Rosja na razie nie zakręci Ukrainie kurka z gazem
3 marca 2015Po sześciu godzinach trudnych negocjacji, unijny komisarz ds. energii Maros Sefkovic oznajmił, że rozmowy pojednawcze między Rosją a Ukrainą zostały uwieńczone powodzeniem. Partnerzy obiecują, że będą się stosować do zasad uzgodnionych w tak zwanym "pakiecie zimowym", który ustalono jesienią ubiegłego roku również dzięki pośrednictwu Komisji Europejskiej (KE). Tym samym groźba, że Gazprom jeszcze w tym tygodniu zakręci Ukrainie kurek z gazem, została jak na razie zażegnana. W związku z tym również Unia nie musi się obawiać wstrzymania dostaw gazu do krajów członkowskich UE (10-15 proc. dostaw gazu do UE nadal płynie przez Ukrainę).
„Pakiet zimowy” obowiązuje do końca marca
Obecne negocjacje były niczym innym jak kolejną odsłoną w sporze gazowym między Rosją, Ukrainą i UE. Polityczną grą, której towarzyszą groźby, niekończące się negocjacje i coraz to nowe ustalenia między partnerami.
Ukraina może znów odetchnąć z ulgą. Po dokonaniu przedpłat ma, w ramach "pakietu zimowego", otrzymywać do końca marca gaz z Rosji na warunkach rynkowych. Po tym terminie trzeba będzie wznowić negocjacje.
Spokój w sporze gazowym mógł się właściwie utrzymać aż do końca marca. Do tego czasu miał obowiązywać "pakiet zimowy", w którym ustalone były ceny i ilości dostarczanego gazu oraz kwestie dotyczące zaległych zobowiązań. Ale tydzień temu sytuacja na wschodniej Ukrainie zagroziła zawartym ustaleniom. Jak dawniej, dostawy gazu stały się środkiem politycznego nacisku. Unia Europejska zaprosiła więc strony konfliktu do rozmowy pojednawczej. Zawarcie kompromisu było możliwe dlatego, że z rozmów wyłączono sprawę wschodniej Ukrainy. Ten temat ma być przedmiotem oddzielnych rozmów.
Nowy spór z powodu wschodniej Ukrainy
Uzyskanie porozumienia było także tym razem niezmiernie trudne. Nie chodziło bowiem jedynie o dotychczasowe spory gazowe, lecz połączenie trwającego od dawna sporu handlowego o podłożu politycznym z krytyczną sytuacją na wschodniej Ukrainie. Rosja zarzuca Ukrainie, że samowolnie wstrzymała dostawy gazu do prorosyjskich „Republik Ludowych” - Donieckiej i Ługańskiej. W tym kontekście szef Kremla Władimir Putin mówił nawet o zbrodni „ludobójstwa” na tamtejszej ludności.
Około dziesięciu dni temu Gazprom zaczął na polecenie szefa rosyjskiego rządu Dmitrija Miedwiediewa dostarczać surowiec przez wspólną granicę na tereny kontrolowane przez prorosyjskich separatystów. Faktury wystawił jednak Kijowowi. W końcu, argumentowano, pod względem prawnym te regiony nadal należą do Ukrainy.
W oczach Kijowa sytuacja wygląda jednak zupełnie inaczej: prorosyjscy separatyści zdewastowali na wschodzie kraju gazociąg, żeby uzasadnić bezpośredni import surowca z Rosji. Rząd Ukrainy nie chce płacić również za gaz przeznaczony dla prorosyjskich separatystów. Poza tym Kijów zarzuca stronie rosyjskiej, że nie wywiązuje się z obowiązku dostarczenia uzgodnionej ilości gazu (Moskwa niespodziewanie odliczyła od całości ilość gazu dostarczonego separatystom). Dlatego Ukraina wstrzymywała się z dokonaniem przedpłat za marzec.
UE jest dziś mniej uzależniona od Gazpromu
Rosyjski potencjał gróźb wobec Unii Europejskiej znacznie zmalał. Dziś wstrzymanie dostaw, jak to miało miejsce w 2009 roku, nie stworzyłoby w państwach członkowskich UE prawie żadnych zakłóceń. Już dosyć dawno zadbano o zwiększenie rezerw i alternatywne rozwiązania. Bardziej uzależnione od rosyjskich dostaw kraje Europy Południowo-Wschodniej mogą wesprzeć w razie konieczności ich unijni sąsiedzi.
Wykorzystywanie przez Rosję gazu, jako środka politycznego nacisku, nawet dla Ukrainy nie jest już tak groźne jak niegdyś. Kończy się sezon grzewczy a rezerwy powinny wystarczyć do końca zimy.
Niezależnie od tego Ukraina potrzebuje reform, żeby ograniczyć ogromne zużycie gazu. Według Arno Behrensa, analityka Center for Policy Studies w Brukseli, Ukraina mogłaby zaoszczędzić 1/3 ogółu dostaw.
Behrens uważa ponadto, że Gazprom nie ma właściwie czasu na polityczne gierki, bo musi obecnie zarabiać pieniądze. Eksport gazu do krajów UE leży w jego żywotnym interesie. W obliczu napiętej sytuacji budżetowej w Moskwie, Rosja nie może zrezygnować z tych przychodów. To znaczy, że możliwość szantażowania Europejczyków zmalała, a dalekosiężne plany, dotyczące unii energetycznej, jakie Komisja Europejska przedstawiła w minionym tygodniu, mają się przyczynić do dalszego ograniczania zależności Europy od rosyjskich dostaw.
Barbara Wesel / Iwona D. Metzner