Prasa o strajku kierowców z polskiej firmy: „Wyzysk”
12 kwietnia 2023Niemieckie media obszernie informują o strajku kierowców zatrudnionych przez polską firmę. Protest trwa od 20 marca br. na parkingu Graefenhausen West w Hesji przy autostradzie A5. Kierowcy są zatrudnieni w grupie spedycyjnej Mazur firmach w Wawrzeńczycach koło Krakowa i – jak donoszą – od wielu tygodni (niektórzy od grudnia) czekają na zalegle wynagrodzenia. Niektórym firma ma zalegać z wypłatą około 8200 euro – pisze dziennik „Frankfurter Allgemeine Zeitung” („FAZ”).
Informuje, że na parkingu protestuje około 70 kierowców z Gruzji i Uzbekistanu. Mówią o „pokojowym proteście”. „Domagamy się tylko zapłaty za naszą pracę” – mówi dziennikowi jeden z gruzińskich kierowców.
Solidarność z kierowcami
O strajku kierowców na niemieckim parkingu zrobiło się głośno, gdy w ubiegły piątek (7.4.2023) w miejscu protestu pojawił się właściciel polskiej firmy w towarzystwie „paramilitarnego oddziału” firmy Rutkowski Patrol. Ludzie znanego detektywa Krzysztofa Rutkowskiego próbowali siłą przejąć kontrolę nad ciężarówkami, ale zostali tymczasowo zatrzymani (i już wypuszczeni) przez niemiecką policję.
Media w Niemczech donoszą o fali solidarności ze strajkującymi kierowcami. Od piątkowej akcji z firmą Rutkowskiego solidarność z kierowcami i oburzenie z powodu działań polskiego spedytora jest jeszcze większe. Do strajku dołączyli już wcześniej kierowcy podobnych protestów w innych europejskich krajach.
Tygodnik „Der Freitag” pisze o pomocy, jaką świadczą strajkującym niemieckie związki zawodowe: wspierają ich w negocjacjach z pracodawcą, dostarczają żywność, napoje, pomagają z infrastrukturą sanitarną. Związkowców cieszy fakt, że w końcu udało się zjednoczyć kierowców w proteście, bo warunki w branży pogarszają się z roku na rok.
Akcja Rutkowski Patrol: „To szczyt wszystkiego”
Również niemieccy politycy solidaryzują się z protestującymi. Kai-Uwe Hemmerich z zarządu krajowego chadeckiej CDU, który reprezentuje skrzydło pracownicze, powiedział, że fakt, iż polski przedsiębiorca Łukasz Mazur „podjechał do Graefenhausen pojazdem opancerzonym z paramilitarnym oddziałem zawadiaków, to już szczyt wszystkiego”. Dodał, że niemieccy ministrowie pracy i transportu powinni położyć kres nadużyciom związanym z warunkami pracy kierowców – długimi godzinami pracy i brakiem wynagrodzenia.
Na strajk zareagował już Berlin. Przewodniczący komisji transportu w Bundestagu Udo Schiefner powiedział sieci redakcji RND, że „incydent w Graefenhausen pokazuje katastrofalne warunki, jakie panują w części branży transportowej”.
Poseł do Bundestagu Pascal Meiser z partii Lewica domaga się z kolei zwiększenia kontroli w celu egzekwowania płacy minimalnej w transgranicznym transporcie towarowym oraz wsparcia dla zagranicznych kierowców.
Sposób na unijne przepisy
Niemiecka branża logistyczna jest zadowolona z eskalacji – donosi „FAZ”. Dziennik cytuje Dirka Engelhardta, szefa Związku Transportu Towarowego (BGL), który mówi, że związek od lat już krytykuje warunki pracy kierowców, a teraz cieszy się, że temat dociera do opinii publicznej. Związek – jak informuje „FAZ” – dowiedział się o strajku dwa tygodnie temu i zdeponował na stacji 1000 euro, aby strajkujący mogli regularnie korzystać z pryszniców.
Związek BGL, który reprezentuje lokalne firmy transportowe i cierpi na brak kierowców, najchętniej – jak czytamy – zaoferowałoby pracę każdemu ze strajkujących. Problem polega jednak na tym, że zgodnie z przepisami Unii Europejskiej dla kierowców zawodowych oprócz prawa jazdy na duże ciężarówki wymagana jest dodatkowa licencja. A tej z kolei nie posiadają kierowcy z Gruzji i Uzbekistanu. Przewoźnicy z Polski obchodzą te przepisy, zawierając bilateralne umowy z krajami pochodzenia – wyjaśnia „FAZ”.
Zleceniodawcy mogą pomóc
Trudno przeciwdziałać nadużyciom – mówi dziennikowi szef niemieckiego związku BGL. Niemiecki Urząd ds. Transportu Towarowego, Logistyki i Mobilności (BALM) nie ma wystarczających możliwości, aby sprawdzić, czy przestrzegane są przepisy dotyczące zdrowia i bezpieczeństwa kierowców. W rzeczywistości mają oni prawo do powrotu do domu co 14 dni, a pojazdy muszą wracać do macierzystej bazy co osiem tygodni. BGL i niemieckie związki zawodowe uważają, że zleceniodawcy powinni bliżej przyglądać się warunkom, w jakich transportowany jest ich towar. Wielkie sieci, takie jak IKEA czy VW, zlecają transport firmom, które z kolei kooperują z podwykonawcami – czytamy.
Zdaniem związkowców kierowcy mogli w pierwszym kroku interweniować bezpośrednio u firm zlecających transport polskiej firmie Mazur, aby wpłynęły one na swojego zleceniobiorcę. A wśród zleceniodawców tych są takie giganty, jak DHL, Sennder czy Lkw Walter. Jak informuje tygodnik „Der Freitag”, strajkujący zwrócili się do tych wielkich firm z apelem o wsparcie. Firma Sennder już poinformowała o natychmiastowym zerwaniu współpracy z grupą Mazur. „To pierwszy sukces strajkujących” – czytamy.
Nowoczesne niewolnictwo
Zdaniem komentatorki „FAZ” w UE istnieją przepisy, które mają chronić kierowców, ale ich przestrzeganie nie jest w wystarczającym stopniu monitorowane. Z kolei konkurencja cenowa w sektorze transportowym (wynikająca m.in. z opcji darmowego zwrotu przesyłek) zwiększa presję.
Niezrozumiałe jest, że niemieckie firmy transportowe mogą zatrudniać tylko kierowców ze specjalnymi uprawnieniami, a przedsiębiorcy z Polski (która również podlega prawu unijnemu) mogą zatrudniać Gruzinów i Uzbeków bez odpowiednich licencji i wysyłać ich na niemieckie drogi – zauważa na łamach „FAZ” Patricia Andreae. Warunki ich pracy to – jak pisze – „nowoczesny system niewolnictwa, w którym ochrona pracy i elementarne prawa nie odgrywają żadnej roli”. Ale system wyzysku istnieje także w innych branżach.
Stosunki pracy oparte na wyzysku szkodzą nie tylko pracownikom spoza UE, ale też niemieckim firmom, które nie są w stanie z nimi konkurować. I przyczyniają się do braku rąk do pracy, bo w obliczu takich wydarzeń jak to w Hesji mało kto z młodych ludzi wyobraża sobie, że można godnie i w przyzwoitych warunkach zarabiać na życie jako kierowca ciężarówki.