Statki handlowe wolą omijać szlaki uchodźców
14 lipca 2019Z informacji Niemieckiego Diakonatu Morskiego wynika, że statki handlowe zmieniają swoje kursy, by nie natrafić na łodzie przemytników, którymi poruszają się uchodźcy.
Traumatyczne przeżycia
- Armatorzy wolą płacić za dłuższe szlaki, by nie narazić się na zarzut pośredniej pomocy przemytnikom – powiedział niemieckiej Ewangelickiej Agencji Prasowej (EPD) diakon morski Markus Schildhauer. Zjawisko to ma miejsce przede wszystkim we Włoszech, gdzie za ratowanie ludzkiego życia na morzu można ponieść karę.
Kolejny powód Schildhauer widzi w dotychczasowych doświadczeniach. Wielokrotnie marynarze statków handlowych robili wszystko, by pomóc wycieńczonym ludziom w dostaniu się na ich statek. Ci jednak, pnąc się na wysoką burtę, z braku sił spadali do morza i tonęli, a ich łodzie, na ogół zupełnie nieprzystosowane do morskich podróży, szły na dno. To wszystko działo się na oczach marynarzy, którzy chcieli pomagać. – Widziałem już bardzo straumatyzowanych ludzi morza – mówi diakon.
Dziesiątki tysięcy uratowanych
Jego zdaniem, najcięższe wypadki podczas prób ratowania rozbitków miały miejsce podczas intensywnego napływu migrantów w latach 2015 i 2016. Z informacji Niemieckiego Diakonatu Morskiego wynika, że w 2015 roku uratowano w ten sposób 50.000 ludzi na Morzu Śródziemnym. W 2016 było ich 60.000. Diakon podkreśla, że choć dziś szlaki uchodźcze się zmieniły, to załogi wciąż jeszcze obawiają się spotkania z łodziami przemytników.
Prawo morskie zobowiązuje do niesienia pomocy potrzebującym na morzu. – Żaden statek nie może się odwrócić – mówi diakon. Jednak trudno jest dostrzec człowieka zza burty wysokiego na 25 metrów kontenerowca. Poza tym na takim statku jest miejsce tylko dla około 20-osobowej załogi, nie ma tam ani wystarczającej przestrzeni, ani ilości wody czy warunków sanitarnych dla większej liczby osób.
Psycholog na pokładzie
- W akcji ratowania rozbitków z reguły giną ludzie – podkreśla Schildhauer. Szczególnie obciążające dla załogi jest to wówczas, gdy robi ona wszystko, by pomóc, a potem widzi, jak ludzie toną. Dlatego statki coraz częściej wyruszają w podróż z psychologiem na pokładzie.
Diakon kieruje placówką Niemieckiej Misji Morskiej w Aleksandrii. Diakoni ewangelickich organizacji odwiedzają załogi w portach i wspierają duchowo marynarzy, którzy nierzadko cierpią z powodu rozłąki z rodzinami i walczą z poczuciem izolacji w wielonarodowych załogach.
(epd / sier)