Strach przed Rosją. Na Litwie wraca pobór do wojska
26 czerwca 2024Maksym z Wilna skończy niebawem 22 lata. Jest obywatelem litewskim i pochodzi z rodziny rosyjskojęzycznej. W ubiegłym roku powołano go do dziewięciomiesięcznej służby wojskowej.
– Mieliśmy w naszej jednostce chłopaka, który brał prysznic góra co dwa dni – i to latem. Czy może sobie pan wyobrazić ten odór?! Ja myłem się nawet dwa razy dziennie. Po kilku tygodniach razem z dowódcą daliśmy mu niezłą reprymendę – wspomina Maksym. Podczas służby zetknął się z ludźmi, których poza wojskiem zapewne nigdy by nie poznał. Jego brygada piechoty stacjonowała w Taurogach – miasteczku na południowym zachodzie Litwy, nieopodal granicy z rosyjską eksklawą Kaliningradu.
Za dwa lata wielu litewskich obywateli w wieku od 18 do 22 lat może zebrać podobne doświadczenia. Uchwalona 13 czerwca przez litewski parlament – Seimas – decyzja o przywróceniu powszechnej służby wojskowej nie była zaskoczeniem. Debata na ten temat zaczęła się już w lutym 2022 roku, zaraz po napaści Rosji na Ukrainę. Cztery lata po przystąpieniu do NATO w 2008 roku Litwa zniosła obowiązkową służbę wojskową i przeszła całkowicie na armię zawodową.
Powołanie drogą losowania
Jednak po aneksji ukraińskiego półwyspu Krym przez Rosję Litwa była w 2015 roku pierwszym krajem w Europie, który zasadniczo powrócił do obowiązkowej służby wojskowej. Szeregi armii musieli zasilić jednak tylko ci, którzy na zasadzie przypadku znaleźli się na liście wygenerowanej komputerowo. Tak było z Maksymem. Nowa uchwała parlamentu utrzymuje dziewięcioletni czas trwania służby, wydłuża jednak służbę zastępczą z dziesięciu miesięcy do roku. W przyszłości niemożliwe ma być studiowanie na uniwersytecie bez uprzedniej służby wojskowej. W 2025 roku pierwsze roczniki mają trafić do komisji wojskowych, a powoływanie do służby na nastąpić w roku 2026.
Wiele osób na Litwie obawia się, że po Ukrainie Rosja może zaatakować również kraje bałtyckie. Ze względu na te obawy NATO chce wzmocnić swoją wschodnią flankę. W tym celu na Litwie ma ma zostać rozmieszczona między innymi brygada Bundeswehry. W konsekwencji zweryfikowano całą politykę obronną Litwy. Powszechna obowiązkowa służba wojskowa ma teraz pokazać sojusznikom z NATO, że kierownictwo polityczne kraju poważnie traktuje sprawę obrony jego terytorium i suwerenności.
Litwa wydaje regularnie ponad dwa procent swojego produktu krajowego brutto na obronność, spełniając w ten sposób wymogi NATO. Niemniej posiadający obecnie tylko 18 tysięcy żołnierzy zawodowych kraj jest uważany za wojskowego karła.
Nowa rzeczywistość polityczno-wojskowa
– Jeszcze kilka lat temu niektórzy nasi politycy deklarowali, że NATO będzie nas chronić zawsze. Zakładano, że Litwa jako mały kraj może zrezygnować z wielkich inwestycji w obronność – wspomina Vaidotas Malinionis, przewodniczący związku litewskich oficerów w stanie spoczynku. – Dziś wszystko się zmieniło, czego dowodzi decyzja o powszechnej obowiązkowej służbie wojskowej – podkreśla.
Według niego uchwała litewskiego parlamentu będzie w pełni zrealizowana do 2028 roku: – Konieczne są dalsze inwestycje w infrastrukturę, także budowa koszar. Ale to raczej kwestia czasu niż woli politycznej – dodaje Malinionis, pułkownik w stanie spoczynku. Litwa stawia przy tym nadal na pomoc NATO. Oparta na Bundeswehrze brygada bojowa Sojuszu ma stacjonować w tym kraju na stałe. Razem z jednostkami innych sojuszników, które znajdują się tam tylko przejściowo, żołnierze brygady regularnie uczestniczą w manewrach.
– Kiedy przyszło wezwanie do wojska, w ogóle nie chciałem służyć. Ale dziś zdaję sobie sprawę, że armia mnie zmieniła. Jestem bardziej odpowiedzialny i zorganizowany, lepiej komunikuję się z ludźmi i rozumiem ich lepiej – mówi Maksym. Jego matka, 47-letnia Irina, dodaje: – Może to brzmieć dziwnie, ale od czasu służby w armii mój syn jest milszy i bardziej ceni swoją rodzinę. Czas, kiedy był poza domem, chociaż krótki, przyniósł efekt. Irina popiera obowiązkową służbę wojskową: – To dobre dla kraju, a chłopcy stają się dojrzalsi.
Problemy ze zdolnością do służby wojskowej
43-letni Valentinas, ojciec podlegającego wkrótce służbie wojskowej syna, zapatruje się na to inaczej. – Sam byłem przez cztery lata żołnierzem kontraktowym w oddziałach łączności. Gdyby miała wybuchnąć prawdziwa wojna, to dziewięć miesięcy ćwiczeń, to całe strzelanie i rzucanie granatami nie wystarczy, żeby powstrzymać prawdziwego wroga. Cały ciężar walk będą musieli wziąć na siebie żołnierze zawodowi, a nie ci chłopcy – mówi.
Valentinas uważa, że byłoby lepiej, gdyby młodzi mężczyźni kończyli kursy w formacjach ochotniczych, z których ma być na Litwie rekrutowany personel do obrony cywilnej, patroli i wspierania policji w razie stanu wojennego. Sądzi, że armia nie jest przygotowana do nowych problemów obecnego czasu: – Wiele dzieci siedzi tylko przed komputerem i żyje w wirtualnym świecie. Poza tym jest wiele dzieci słabo rozwiniętych fizycznie, a niekiedy również chorych. Wreszcie wielu uczniów nie zdaje sobie dzisiaj sprawy, co znaczą obowiązki.
Również emerytowany pułkownik Malinionis ze stowarzyszenia oficerów przyznaje, że są problemy z przydatnością poborowych do służby wojskowej. Nie uważa jednak sytuacji za krytyczną: – Do 50 procent poborowych uznaje się dziś za niezdolnych do służby wojskowej. Jednak, po pierwsze, niektóre z tych kryteriów są przestarzałe i powinny zostać zmienione. Po drugie zaś, fani gier komputerowych nie muszą biegać z karabinem maszynowym po lesie. Najzdolniejsi z nich powinni się zajmować komunikacją, wojną cybernetyczną i dronami. Wymogi dotyczące przydatności do służby nie są tu tak rygorystyczne. Malinionis uważa że w ten sposób można by znacznie obniżyć wskaźnik poborowych uznawanych za niezdolnych do służby w nowoczesnej litewskiej armii.