Proces zamachowców z Paryża. Trauma osób, które przeżyły
8 września 2021Sebastien Dauzet od 13 listopada 2015 r. czuje, że łatwo go zranić. 41-latek pracował wówczas jako barman w restauracji La Bonne Biere w północno-wschodnim Paryżu, gdy jego miejsce pracy nagle zamieniło się w pole bitwy. – Było wpół do dziewiątej i nagle wydało mi się, że słyszę petardy. Na początku nawet nie rozumiałem, co się dzieje – wyjaśnia w rozmowie z DW stojąc przed barem, za którym serwował wtedy drinki.
– Nagle wszyscy zaczęli biec. Jedna z osób, która została trafiona w nogę, próbowała dostać się na schody z tyłu budynku. Potem zobaczyłem zamachowców, którzy strzelali do ludzi z kałasznikowów. To wszystko wyglądało jak w filmie. Rzuciłem się na podłogę i przez jakiś czas leżałem – mówi. Dauzet przeżył. Nie mógł wtedy wiedzieć, że był to jeden z kilku niemal jednoczesnych zamachów paryskich napastników.
20 osób przed sądem
Dziś zaczyna się proces 20 osób, którym zarzuca się, że w mniejszym lub większym stopniu bezpośrednio wspierały terrorystów. Jest to proces niezwykle ważny dla osób, które przeżyły traumę.
Dziewięciu terrorystów zabiło tego wieczoru w sumie 130 osób w atakach na stadion piłkarski Stade de France, kilka barów i restauracji oraz salę koncertową Bataclan. Był to najkrwawszy zamach we Francji od czasów II wojny światowej.
Wśród tych barów był La Belle Equipe, około dwóch kilometrów na południowy wschód od La Bonne Biere. Choć nie było go w czasie ataku w tym miejscu, to i tak trudno jest Dauzetowi tam pojechać. – Kiedyś pracowałem w tej okolicy, a moi przyjaciele obchodzili tu tej nocy urodziny – mówi, patrząc na restaurację.
– Wśród nich była Michelli, dziewczyna mojego włoskiego kolegi Fila. Oświadczył się jej dwa miesiące wcześniej. Wszyscy myśleliśmy, że przeżyła. Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że zginęła – mówi. Naprzeciwko La Belle Equipe wisi tablica z nazwiskami wszystkich 20 ofiar zamachu. Dauzet przygląda się jej przez kilka minut. Potem mówi ze łzami w oczach: – To był prawdziwy anioł. Ładna, inteligentna i taka miła. Wszyscy za nią tęsknimy – przyznaje.
Obszerny proces, który ma trwać co najmniej dziewięć miesięcy
Spośród 20 oskarżonych tylko jednemu, Salahowi Abdeslamowi, zarzuca się, że bezpośrednio uczestniczył w atakach – wożąc terrorystów do miejsca zamachów i pomagając im w wytwarzaniu materiałów wybuchowych, których używali. Pozostałych 19 oskarżonych jest podejrzanych o planowanie ataków lub udzielanie wsparcia logistycznego napastnikom. Sześciu z nich będzie sądzonych zaocznie. Śledczy zakładają, że od tego czasu zginęli w Syrii lub Iraku. W tym obszernym procesie weźmie udział co najmniej 1800 cywilnych powodów i 300 prawników. Oczekuje się, że potrwa on dziewięć miesięcy lub dłużej.
Jednym z powodów cywilnych jest Thierry, który nie chce podawać swojego nazwiska. Przez wiele godzin ukrywał się wraz z kilkoma innymi uczestnikami koncertu w garderobie klubu Bataclan, gdy trzech zamachowców zabijało 90 osób podczas koncertu zespołu rockowego Eagles of Death Metal. – Po przyjeździe policji wyprowadzili nas głównym wejściem. Kiedy spojrzałem na podłogę, zobaczyłem, że w miejscu przeznaczonym dla palących leży kilku martwych ludzi – opowiada 56-latek, wskazując na kąt przed salą koncertową.
Thierry ma nadzieję na surowe kary
Sprzedawca wycieczek od tamtej pory wierzy, że urodził się pod dobrą gwiazdą. A jednak: za jego pogodnym uśmiechem kryją się głębokie blizny. – Nie sądzę, żeby ta rana kiedykolwiek się zagoiła – mówi. – Gdy tylko napotykasz jakikolwiek problem w życiu codziennym, trauma powraca. Bardzo źle sypiam, ciągle się budzę. Każdej nocy śni mi się, że walczę z terrorystami z bronią palną, aby chronić innych ludzi – tłumaczy.
Thierry nie sądzi, by proces cokolwiek w tej kwestii zmienił. – Niemniej jednak ważne jest dla mnie, abym tam zeznawał – także dlatego, że proces będzie filmowany dla archiwów i przyszłych pokoleń. Nie spodziewam się jednak niczego spektakularnego – oskarżeni nie będą płakać ani przepraszać. Po prostu zapłacą za to, co zrobili. Miejmy nadzieję, że wyroki będą surowe – mówi.
Proces – ważny etap dla tych, którzy przeżyli
Ale nie wszyscy, którzy przeżyli, potrafią zrezygnować z oczekiwań wobec tego procesu, mówi Delphine Morali w rozmowie z DW. Psychiatra pracuje w Centrum Psychotraumy Instytutu Badań nad Ofiarami w północno-wschodnim Paryżu. Po zamachach utworzono tam oddział kryzysowy dla osób, które przeżyły ataki terrorystyczne. Dziś nadal opiekuje się około 20 ofiarami. – Niektórzy z naszych pacjentów nadal nie są w stanie prowadzić normalnego życia. Wciąż cierpią z powodu takich objawów, jak nadmierna czujność i bezsenność – mówi Morali. A niektórzy z nich, jak zaznacza, po prostu liczą na zbyt wiele w związku z procesem. – Proces jest ważnym etapem, również dlatego, że dzięki niemu wyrządzone szkody mogą zostać uznane, a oskarżeni ukarani – wyjaśnia.
– Ale to samo w sobie nie wystarcza, aby przezwyciężyć traumę. W końcu wiele osób w ogóle nie czuje się już bezpiecznie, ponieważ od tamtego czasu doszło do innych ataków. Ponadto, większość terrorystów z tamtych czasów nie żyje i nie może być pociągnięta do odpowiedzialności. To jest frustrujące – komentuje. Od 2015 roku w zamachach we Francji zginęło ponad 250 osób.
Strach przed rozczarowaniem procesem
Matthieu Mauduit rzeczywiście obawia się, że wyrok wydany na koniec procesu może go rozczarować. W Bataclan zginął wówczas jego 41-letni brat Cedric. Nawet dziś Mauduit czuje, że w jego życiu brakuje jednego z elementów. – Nadal biorę antydepresanty. I nie ma dnia, żebym o nim nie myślał – przyznaje.
Czuje, że jest to winien bratu, aby być obecnym na procesie jako powód cywilny. – Mam nadzieję, że uzyskamy przynajmniej kilka odpowiedzi na pytania, które wciąż są niewiadomą. Z drugiej strony, staram nie robić sobie złudnych nadziei. Oskarżeni nie będzie prosić o wybaczenie. Są niewolnikami swojego fanatyzmu i przecież nie uznają nawet naszego wymiaru sprawiedliwości – podkreśla.
Barman Dauzet woli obserwować proces z odległości. – Coś mi mówi, że nie powinienem się w to angażować i że nie przyniosłoby mi to niczego dobrego. Jest już wystarczająco dużo innych osób zaangażowanych w tę sprawę, aby zadbać sprawiedliwość – ocenia. Tej tragicznej nocy Dauzet miał być w Bataclan. – Chciałem iść na koncert. Ale ani ja, ani moja ówczesna dziewczyna, która również pracowała w barze, nie mogliśmy wziąć wolnego piątku – wspomina.
Kiedy spogląda na tablicę upamiętniającą ofiary, znajdującą się naprzeciwko sali koncertowej, nagle dogania go rzeczywistość. – Właśnie zdałem sobie sprawę, że moje nazwisko mogłoby się znaleźć na tej tablicy. To boli – mówi cicho. Dauzet chce się wkrótce wyprowadzić z Paryża. Chce odwrócić się od miasta i wspomnień o tym, co tu się wydarzyło.