Rosja na drodze do dyktatury. Kompromitacja bawarskiego sądu
27 marca 2013"Die Welt" zaznacza, że: "Rosjanie, a szczególnie Kreml są rozgoryczeni moralnymi zastrzeżeniami, jakie nadchodzą z zachodu i które znajdują swój bezpośredni wyraz także w pracy politycznych fundacji. Rosjanie uważają, że jest to upokarzające, kiedy stawia się ich pod moralnym nadzorem z Berlina, Waszyngtonu czy innych zachodnich przedmieść. Władimir Putin już często publicznie czy w prywatnym gronie dawał upust swemu niezadowoleniu. Czego Rosjanie zdaje się jeszcze do tej pory nie pojęli, to to, że praca organizacji pozarządowych służy także budowaniu zaufania. W takiej sytuacji niemieccy politycy nie mogą się tak zachowywać, jakby ich to zupełnie nie obchodziło".
"Handelsblatt" uważa, że: "Rosyjskie państwo raz jeszcze ukazuje swoją manię kontroli. Jego postępowanie jest wyrazem strachu, jaki elicie władzy jeszcze siedzi w kościach od czasu masowych protestów w ubiegłym roku. Ukazały one bowiem, że rosyjskie społeczeństwo rozwija się w szalonym tempie i że obywatele chcą w niektórych sprawach doszlusować do osiągnięć, które w innych krajach są standardem. Lecz większość aparatu władzy boi się wszelkich zmian, ponieważ nowoczesne, otwarte społeczeństwo i większe wpływy obywateli byłyby zagrożeniem do dóbr i przywilejów, jakie zabezpieczyły sobie kręgi władzy w minionych latach. Nikt nie chce oddać obecnego status quo".
"Frankfurter Allgemeine Zeitung" pisze, że: "Stylizujący się na wielkiego liberała premier Miedwiediew uważa, że jego kraj dalej kroczy ku demokracji - potrzebuje tylko na to nieco czasu. Dopiero jeżeli za sto lat będą wciąż jeszcze problemy z prawami człowieka, będzie to oznaczać, że coś się nie powiodło, powiedział w ubiegłym tygodniu. Ale te sto lat już minęło i to od momentu, gdy Putin ponownie zasiadł w prezydenckim fotelu. Od tego czasu można zaobserwować, jak autorytarny reżim, który tolerował pewne wolnościowe nisze, tak długo jak nie kwestionowano jego władzy, stopniowo zaczyna przekształcać się w dyktaturę. Rosja jeszcze tak daleko nie zaszła. Są jeszcze massmedia, w których otwarcie krytykuje się władzę. Jest jeszcze legalna polityczna opozycja i jest nawet obywatelskie społeczeństwo".
Sąd bez wyczucia w procesie NSU
"Stuttgarter Zeitung" przypomina: "Osiem ofiar nazistowskiej bandy było Turkami. Ale akurat dla tureckich massmediów rzekomo nie ma miejsca na sali rozpraw. Jest to skandal. W ten sposób obciąża się tylko jeszcze bardziej ten i tak już trudny proces, jeszcze zanim w ogóle się zaczął. Gra toczy się o wysoką stawkę. Po błędach popełnionych przez policję i urzędy ochrony konstytucji Niemcy nie mogą się ponownie skompromitować. Sędziowie w Monachium mogliby wziąć sobie za wzór kolegów z Oslo, którzy suwerennie przeprowadzili proces Breivika".
"Maerkische Oderzeitung" uważa, że "Właściwym skandalem w tej całej sprawie jest to, że, jak się zdaje, nikt w monachijskim sądzie nie przewidział, jak duże zainteresowanie może wzbudzić proces bandy morderców spod znaku NSU. I to po tym, jak przez dziesięć lat nieudolnie prowadzono śledztwo i wyjaśnienie całej sprawy na forum parlamentu, zakrawa na farsę z jakieś republiki bananowej. Jeżeli rodzinom ofiar, ich adwokatom i uwrażliwionej opinii publicznej nie da się teraz możliwości obserwowania pracy wymiaru sprawiedliwości, cały skandal wokół NSU wzbogaci się o jeszcze jeden rozdział. Potrzebna jest większa sala rozpraw - wszystko inne byłoby hańbą dla Niemiec".
"Heilbronner Stimme" pisze: "Wyobraźmy sobie: przed sądem w Turcji toczy się proces ws. zbyt późno i do tego niedbale prowadzonego śledztwa dotyczącego serii zabójstw ośmiorga Niemców. Niemieckie media nie mają niestety wstępu na salę rozpraw - bo salę wybrano zbyt małą. Tylko krajowe radiostacje i gazety dostają zarezerwowane miejsca, jak informują tureckie władze. Reakcją nie byłoby tylko rozczarowanie na twarzach dziennikarzy, tylko z Berlina nadeszłyby sążniste protesty. W dyplomacji określa się to mianem politycznych irytacji. Tylko, że cała ta afera odbywa się w bawarskiej metropolii i właśnie tam kompromituje się wymiar sprawiedliwości, jak w naszym przykładzie. I dziwi się, jak silne wywołuje to reakcje".
Małgorzata Matzke
red.odp.: Elżbieta Stasik