszybciej pomoc. Zgadza się, że te panie z silikonowymi piersiami dobrowolnie poddały się operacji i dla piękna wzięły na siebie ryzyko. Dlatego krytycy żądają, żeby same zapłaciły za usunięcie szkodliwych implantów. W innej sytuacji są kobiety, których operacja miała medyczne uzasadnienie. Z ryzykiem otrzymania szkodliwych implantów nie liczyła się raczej żadna z nich. Dlatego powinniśmy mieć na uwadze zdrowie wszystkich poszkodowanych kobiet i to niezależnie od tego, czy operacji poddały się dobrowolnie czy też z powodu raka. Brazylia mogłaby być dla nas przykładem. Tam rząd przejmuje koszty operacyjnego usunięcia implantów, gdy te protezy okażą się zagrożeniem dla zdrowia. Teraz liczy się solidarność, a nie debatowanie na temat tego, co było i minęło".
Iwona D. Metzner
red. odp.: Andrzej Paprzyca