Prasa o Bliskim Wschodzie: „Zwiększyć naciski na Netanjahu”
5 sierpnia 2024„Frankfurter Allgemeine Zeitung” analizuje: „Stany Zjednoczone od miesięcy próbują uspokoić sytuację. Chociaż Biden nie kandyduje już w wyborach, uważa porozumienie między Izraelem a Hamasem za ważne dziedzictwo. (...) Zależy to jednak nie tylko od Netanjahu, który najwyraźniej od miesięcy opóźnia i blokuje porozumienie. Gdy półtora tygodnia temu obaj politycy spotkali się w Białym Domu, Biden nalegał, by Netanjahu osiągnął porozumienie w sprawie zakładników w ciągu najbliższych kilku tygodni - donosi dobrze poinformowany dziennikarz Barak Ravid na platformie Axios. Teraz Biden stał się prawdopodobnie jeszcze ostrzejszy. (...) Miał zakończyć rozmowę słowami, że Netanjahu nie powinien brać poparcia prezydenta USA za pewnik. (...) Również w Izraelu krytyka podejścia premiera staje się coraz głośniejsza i bardziej otwarta”.
„Sueddeutsche Zeitung” zauważa: „To demonstracja siły, podobna do kwietniowego ataku rakietowego. Czy tym razem atak będzie bardziej brutalny, czy Iran zaatakuje wspólnie z Hezbollahem, z kilku stron? Być może. Nie należy jednak popełniać błędu, postrzegając to wszystko, co dzieje się na Bliskim Wschodzie, jako dramat, który stale musi się nasilać. Ze strategicznego punktu widzenia śmierć Haniji nic nie zmieniła dla Iranu. Uderzenie w dowódcę wojskowego Hezbollahu, Szukra w Bejrucie, miało większe znaczenie militarne. Ale jedno i drugie nie jest jeszcze powodem, dla którego Iran i Hezbollah miałyby postrzegać ten konflikt inaczej niż dotychczas. Iran ma do obrony więcej niż do zyskania. Po dziesięciu miesiącach wojny w Strefie Gazy Teheran widzi siebie 'po właściwej stronie historii' - jak powiedział Masud Pezeszkian, ubolewając nad izraelskimi zbrodniami wojennymi. Irański reżim po raz pierwszy bezpośrednio zaatakował Izrael, ku uciesze wielu na Bliskim Wschodzie, i prawie nie zapłacił za to ceny. Sieć jego sojuszników jest nienaruszona, z wyjątkiem Hamasu, a stałym zagrożeniem dla Izraela jest Hezbollah”.
„Koelner Stadt-Anzeiger” zaznacza: „Zachód musi zwiększyć naciski na Netanjahu. Prezydent USA Joe Biden zaczął krytykować wyeliminowanie przywódcy Hamasu Ismaila Haniji. I zamiast wzywać teraz do niemieckiego wojskowego wsparcia dla Izraela, jak to zrobił polityk CDU Roderich Kiesewetter, politycy w Niemczech powinni pamiętać o tym, co także kryje w sobie niemiecka racja stanu: zabezpieczenie istnienia Izraela. Na pewno nie oznacza ona pomijania milczeniem błędnych decyzji Netanjahu. Trzeba umieć bardzo ostro i wyraźnie powiedzieć przyjacielowi to, co się myśli. Świat nie może sobie pozwolić na pożogę na Bliskim Wschodzie”.
„Volksstimme” z Magdeburga przypomina: „Gdy w 2008 roku kanclerz Angela Merkel oświadczyła, że bezpieczeństwo Izraela jest dla Niemiec racją stanu, krytycy tacy, jak jej poprzednik Helmut Schmidt, byli zbulwersowani: ta de facto gwarancja bezpieczeństwa jest 'emocjonalnie zrozumiałym, ale nierozsądnym poglądem, który może mieć bardzo poważne konsekwencje'. Teraz ekspert CDU ds. polityki zagranicznej, Roderich Kiesewetter, wezwał Niemcy do militarnego wsparcia Izraela. Jest to jednak nadzwyczaj niebezpieczny kurs, który może dolać oliwy do ognia na Bliskim Wschodzie. To nie przypadek, że prezydent USA Joe Biden wielokrotnie krytykował premiera Izraela Beniamina Netanjahu podczas wojny w Strefie Gazy i ponownie ostatnio po zabiciu lidera Hamasu Haniji, wzywając do przestrzegania praw człowieka i prawa międzynarodowego oraz tymczasowego zawieszenia dostaw amerykańskich ciężkich bomb dla Izraela. Jeśli nawet jego najbliższy sojusznik, Stany Zjednoczone, dystansuje się do tego stopnia, Niemcy powinny zdecydowanie wystrzegać się bezwarunkowego popierania Izraela”.
Zdaniem „Neue Osnabruecker Zeitung”: „Netanjahu nadal wydaje się być albo zaślepiony nienawiścią, albo chłodno i z wyrachowaniem próbuje zapewnić sobie polityczne przetrwanie tak długo, jak tylko to możliwe, poprzez wojnę 'na całego', nawet jeśli wszystko, co po niej pozostanie, będzie spaloną ziemią. Joe Biden prawdopodobnie nie będzie w stanie przywołać go do rozsądku, nie mówiąc już o Olafie Scholzu. Europa, podzielona i zajęta sobą, od dawna trzyma się z daleka od konfliktu na Bliskim Wschodzie. Izraelczycy prawdopodobnie obudzą się ze swojego koszmaru tylko wtedy, gdy wyrzucą swojego szefa rządu na bruk, a nowy rząd spróbuje uratować to, co jeszcze można uratować”.
Chcesz mieć stały dostęp do naszych treści? Dołącz do nas na Facebooku!