Procedura wyjścia Wielkiej Brytanii z UE. "Matka kryzysów"
25 czerwca 2016Kiedy już opadną emocje, logicznym krokiem decyzji Brytyjczyków będzie wdrożenie procedury wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Brytyjski deputowany Syed Kamall, konserwatysta i przeciwnik Brexitu podsumował to: "Teraz Unia Europejska i Zjednoczone Królestwo muszą zostać dobrymi sąsiadami".
Tak będą wyglądać następne kroki:
– Wielka Brytania musi formalnie wyrazić swoją wolę wystąpienia z Unii Europejskiej w liście skierowanym do 27 pozostałych członków. Niewiadomo, kiedy to się stanie. Referendum w Wielkiej Brytanii nie było wiążące. Najpierw Izba Gmin musi zlecić premierowi przedłożenie deklaracji wystąpienia z UE w Brukseli. Który premier ma to zrobić? David Cameron będzie sprawował ten urząd jeszcze najwyżej trzy miesiące. Potem będą konieczne nowe wybory premiera. Do tego dochodzi fakt, że 70 proc. deputowanych do Izby Gmin jest przeciwnych Brexitowi.
– Rada Europejska – czyli pozostałych 27 członków Unii Europejskiej – zleci Komisji Europejskiej wynegocjowanie układu o procedurze wystąpienia Wielkiej Brytanii. Artykuł 50 Traktatu Lizbońskiego przewiduje na to okres dwóch lat. Możliwe, że czas ten nie będzie tak długi, uważa szef frakcji Chrześcijańskich Demokratów w Parlamencie Europejskim Manfred Weber (CSU).
– Niezbędna będzie weryfikacja tysięcy przepisów prawa i relacji finansowych i rozwikłanie tego gąszczu w odniesieniu do Brytyjczyków. Układ o wystąpieniu z UE musi zostać zatwierdzony przez państwa członkowskie, Parlament Europejski i oczywiście samą Wielką Brytanię. Trzeba będzie wyjaśnić prawo pobytu obywateli UE w Wielkiej Brytanii i Brytyjczyków na kontynencie. Konieczne będą ustalenia ws. zasad podróżowania.
– Jednocześnie, albo tuż po tym, rozpoczną się negocjacje Wielkiej Brytanii z Unią Europejską ws. przyszłych relacji. Możliwy będzie traktat sąsiedzki z umową o handlu bezcłowym. Możliwe byłoby także przystąpienie Wielkiej Brytanii do europejskiej strefy wolnego handlu EFTA, gdzie obecnie są Norwegia, Szwajcaria, Liechtenstein i Islandia. Trzeba będzie dopracować szczegóły prawne tego traktatu międzynarodowego, co – jak twierdzą urzędnicy KE – może trwać lata. Potem ten traktat musi zostać ratyfikowany przez wszystkie państwa członkowskie. W normalnym przypadku przewidziane są na to dwa lata. "Dezerterów nie przyjmuje się z otwartymi ramionami" – ostrzegał jednak przewodniczący KE Jean-Claude Juncker już przed kilkoma tygodniami.
– W okresie przejściowym trzeba będzie wyjaśnić status brytyjskich urzędników we władzach europejskich. Przypuszczalnie będą oni mogli pracować na swoich stanowiskach do końca swoich kontraktów. Jednak Wielka Brytania musiałaby wypłacać im emerytury. 73 brytyjskich deputowanych w Parlamencie Europejskim mogłoby uczestniczyć, z prawem głosowania, we wszystkich posiedzeniach aż do momentu faktycznego wystąpienia ich kraju z UE.
"Na pewno znajdzie się jakieś rozsądne rozwiązanie" – podkreśla się w kręgach brukselskiej administracji.
– Wielu ekspertów ekonomicznych spodziewało się zawirowań na giełdach, które faktycznie już się zaczęły, i spadku wzrostu gospodarczego w Wielkiej Brytanii. Europejski Bank Centralny i banki emisyjne państw członkowskich uzgodniły przedsięwzięcia wspierające brytyjskiego funta. Jeżeli będzie to konieczne, europejskie banki mają otrzymać zastrzyki finansowe, aby nie zabrakło im pieniędzy. "Trzymamy rękę na pulsie, nawet jeżeli nikt nie wie, coś co się dokładnie wydarzy" – stwierdzono w kręgach EBC, wyrażając nadzieję, że giełdy kiedyś znów się uspokoją.
– Unia Europejska będzie musiała zająć się także groźbą rozprzestrzeniania się wirusa „exitu”. Francję w roku 2017 czekają wybory nowego prezydenta. Holendrzy wybiorą w 2018 nowy parlament. W obydwu krajach prawicowi populiści zapowiedzieli chęć zorganizowania podobnych referendów jak w Wielkiej Brytanii. Marine Le Pen we Francji i Geert Wilders w Holandii już teraz zacierają ręce, przekonani, że ich szanse wzrosły po Brexicie.
– Rozwód Brytyjczyków z Unią Europejską będzie trwał długo i będzie ogromnym wysiłkiem dla unijnej centrali w Brukseli. „To matka wszystkich kryzysów” – powiedział jeden z brukselskich urzędników.
Bernd Riegert / Małgorzata Matzke