Prasa: UE musi rozmawiać z Rosją, bo tylko wspólnie mogą wpłynąć na Kijów
24 stycznia 2014"Głupota i ignorancja władzy wywołały radykalizację protestów w Kijowie" - uważa "Berliner Zeitung". "Tłumy protestujących ogarnęło przede wszystkim jedno uczucie: frustracji. I tu ukazuje się dylemat: Frustracja nie jest żadnym programem, a emocje są poważną przeszkodą na drodze do politycznego rozwiązania. Wątpliwe zaczyna być, czy tłumy demonstrantów w ogóle jeszcze będą podatne na próby załagodzenia sytuacji. Witalij Kliczko, jako jeden z przywódców opozycji, doznał tego na własnej skórze. Od tego czasu jego słowa stały się bardziej radykalne. Żądanie ustąpienia prezydenta jest może i zrozumiałe, ale jego spełnienie nie przyniesie rozwiązania konfliktu".
"Frankfurter Allgemeine Zeitung" wspomina o stanowisku niemieckiego ministra spraw zagranicznych pisząc:
"Przejmując tekę szefa MSZ przed nieco ponad miesiącem minister Steinmeier położył jeden akcent, na który należy zwrócić szczególną uwagę: 'oburzające' jest, jak Rosja wykorzystuje dramatyczną sytuację gospodarczą Ukrainy, aby udaremnić jej stowarzyszenie z UE. W obliczu eskalacji sytuacji w Kijowie nie oszczędza on ostrych słów pod adresem ukraińskiego rządu. Rozwój sytuacji w Rosji i coraz bardziej kategoryczne próby Moskwy przywiązania do siebie dawnych sowieckich republik, w nadchodzących latach będą jednym z trudniejszych tematów europejskiej polityki zagranicznej. Dlatego dobrze, że minister Steinmeier przyjął inny ton. Kto pokazuje, że potrafi dobitnie coś powiedzieć, ten będzie też lepiej zrozumiany, kiedy - tak jak teraz kanclerz Merkel - mówi, że sankcje 'nie są jeszcze nakazem chwili'".
"Frankfurter Rundschau" pisze: "Do tej pory UE kategorycznie odmawiała rozmów z Rosją w sprawie Ukrainy. Argument, że Ukraina jest suwerennym państwem, jest raczej z gatunku politycznej teorii niż praktycznej polityki. W obliczu eskalacji przemocy i własnej bezradności argumentem tym nie można się już dalej posługiwać. Rosja ma na Ukrainie uzasadnione interesy. Tego nie wolno dłużej ignorować. Dlatego nadszedł najwyższy czas, by pogrzebać kompletnie anachroniczny spór między Brukselą i Moskwą o to, do czyjej strefy wpływów należy Ukraina: Zachodu czy Rosji. UE musi się porozumieć z Rosją, bo tylko wspólnie będą mogły wywrzeć jakiś wpływ na Kijów. W obecnym momencie najważniejsze jest, by nie ginęło więcej ludzi".
"Na pierwszy rzut oka wygląda na to, że na punkty zwyciężył Witalij Kliczko" - pisze "Mittelbayerische Zeitung". "Jego największy przeciwnik Janukowycz, po tym jak doszło do pierwszych ofiar śmiertelnych, zdaje się przejawiać gotowość do ustępstw wobec opozycji. Ale za zapowiedzianą dymisją szefa rządu, w rzeczywistości kryje się taktyczny wybieg. Ten kozioł ofiarny ma osłabić wiatr w żaglach opozycji domagającej się demokracji. Kliczko udało się pociągnąć za sobą masy, a to, że Janukowycz wreszcie ruszył się z miejsca, może zaliczyć jako swój sukces. Ale niewiadomą jest, czy te punkty Kliczko będzie potrafił przekuć na dalsze, konkretne polityczne osiągnięcia".
"Hessische Niedersaechsische Allgemeine" zaznacza: "Janukowycz jest co prawda autorytarnie rządzącym prezydentem, ale prawdą jest także, że stoi za nim duża część ludzi we wschodniej Ukrainie. Byli oni już zawsze bardziej zorientowani na Moskwę niż na środkową Europę. Tak więc ustąpienie Janukowycza nie rozwiązałoby problemu. Ukrainie potrzebny byłby teraz rzeczywisty dialog wszystkich stron. Ale tego nie da się wymusić. Dlatego wszystko wskazuje na dalszą burzę".
Małgorzata Matzke
red.odp.: Elżbieta Stasik