Strajki, czyli mamy dość gierkowskiej propagandy
13 sierpnia 2020Stoczniowiec Jerzy Borowczak zdążył wrócić z sobotniego przyjęcia do domu gdy usłyszał stukanie w okno. To był Bogdan Borusewicz. Nie wchodził do mieszkania, tylko krzyknął: Chodź pogadamy. I spytał: To co, robimy ten strajk, czy nie? Do grupy konspiratorów dołączyli jeszcze Ludwik Prądzyński i Bogdan Felski. Na tego, który miał przewodzić robotnikom wybrano Lecha Wałęsę. Strajki na Wybrzeżu rozpoczęły się 14 sierpnia 1980 r.
Zimno, zimno
Zima stulecia 1978/1979 w dwa miesiące sparaliżowała kraj. W sklepach, gdzie i tak było już niewiele do kupienia, zabrakło podstawowych produktów spożywczych – mleka, serów, nawet chleba. Tysiącami padało bydło, było wiele ofiar w ludziach, a chaos powodowany przez żywioł, pogłębiała tylko organizacyjna niemoc władz.
Gospodarka poniosła olbrzymie straty, co nie pozostało bez wpływu na nastroje społeczne. SB coraz częściej notowała, że „ludzie wypowiadają się agresywnie i szkalują partię”, krytykując jej „ryzykowną politykę gospodarczą” i „niedowład organizacyjny”. Wielu Polaków uważało, że „ogłoszenie stanu klęski żywiołowej miało ukryć bałagan w gospodarce i rozgrzeszyć odpowiedzialnych za to ludzi”. Z drugiej jednak strony – pisze historyk Maciej Zaremba – „zima stulecia” zintegrowała Polaków, którzy podczas rozmów korytarzowych, pożyczając świeczkę czy sól, wymieniali poglądy polityczne i solidaryzowali się we wspólnym narzekaniu na system i partię, która przestała być już narodowym autorytetem.
Jej miejsce zajął w październiku 1978 r. papież Polak – Karol Wojtyła, który podczas swojej pierwszej pielgrzymki do Polski, rozpoczętej 2 czerwca 1979 r. mówił o ojczyźnie, wspólnocie i patriotyzmie, a także prawie do życia w suwerennym państwie, co – napisze potem wielu historyków – obudziło Polskę z letargu i konformizmu. Mimo represji, których doświadczaliśmy w 1956, 1970 czy 1976 r., przestaliśmy się bać otwartej konfrontacji z władzą, bo obecność w Rzymie Jana Pawła II dawała nadzieję, że w razie czego ktoś się za nami wstawi. W czerwcu 1979 r. SB w Radziejowie pod Wrocławiem w popłochu zbierała ulotki, które głosiły „Śmierć komunistom”, a z legnickich murów funkcjonariusze służb zmywali napisy: „Precz z przyjaźnią polsko-radziecką”.
W marcu 1980 r. tuż przed wyborami do Sejmu i rad narodowych opozycja zorganizowała największą w swojej historii akcję rozrzucania ulotek. Hasła głosiły: „Wyborco zostań w domu. Breżniew zagłosuje za ciebie”. Ile jest wart sojusz ze Związkiem Radzieckim pokazały igrzyska olimpijskie w Moskwie. Gdy Władysław Kozakiewicz pokonał w skoku o tyczce zawodnika radzieckiego i wykonał swój symboliczny gest, w kraju wybuchła euforia.
Wszechobecna korupcja, puste półki, produkcja wadliwych, nienadających się do użytku towarów i pełzające podwyżki, a przy tym lekceważenie potrzeb społeczeństwa przy jednoczesnym bogaceniu się partyjnych dostojników powodowały nastrój frustracji i złości.
Podłoże pod rewolucję Solidarności było gotowe.
Ciepło, ciepło, gorąco!
Wiosną wobec rosnących cen mięsa pracę przerwało kilka zakładów pracy, w lipcu stanął Mielec, na Lubelszczyźnie strajkowali tamtejsi kolejarze. Wszędzie domagano się podwyżek płac. Opozycja informowała świat o buntowniczych nastrojach w wielu polskich zakładach pracy, a wieści te wracały do kraju z pomocą Radia Wolna Europa. Odbiorniki na fale krótkie błyskawicznie znikały ze sklepów. Sytuacja gospodarcza Polski była fatalna i złudzeń nie mieli już nawet niektórzy rządzący. Mieczysław Rakowski, redaktor naczelny „Polityki”, spotkał się w połowie czerwca z ówczesnym premierem rządu Edwardem Babiuchem, i usłyszał, że „prawda jest tak okrutna, że nie można jej powiedzieć narodowi”.
Strajki ogarnęły w sumie 177 zakładów pracy i 81 tys. strajkujących. Władza nie zdecydowała się jednak na rozwiązanie siłowe. Chwilowo wystarczyły obietnice podwyżek i wakacje. Nastroje strajkowe nieco przygasły, a uspokojony ciszą Edward Gierek, wraz z 12 członkami KC, wyjechał na Krym.
I wtedy obudził się Gdańsk.
9 sierpnia Anna Walentynowicz, 51-letnia suwnicowa, po 30 latach pracy w Stoczni Gdańskiej odebrała swoją ostatnią wypłatę. Dzień wcześniej wyrzucono ją z pracy za otwartą działalność w Wolnych Związkach Zawodowych i przemycanie na teren stoczni podziemnych czasopism i ulotek. Do nabycia praw emerytalnych zabrakło jej kilku dni.
Koledzy Walentynowicz byli poruszeni. Akurat w jednym z zaprzyjaźnionych domów świętowali wypuszczenie z więzienia dwóch swoich kolegów, gdy Bogdan Borusewicz wywołał na zewnątrz Jerzego Borowczaka, Lecha Wałęsę i Bogdana Felskiego. Coś trzeba z tym zrobić – przekonywał. Jerzy Borowczak mówił jednak po latach, że nawet wśród nich „nie było wtedy atmosfery strajkowej.” Ale na pytanie Borusewicza „robimy ten strajk czy nie?” odpowiedzieli twierdząco.
Felski wspominał: „Ustaliliśmy, że za wszelką cenę musimy pozostać wewnątrz zakładu. Na zewnątrz może być prowokacja, dojdzie do kradzieży, rozbijania szyb, do wandalizmu. A nie chcieliśmy, jak to w siedemdziesiątym roku było, że robotnicy to niby banda nierobów i chuliganów”.
Plan był taki, że spróbują wywołać strajk, zanim stoczniowcy zaczną pracę, jeszcze w szatniach. Potem mieli poprowadzić ludzi w stronę historycznej bramy, gdzie rozegrał się dramat Grudnia ’70 i uczcić pamięć ofiar minutą ciszy. Tam też miał czekać Lech Wałęsa, zwolniony ze Stoczni cztery lata wcześniej za krytykę partyjnej organizacji związkowej. „Myśleliśmy, że strajk potrwa przez czwartek i piątek, może trzeba będzie zostać na noc” – przyznał Felski. – „Ale nikt sobie nie wyobrażał, że tak się przeciągnie”.
Tekst powstał w ramach wspólnego cyklu Deutsche Welle i Newsweek Polska.
#CzasSolidarności