Solidarność w czasach korony. Będą szparagi
20 marca 2020Kiedy epidemia koronawirusa w Europie zaczęła nabierać rozpędu, jasne stało się, że w najbliższym czasie do Niemiec nie będą mogli przyjechać pracownicy z Polski czy Rumunii na zbiory rosnących szparagów i dojrzewających truskawek. Granice z Austrią i Węgrami są zamknięte w ramach działań profilaktycznych, Polska wprowadziła własne restrykcje i nie wiadomo, jak długo ten wyjątkowy stan jeszcze potrwa.
„Spiegel“ opisuje, jak w tej sytuacji poradzili sobie rolnicy znad Jeziora Bodeńskiego, uprawiający szparagi, truskawki i chmiel. Jak pisze „Spiegel“ na swoim portalu, wszyscy wiedzieli, że zrobi się nagle bardzo ciepło - nawet do 20 stopni i wiadomo było, że szparagi będą szybko rosły i trzeba je będzie natychmiast zbierać.
Tak więc grupa młodych rolników, którzy już od dłuższego czasu współdziałają w okolicach Tettnangu nad Jeziorem Bodeńskim, postanowiła, że przez Facebook uruchomi akcję poszukiwania pracowników. W ub. wtorek rano wypostowali apel: „Potrzebujemy was! Czy macie ochotę na kontakt z matką-ziemią? Natychmiast potrzebne nam są pomocne ręce.“ Wypostowali także zdjęcie ukazujące główki szparagów wychodzące z ziemi. Wyjaśnili przy tym swoją sytuację: że nie mogą liczyć na pomocników, których zawsze mieli, a to oznacza, że nie zbiorą szparagów i truskawek albo nie podwiążą pędów chmielu. Mieli nadzieję, że może ktoś się zgłosi: studenci, emerytki, gospodynie domowe, może chociaż na parę godzin... Każdy chętny mógł się zgłosić podając, gdzie mieszka. Praca miała być oczywiście nie za darmo.
Setki ochotników
Nie musieli długo czekać na odzew, bo ruszyła lawina. 700 komentarzy znalazło się pod ich postem, apel podzieliło 17 tys. osób i zgłosiły się setki ochotników. 24 godziny od rozpoczęcie akcji rolnicy próbowali jakoś ogarnąć tę lawinę. Jak pisze „Spiegel online“, nawet nie śniła im się taka solidarność. „Nie wiemy, jak dziękować. Żeby ta fala nie opadła i udało się rozdzielić ludzi, pracujemy teraz nad rozwiązaniem. Prosimy, żeby nie nadsyłać dalszych zgłoszeń, bo dopiero powstaje baza danych“.
Jak pisze portal, „wirusowi udaje się to, czego już dawno nie było: łamie się bariera między społeczeństwem i rolnictwem. „Spiegel“ rozmawiał z Josefem Nuberem, zarządzającym samopomocową organizacją Maschinenring Tettnang. U niego zbiegają się wszystkie nitki. Obecnie powstaje program komputerowy, gdzie zgłaszać będą mogli się wszyscy ochotnicy, a jego zrzeszenie zorganizuje ich rozdział do najbliższych gospodarstw rolnych. – Liczy się każda para rąk – powiedział. Nie można łudzić się ryzykowną nadzieją, że znowu będą mogli przyjechać pracownicy z zagranicy. Stąd powstał plan B. Mieliśmy nadzieję, że zgłoszą się ludzie, którzy nie mogą pracować, ale z takim natłokiem nikt się nie liczył.
Portal pisze, że większości ochotników w ogóle nie chodzi o zarobek, ale rolnicy podkreślają, że nikt nie będzie u nich pracował za darmo. Nie mogą jednak płacić więcej niż ustawowa stawka minimalna 9,35 euro za godzinę.
Do pracy zgłosili się dorośli i młodzież, mężczyźni i kobiety, z okolic i z daleka. Kierowca wyścigowy z Ravensburga, matka, która chce na pole wziąć też dziecko. Bezrobotna listonoszka ze Szwajcarii, która ma nadzieję, że pozwolą jej wjechać. Jak wyjaśniała, jej dziadek jest rolnikiem i ona doskonale wie, w jakim potrzasku są teraz rolnicy. Ponieważ ma czas, chce pomóc.
Akcji samopomocy jest więcej
Rolnicy znad Jeziora Bodeńskiego zrzeszyli się, by produkować regionalnie, a nie przemysłowo. Są za tym, żeby używać mniej środków ochrony roślin, walczą o ochronę gatunków i pszczół. Ich akcja nie jest odosobniona. W Niemczech jest już akcja „Zielone ręce“ sojuszu „Ziemia łączy“. Jest to oddolny ruch organizujący protesty rolników i konwoje traktorów w całych Niemczech. Na najbliższy wtorek sojusz wezwał wszystkich ludzi, żeby zgłaszali się u lokalnych rolników, którzy ewentualnie potrzebować będą pomocy przy siewach i zbiorach. „Wykorzystajmy razem szansę solidarnego działania“ - napisano w apelu, zaznaczając jednocześnie, by nie upolityczniać całej sprawy.