Seks i władza
18 maja 2011Sceny, jakie (przypuszczalnie) rozegrały się w nowojorskim hotelu przy udziale znanego, podstarzałego finansisty i młodej, ponętnej kobiety, można uznać za symbol: tyranii władzy i gnębienia niewinnych ludzi. Od kilku lat jednak afery seksualne stają się górami nie do pokonania, przed którymi uginają się najpotężniejsi politycy.
Aferę Dominika Strauss-Kahna, napastującego pokojówkę, media okrzyknęły współczesną wersją włoskiej komedii del'arte czy nowym wydaniem hrabiego Almaviva z "Wesela Figara".
Od co najmniej XVIII wieku obowiązuje stereotyp, mówiący, że w burżuazyjnym społeczeństwie nie ma równości klasowej. Klasy najwyższe mogą sobie na wszystko pozwolić, bo przez swój publiczny status wszystko uchodzi im bezkarnie. Ale współczesne czasy korygują ten stereotyp: bezkarności nie ma bez końca.
Politycy mają płeć
Powszechnie wiadomo było o wybujałym życiu erotycznym prezydenta Johna F. Kennedy' ego, lecz wszystkich obowiązywała zmowa milczenia.
Za czasów Billa Clintona było już nieco inaczej. Jego intymne kontakty z Monicą Lewinsky zostały wyciągnięte na światło dzienne, a wszystkie najdrobniejsze szczegóły schadzek w Oval Office doprowadziły Stany Zjednoczone prawie na skraj kryzysu konstytucyjnego.
Mass media bacznie obserwują od tego czasu wszystkich ludzi "na świeczniku". Okazało się bowiem, że politycy nawet najwyższego szczebla nie są aseksualni, a powinni przecież takimi być. Lecz, zdaje się, że oprócz tego, że są "z krwi i kości", cierpią na utratę poczucia rzeczywistości. Stanowisko, władza, pieniądze sprawiają, że zaczynają czuć się bezkarni. Tak dalece odrywają się od ziemi, że zapominają, iż także ich obowiązuje prawo. Tego wymaga się od nich bardzo surowo szczególnie w Ameryce, gdzie zaczynają obowiązywać standardowe zasady etyki zbiorowej - jak w przypadku zakazu palenia.
We współczesnych, przesyconych seksem, społeczeństwach ery informacji, zaczynają zacierać się granice pomiędzy zagrożeniem przemocą seksualną i nadmiarem bodźców, a normalnym popędem seksualnym. W Stanach Zjednoczonych, i w wielu krajach zachodnich, zaczyna się głośno mówić o nieokiełznanym temperamencie, który traktuje się już w kategorii uzależnienia seksualnego, porównywalnego z takimi nałogami jak alkoholizm czy narkomania.
Legandarny golfista Tiger Woods ze łzami w oczach kajał się przed telewizyjnymi kamerami za niewierność wobec żony, obiecując, że zacznie się leczyć. Można by pomyśleć, że była to prywatna sprawa państwa Woods. Ale jego publiczne wyznania, że swój popęd seksualny uważa za chorobliwy, bo nie potrafi oprzeć się pokusom młodego ciała, był raczej wybiegiem dla uratowania resztek honoru. Lepiej być uznanym za chorego niż za sprawcę na tle seksualnym.
Żałosny Silvio
W hedonistycznych, zachodnich społeczeństwach, danie upustu swym chuciom traktuje się w kategoriach samorealizacji, i prawo do niej przyznaje się wszystkim - biorąc przykład z gwiazd pop-kultury, a coraz częściej i polityki.
Ikoną takiego stylu życia zdaje się być Silvio Berlusconi, możny, potentny, nietykalny, otaczający się zawsze pięknymi dziewczynami. W rzeczywistości jest to tragedia człowieka, który nie chce się zestarzeć. Pokazuje on, że jego namiętność nie słabnie, ale raczej sprawia wrażenie, że narasta w nim panika, że ta wieczna młodość może się skończyć. U większości ludzi wywołuje on nie podziw, lecz raczej odruch litości i pożałowania.
Lecz pogoń prasy za sensacją sprawia, że o aferach polityków będzie się zawsze mówić, nawet jeżeli ludzie czasami woleliby nie znać wszystkich szczegółów.
Jeżeli w wypadku Dominika Strauss-Kahna okaże się, że dopuścił się molestowania seksualnego, nie będzie mógł liczyć na żadne okoliczności łagodzące: chorobliwy popęd seksualny, utratę poczucia rzeczywistości, oderwanie od ziemi. Gwałt pozostaje gwałtem, a zakres władzy i stanowisko nikogo w takich sprawach nie chroni.
Małgorzata Matzke
red. odp.: Iwona D. Metzner