Prasa o wizycie Macron/Merkel w USA: Powrót z pustymi rękami
28 kwietnia 2018Portal „Spiegel Online” zaznacza, że w ubiegłym roku pierwsza, bardzo chłodna wizyta Merkel w Białym Domu odbywała się jeszcze pod wrażeniem szoku, jaki na Zachodzie wywołał wybór Trumpa. „Lecz od tego czasu wiele się zmieniło: zaostrzyły się nie tylko napięcia transatlantyckie i trzeba się jakoś aranżować. Pokazuje to także druga wizyta kanclerz Merkel, która już się zorientowała, że z Trumpem najlepiej się porozumiewać na grucie osobistym, kiedy złapie on z kimś kontakt i czuje się połechtany. Tak więc Merkel jest dla niego miła – przynajmniej przed kamerami – co on za każdym razem nagradza szerokim uśmiechem”.
Pisząc o konkretnych wynikach tej wizyty "Spiegel Online" zastrzega, że Trump wciąż powtarza swoją mantrę, jakoby cały świat nie traktował Stanów Zjeodonoczych "fair".
„Prezydent powtarzał przy tym swoje żądanie. by Niemcy i inne państwa inwestowały więcej w obronność, lecz tym razem jego dobór słów był jak rzadko dyplomatyczny i unikał on bezpośredniej krytyki pod adresem Niemiec czy Merkel. Chwalił przy tym wyraźnie inne kraje, jak Polskę, które przeznaczają na obronę więcej niż przewidziane przez NATO 2 proc. PKB. W tym kryło się chyba pośrednie pytanie, dlaczego bogate Niemcy nie mogą robić tak samo”.
Portal informacyjny ARD „tageschau.de” zaznacza, że „Macron i Merkel nic w Waszyngtonie nie wskórali. Obojętne, czy w kwestii porozumienia atomowego z Iranem, grożących ceł karnych na stal i aluminium czy sporu o deficyt w bilansie handlowym USA albo stosunkowo niskich nakładów Europejczyków na obronność, w tych punktach pozostaje rozbieżności zdań z amerykańskim prezydentem. Nie było żadnego przełomu pomimo tych europejskich wizyt w Waszyngtonie.
Do tego jeszcze prezydent Trump oświadczył, że cieszą go jego złe wyniki w sondażach popularności w Europie, bo udowadniają, że postępuje on właściwie, będąc przecież prezydentem Stanów Zjednoczonych. Dla Europejczyków nie będzie to ostatnia porażka. Lecz błędem byłoby, aby w przyszłości zachowywać się tak, jakby Europa mogła z Ameryki zrezygnować”. Komentator „tagesschau.de” zaznacza, że „Europejczycy przekonują się właśnie, że w kwestii handlu, bezpieczeństwa i stabilizacji nie mogą już z taką oczywistością polegać na Ameryce. W konsekwencji tego stwierdzenia, w Paryżu, Berlinie i przede wszystkim w Brukseli musi narodzić się polityka zagraniczna, bezpieczeństwa i gospodarcza, którą by realizowano w myśl własnych celów, w przypadkach, gdy Stany Zjednoczone odmówią im wsparcia. Europie potrzebny jest plan B, lecz musiałby być to plan, który nie zaniedbuje całkowicie relacji z USA. Oznacza to, że Europa musi w Ameryce walczyć o swoje własne sprawy w większym niż do tej pory stopniu. Europa jest bowiem skazana na dobre relacje z Waszyngtonem i nie ma do tego żadnej alternatywy”.
Także komentator „Die Welt” zaznacza, że Macron i Merkel wrócili do domu z pustymi rękami. „Obydwoje zrozumieli, że amerykański prezydent jest zdecydowany realizować to, co obiecał swoim wyborcom. Problemem polityki zagranicznej Donalda Trumpa jest to, że ona funkcjonuje. Wszyscy kochali co prawda Baracka Obamę, ale on nic nie osiągnął. Wszyscy nienawidzą Trumpa, ale kiedy on rozejrzy się po świecie, może być zadowolony z dotychczasowych wyników swoich rządów.
Macron i Merkel wrócili z Waszyngtonu z pustymi rękami – i dobrze, że tak się stało. Obydwoje pojęli, że Trump jest zdecydowany realizować to, co obiecał swoim wyborcom, czyli przede wszystkim pilnować ich własnych interesów. Trump w Waszyngtonie mówił Merkel to samo, co jego nowy szef departamentu stanu Mike Pompeo w Brukseli szefom dyplomacji NATO. Dla Europejczyków sojusz jest ważniejszy niż dla Stanów Zjednoczonych, czyli Europejczycy muszą więcej na niego łożyć. Egoistyczna kalkulacja musi Europejczykom podyktować teraz, że nie wolno im pójść na handlową wojnę z Ameryką i że powinni wspierać ostrzejszy kurs USA wobec Iranu”.
„Sueddeutsche Zeitung” (SZ) w komentarzu pod tytułem „Trumpa interesuje tylko Trump” zaznacza, że i Macron i Merkel nie nie mieli zbyt wielkich oczekiwań w związku ze spotkaniami z prezydentem Trumpem, co z pewnością nie jest tak złym nastawieniem, bo wtedy rozczarowanie też nie jest tak duże. „Dobrze, że chociaż rozmawiano, pomimo, że nic nie zostało ustalone. (…) Nowy, nieco łagodniejszy ton ze strony amerykańskiego prezydenta wobec partnerów i przyjaciół USA mógł budzić nadzieję, że z Trumpem jakoś można sobie poradzić. Lecz nadzieja ta tak szybko się nie spełni. Już teraz jest gorzej niż się obawiano.
Trump ze swojego punktu widzenia osiągnął na międzynarodowej scenie więcej, niż za możliwe uważali jego krytycy. Wszystkie tematy, o których rozmawiano, były wyznaczone przez niego. To on goni przed sobą Merkel i Macrona i wszystkich innych zachodnich sojuszników i to on ustala plan działania”.
Jak podkreśla autor komentarza w SZ, „Europejczycy muszą zrozumieć sposób jego myślenia. On nie reprezentuje interesów USA, on reprezentuje tylko samego siebie. To on musi odnieść korzyść, bo inaczej deal jest nieudany. Z pewnością wycofa się on z porozumienia z Iranem, ponieważ jeżeli USA trwałyby przy tym porozumieniu, nie spodoba się to jego elektoratowi. Czy będą cła karne na europejskie produkty, to zupełnie inna kwestia. Jeżeli jednak Unia Europejska nie może albo nie chce mu nic innego zaproponować z czym Trump w kraju mógłby zaprezentować się jako zwycięzca, to Stary Kontynent musi nastawić się na wojnę handlową”.