Przekonać Niemców, że za Odrą zaczyna się „Bella Polonia"
28 listopada 2023– Celem jest, żeby więcej dzieci polskich w Niemczech uczyło się języka polskiego – mówi w rozmowie z DW dr Kamila Schöll-Mazurek z Uniwersytetu Europejskiego Viadrina o konferencji poświęconej obrazowi Polski i języka polskiego w Niemczech, na którą przyjechała do klasztoru St. Marienthal w górnołużyckim Ostrowcu (Ostritz). – A będą się go uczyć wtedy, gdy ten obraz będzie atrakcyjny. Pięknie namalowany, pięknymi farbami – dodaje z uśmiechem.
KoKoPol
Konferencję zorganizował rezydujący w klasztorze KoKoPol, Centrum Kompetencji i Koordynacji Języka Polskiego. To instytucja działająca dopiero od trzech lat, ale dość szybko nabierająca na znaczeniu w dyscyplinie, jaką jest nauczanie języka polskiego w Niemczech. Zaczynała od dyplomatów wybierających się na misje do Polski, ale szybko na jej horyzoncie znalazły się też dzieci z pobliskich i dalszych przedszkoli.
Dyskutowano zarówno o języku „odziedziczonym”, czyli tym, którym posługują się dzieci z rodzin, w których jeden z rodziców pochodzi z Polski, jak i o języku obcym, który chcieliby opanować Niemcy bez żadnych rodzinnych konotacji z Polską.
Niedawno, na początku roku, KoKoPol otrzymał misję podzielenia pierwszego z pięciu milionów euro przeznaczonych przez Bundestag na naukę języka polskiego w Niemczech.
„Bella Polonia”
Ale szef KoKoPolu Gunnar Hille sięga wzrokiem już dalej i chce działać nie tylko na niwie języka, ale też robić Polsce reklamę. A raczej przekonywać do niej jak najwięcej swoich rodaków, choć, jak sam podkreśla, nie ma w rodzinie nikogo z Polski.
– Z tym pomysłem przyszedłem nie ja, ale Alfred Theisen z wydawnictwa Senfkorn w Görlitz, który wydał liczącą 80 stron broszurę z pięknymi zdjęciami przedstawiającymi polskie hotele, często ulokowane w pałacach czy zamkach, których nie brak choćby w pobliskiej Kotlinie Jeleniogórskiej – mówi. – Nie trzeba jechać do Włoch, skoro tuż obok jest „Bella Polonia”, jak to nazwał Thysen, dodając w podtytule: „Auf dem Weg zum neuen Italien” (co można przetłumaczyć jako „Podróż do nowych Włoch” – red.) – podkreśla Gunnar Hille w rozmowie z DW.
Nie trzeba poszukiwać owej pięknej broszury, wystarczy wejść na stronę bellapolonia.eu. Można tam zobaczyć zamki i pałace w Karpnikach i Kliczkowie, Łomnicy i Wojanowie, Łagowie czy Kamieńcu, by wymienić tylko kilka z nich. – Osobiście jestem zwolennikiem tego jasnego, przyjaznego obrazu Polski – dodaje szef KoKoPolu.
Oczywiście Polska to nie tylko cztero- i pięciogwiazdkowe hotele w pięknych historycznych wnętrzach otoczone kilkusetletnimi parkami i ogrodami. Ale ten, kto pamięta, jak te miejsca wyglądały 30 lat temu, nie ma wątpliwości, jak wiele musiało się stać, by dziś Niemcy mogli reklamować kraj po drugiej stronie rzeki tymi jednoznacznie kojarzącymi się słowami „Bella Polonia”.
Dawniej było inaczej
Choć to się może aż tak bardzo nie rzuca w oczy, a jeśli już, to raczej w uszy, coś podobnego zaczęło się dziać też z językiem polskim. – Ten obraz ma bardzo wiele warstw i trzeba się przez nie przebić – mówi dr Schöll-Mazurek. – Pozycja języka polskiego jest słaba. Ale to się zaczyna zmieniać. Na mieście Polacy mówią już swobodnie po polsku, tak jak w Londynie – podkreśla. Dziś już się tego ani nie boją, ani nie wstydzą.
Politolożka z polsko-niemieckiej uczelni we Frankfurcie nad Odrą i Słubicach wskazuje w rozmowie z DW, że gdy dawniej polskie dzieci rozmawiały ze sobą w niemieckich szkołach po polsku, to często były dyskryminowane lub wyśmiewane. – Przez rówieśników. Ale w badaniach były też ujawniane przykłady, kiedy to nauczycielka jasno zabraniała mówienia po polsku. Były też przykłady, kiedy dzieci tylko dlatego były posądzane o kradzież, bo nauczycielka wiedziała, że są z Polski.
Polski jako instrument
Dziś jest jej zdaniem inaczej. Polskie dzieci nie są już karane za polski, a i dla nich jego atrakcyjność wzrosła. – Ale nie dlatego, że są polskiej narodowości, a Mickiewicz był Polakiem, lecz ponieważ traktują ten język jako dodatkowy instrument w koszyku swoich umiejętności i kompetencji. Używają polskiego jako tajemnego języka, gdy chcą o czymś ważnym porozmawiać z mamą – mówi dr Schöll-Mazurek. Bo, jak twierdzi, w mieszanych rodzinach w Niemczech to mama jest z Polski. Polski tato to wyjątek.
– Chłopcom zaś polski przydaje się, gdy idą na dyskoteki, na których są polskie dziewczyny – śmieje się.
Piękny, modny, interesujący
Ten zwrot podejścia do języka polskiego zarysował się już w wynikach badań, które w Ratyzbonie prowadziła prof. Hanna Pułaczewska z tamtejszego uniwersytetu około dziesięć lat temu. Łącznie przepytała wówczas 598 uczniów z trzech gimnazjów i czterech szkół niższych stopni. W ich ocenach polski nie wypadł szczególnie dobrze. Wręcz przeciwnie, wszystkie noty były gorsze od neutralnej „trójki”. Ani piękny, ani modny, ani interesujący, ani znaczący w Niemczech, Europie, a tym bardziej w świecie. Myśl o poznaniu go też nie wywoływała entuzjazmu.
Ale w badanej grupie 44 uczniów miało korzenie polskie. Oni zaś oceniali język polski zdecydowanie lepiej od ogółu badanych, zwłaszcza w pierwszych trzech kategoriach: piękny, modny, interesujący. Zwłaszcza ci, którzy byli wychowywani w języku polskim.
Badanie potrzeb
Jak to dziś wygląda, tego jeszcze nie wiemy. Wkrótce powinniśmy się dowiedzieć, jakie potrzeby w kwestii nauki języka polskiego ma Brandenburgia, której landtag (parlament landowy) postanowił mocno się zaangażować w krzewienie języka sąsiadów, co znalazło wyraz w specjalnej uchwale z 2021 roku. Stosowne badania, socjodemograficzną i kartograficzną analizę potrzeb w kwestii nauczania polskiego jako języka ojczystego, języka odziedziczonego oraz języka obcego, przeprowadziła dr Dorothea Orsson z uniwersytetu w Greifswaldzie. Na razie jednak nie może jeszcze ujawnić wyników. Ma jednak nadzieję, że w ślad za Brandenburgią pójdą inne landy i też przeprowadzą takie analizy potrzeb.
Na konferencji w klasztorze St. Marienthal dr Orsson powiedziała jedną zaskakującą rzecz. Otóż po niemiecku „język ojczysty” to „Muttersprache”, co z kolei przetłumaczone dosłownie na polski oznacza „język macierzysty”, czy też „język matki”. A jak już wiemy, w polsko-niemieckich rodzinach w Niemczech matki są z Polski. A jednak, jak twierdzi dr Orsson, dla dzieci tych matek językiem „macierzystym” jest częściej niemiecki, niż polski. Polski, to dla nich „język odziedziczony”, „język pochodzenia”. Po niemiecku „Herkunftssprache”, po angielsku „heritage language”.
Jeszcze jeden dowód na to, że żaden język nie jest logiczny.
„W Polsce smakuje jak u babć”
Jednym ze szczególnych aspektów nauczania języka jest także przekazywanie uczniom swojego własnego spojrzenia, swoich własnych stereotypów. Judith Maria Rösch z Niemieckiego Instytutu Spraw Polskich w Darmstadcie właśnie rozpoczęła projekt badania stereotypów w podręcznikach do nauki języka polskiego. W jednym z nich natknęła się na zdanie: „In Polen schmeckt es wie bei Großmuttern", czyli „W Polsce smakuje jak u babć”.
– Widzę w tym coś problematycznego. W tym zdaniu czuć jakieś ciepło, co zasadniczo nie jest niczym złym. Ale przez tę liczbę mnogą, kiedy mowa o babciach, ta wypowiedź wydaje się być skierowana jak gdyby ku przeszłości. A tym czasem także i w Polsce gotuje się już też po wegańsku – mówi Rösch. Przyznaje, że stereotypy pomagają nam wprawdzie zrozumieć świat, ale ważną sprawą jest właściwe umieszczanie takich sformułowań w odniesieniu do kontekstu. – Dlaczego człowiek uczy się właściwie języka? Bo chce go używać? Bo chciałby czytać książki w oryginale? – pyta i tłumaczy, że od tego powinno zależeć, jak powinien być napisany podręcznik.
Początek drogi
Konferencja KoKoPolu na temat obrazu Polski i języka polskiego, to tak naprawdę początek drogi prowadzącej do zrozumienia wielu trudnych kwestii. Na przykład, kim są żyjący w Niemczech ludzie z polskim tłem migracyjnym (a przecież jest ich około dwóch milionów) i jakie mają potrzeby związane z językiem i kulturą kraju, z którego się wywodzą.
Z drugiej strony jest to także kwestia umiejętności pokazania niemieckiej większości, co reprezentuje ten kraj, z którego pochodzą. Przekonania Niemców, że za Odrą naprawdę zaczyna się „Bella Polonia”. Że bynajmniej nie jest to wcale jakiś kiepski żart. I może pokazanie im Polski jako jednego z najważniejszych partnerów gospodarczych Niemiec, piątego spośród wszystkich państw świata. Bo choć „polnische Wirtschaft”, „polska gospodarka”, nie jest już raczej funkcjonującym w Niemczech epitetem, to do świadomości znaczenia wzajemnych stosunków jeszcze daleko.
Chcesz skomentować ten artykuł? Dołącz do nas na facebooku! >>