Prasa krytykuje wizytę Maasa na Bliskim Wschodzie
21 maja 2021W „Reutlinger General-Anzeiger" czytamy: „Pełna solidarność z Izraelem jest częścią niemieckiej racji stanu. Kto popełnił taką zbrodnię jak Holokaust, musi przyjąć historyczną odpowiedzialność. Nawet jeśli to było bardzo dawno temu. Niemniej jednak krytyka jednostronnej, nacjonalistycznej polityki rządu Netanjahu jest całkowicie uzasadniona i uprawniona. Ale w czasie, gdy na Tel Awiw spadają rakiety, zadaniem Niemiec nie jest krytykowanie. Wtedy potrzebne jest wsparcie.
„Oczywiście nie ma nic nagannego w tym, że minister spraw zagranicznych Heiko Maas opowiada się za złożeniem broni na Bliskim Wschodzie” – uważa komentator „Stuttgarter Zeitung”, dodając, że w tym celu nie trzeba sobie jednak „gnieść szykownego garnituru w samolocie”. „Błyskawiczna podróż w rejon konfliktu wygląda raczej jak desperacki wysiłek, by za wszelką cenę tam być i wygenerować kilka eleganckich ujęć telewizyjnych. Z automatu do mielenia fraz poleciało trochę pustych słów i dymków – nie posunie to procesu pokojowego naprzód” – pisze autor.
Równie sceptyczny jest dziennik „Nordbayerischer Kurier” z Bayreuth: „Na Bliskim Wschodzie chodzi o podejmowanie wielkich wysiłków. Potrzebna jest regularna ciężka praca, a nie szybkie spojrzenie w kamerę. Konflikt ciągnie się od dziesięcioleci, i to, czego potrzeba, to długa droga małych kroków, ukrytej dyplomacji i rozmów za kulisami. Potrzeba mediatorów, którzy są w stanie rzucić na szalę cały swój ciężar gatunkowy. Z całym szacunkiem, Niemcy nie mają wystarczającego znaczenia. Europa? Jest podzielona co do postępowania z Izraelem, gdy przychodzi do szczegółów. USA? Po Trumpie kraj musi ponownie odzyskać zaufanie. ONZ? Papierowy tygrys. Do rozwiązania daleka droga, pomimo zgrabnych telewizyjnych ujęć z niemieckim ministrem spraw zagranicznych.”
„Niemcy i UE od dawna nie są brane pod uwagę jako mediatorzy w konflikcie bliskowschodnim” – pisze z kolei „Neue Osnabruecker Zeitung”, podkreślając, że nawet wizyta Heiko Maasa w Izraelu nie zmienia tego stanu rzeczy. „Wzywanie do zawieszenia broni i apel do wszystkich o dążenie do pokoju należą to rytualnego dobrego tonu, a to Maas ma opanowane. A co jeszcze pozostanie po nim jako ministrze spraw zagranicznych? Tak samo nie potrafił zażegnać napięć z Rosją, jak nie był w stanie poprawić stosunki z Turcją. Poprawa relacji z USA jest spowodowana zmianą w Białym Domu. Tak, Maas zawiązał «Sojusz dla multilateralizmu», ale czy jest to wielki strzał? Krytycy mówią o «berlińskiej polityce fraz», której brakuje skutecznej strategii. To jest również to, co uprawia szef dyplomacji. Tylko że uderzanie we właściwy ton to za mało” – konkluduje dziennik.