Przegranymi umowy z Iranem jest Arabia Saudyjska i Izrael
15 lipca 2015"Jest to bardzo ryzykowna umowa, ale są dwa powody, by ją jednak przyjąć z zadowoleniem" - wyjaśnia "Die Welt". "Po pierwsze bez niej Iran za kilka tygodni byłby w stanie zbudować broń nuklearną. Po drugie jego reintegracja w międzynarodową społeczność i wzmocnienie umiarkowanych sił w Iranie dają możliwość zdyscyplinowania Iranu. Niemcy mieli swój spory udział w zawarciu tego porozumienia i zapisali się na kartach historii Bliskiego Wschodu. W tym niespokojnym regionie świata roztrzyga się kwestia ważna dla całej ludzkości: możliwość zapobieżenia politycznymi środkami rozprzestrzeniania się broni nuklearnej. W tej kwestii Niemcy mogą mieć swój duży wkład. Nikt inny nie ma równie dobrych relacji z sunickimi monarchiami nad Zatoką Perską, szyickim Iranem i żydowskim państwem Izraelem".
"Stuttgarter Zeitung" uważa, że "Nikt, kto pragnie pokoju nie może być zainteresowany izolacją Iranu. Teheran ma obecnie szansę na przejęcie konstruktywnej roli na polu dyplomacji kryzysowej. Bez wpływu państwa trzymającego pieczę nad szyitami nie da się powstrzymać ani wojny domowej w Syrii, ani inwazji Państwa Islamskiego w Iraku. Także inne konflikty w regionie, w które uwikłany jest Iran i Arabia Saudyjska w Jemenie i gdzie indziej, będzie można zakończyć tylko, kiedy do stołu rokowań zasiądzie także Teheran".
"Przegranymi porozumienia z Iranem jest Arabia Saudyjska i Izrael" - orzeka berliński "Tagesspiegel".
"Absolutną cezurę stanowi fakt, że rząd Stanów Zjednoczonych - z Niemcami u boku - będzie prowadził politykę wbrew podstawowej doktrynie bezpieczeństwa tych obydwu krajów. Przyczynił się do tego kurs izolacji Benjamina Netanjahu. Właśnie z tego względu trzeba znów przypomnieć o dwóch pryncypiach Zachodu: Iranowi nigdy nie wolno mieć bomby atomowej i bezpieczeństwo Izraela nigdy nie będzie przedmiotem żadnych negocjacji".
"I niech ktoś powie, że przez dyplomację niewiele da się osiągnąć, a już najmniej są w stanie dokonać Narody Zjednoczone" - zaznacza "Frankfurter Rundschau". "Jest bowiem zgoła inaczej. Porozumienie z Iranem jest naprawdę historyczne. Pozwoli ono uczynić bezpieczniejszym niestabilny region i stworzyć polityczne i gospodarcze perspektywy, jakie do tej pory były niemożliwe. Tyle, że radość z tego powodu nie powinna przysłaniać niebezpieczeństw, jakie mogą powstać właśnie na skutek tego porozumienia. W polityce jest czasami jak na górskiej wędrówce. Po wejściu na szczyt widzi się dopiero dalsze szczyty, na które trzeba się będzie wspiąć. Najcenniejsza w tym porozumieniu jest rezygnacja Teheranu z budowy bomby atomowej. Poza tym na Bliskim i Środkowym Wschodzie nie będzie żadnej dalszej broni nuklearnej, a jest on i tak dobrze uzbrojony".
Ekonomiczny dziennik "Handelsblatt" zaznacza, że "Porozumiene ws. programu nuklearnego cementuje to, co zarysowywało się już od dawna: dla Waszyngtonu rozwiązania konfliktu bliskowschodniego już nie należy do priorytetów politycznych. Możliwe, że amerykańscy dyplomaci już pożegnali się z nadzieją, że uda im się forsować pokój między Izraelczykami i Palestyńczykami. Pewne jest jednak, że prezydent Obama nie zważał na wszelkie obiekcje i ostrzeżenia amerykańskich przyjaciół w tym regionie, by dopiąć porozumienia z Teheranem. Poprzez umowę ws. programu nuklearnego Iran staje się po długiej banicji znowu członkiem międzynarodowej społeczności. Dla Iranu jest to nie tylko biletem wstępu do klubu najpotężniejszych. Porozumienie ze światowymi mocarstwami umacnia także pozycję Republiki Islamskiej w regionie. Czy to są złe wiadomości dla stabilizacji Bliskiego Wschodu?"
opr. Małgorzata Matzke