Stutthof. Obóz, który trwał tyle, ile wojna
9 maja 2020Być może już wkrótce uroczystości takie jak ta będą wyglądały właśnie tak – w tym roku z powodu epidemii koronawirusa, ale w przyszłości podobna formuła oddawania hołdu byłym więźniom niemieckich nazistowskich obozów koncentracyjnych będzie nieunikniona. Pozostała już tylko garstka świadków. Nieliczni mogą dziś jeszcze mówić o piekle na ziemi, którego doświadczyli w takich miejscach jak Stutthof.
Tym bardziej wymowne jest hasło tegorocznych uroczystości „To MY jesteśmy Pamięcią!”. Każdy może wirtualnie wziąć udział w tej rocznicy. Wystarczy wysłać maila do Muzeum Stutthof w Sztutowie, odczytać i nagrać otrzymany w odpowiedzi fragment wspomnień byłego więźnia. Nagrania można odnaleźć pod #stutthof75#toMYjesteśmyPamięcią.
Uroczystości w dobie koronawirusa
Inaczej niż planowano – bez ceremoniału i osobistej obecności wielu gości – tak w tym roku oddawany jest hołd byłym więźniom KL Stutthof. Wydarzenia upamiętniające rocznicę wyzwolenia obozu można śledzić w mediach społecznościowych i na stronie internetowej Muzeum Stutthof.
Urodzony 21 lat po zakończeniu wojny szef MSZ Niemiec Heiko Maas i urodzony dziesięć lat wcześniej szef polskiej dyplomacji Jacek Czaputowicz uczestniczyli w uroczystościach za pośrednictwem nagranych przemówień wideo. Podobnie jak Petronelna Brywczyńska, która w 1945 roku skończyła 9 lat.
Otwarta brama obozu
Petronela Brywczyńska w obozie była 6 tygodni. Pamięta, jak rankiem 9 maja przyjechali żołnierze Armii Czerwonej, do dziś wspomina dźwięki akordeonu. – Byli bardzo brudni, zmęczeni, obandażowani. Zaraz po nich prowadzili skutych Ukraińców. Tych, którzy tak świetnie bawili się tej nocy. (…) Podczas wyzwolenia nie było Niemców, musieli uciec – mówi była więźniarka.
Komendant obozu Paul Werner Hoppe opuścił Stutthof w kwietniu 1945 roku, od stycznia ewakuowani byli także więźniowie. Kilkanaście tysięcy osób z tej ewakuacji, zwanej Marszem Śmierci, nie przeżyło. 9 maja 1945 roku 48. Armia 3. Frontu Białoruskiego uwolniła zaledwie garstkę, bo ponad 100 osób. Wśród nich Petronelę Brywczyńską. – Gdyby czas wyzwolenia przyszedł później, nie przeżyłabym, ponieważ dzieci w pierwszej kolejności szły do pieca – mówi 84-letnia dziś kobieta. Wspomina ulotki w różnych językach zrzucane z samolotów dzień przed wyzwoleniem. Umieszczono na nich informację kierowaną do Niemców, by się poddali. Reszta terenów była już zdobyta. Brywczyńska pamięta strach, który towarzyszył więźniom również i w tych dniach – Mężczyźni wykopywali w barakach okopy, aby zabezpieczyć się przed bombami. Pamiętam płacz dzieci. W okopach było ciasno. Dzieci miały zasypane oczy – mówi. Kiedy o poranku 9 maja wyszli z okopów, ujrzeli otwartą bramę obozu. Ojciec Petroneli Brywczyńskiej wywiózł ją i jej matkę na znalezionym wózku z obozu. – Powiedział: uciekajmy stąd jak najdalej. Ciągnął nas bardzo powoli. Co chwila przystawał, a kiedy się odwrócił i spojrzał na nas, jego widok wzbudzał przerażenie; widok straszliwie wychudzonej postaci z wytrzeszczem oczu. My wyglądaliśmy tak samo – dodaje.
2077 dni
Stutthof był pierwszym i najdłużej istniejącym niemieckim obozem koncentracyjnym na terenach okupowanych. Zaledwie jeden dzień po rozpoczęciu wojny do obozu położonego niespełna 40 kilometrów na wschód od Gdańska trafili pierwsi więźniowie. Większość z nich stanowili duchowni, urzędnicy, nauczyciele, działacze polityczni, żołnierze, elita Wolnego Miasta Gdańsk.
Obóz istniał tak długo, ile trwała wojna – 2077 dni. Przez niemal 6 lat trafiło tu ponad 110 tysięcy osób z 28 krajów. Ponad połowa z nich, bo 65 tysięcy, nigdy z tego obozu się już nie wydostała. Więźniowie ginęli w masowych egzekucjach albo umierali z wycieńczenia powodowanego głodem, chorobami, niewolniczą pracą. – Pamiętam tamte czasy do dziś. Jak wygląda oprawca, który wpada do baraku z pistoletem w ręku i biczem zwanym pytą, strzela i bije po głowach ludzi. Obok mnie leżało odcięte Francuzowi ucho. Bardzo się bałam. Dobrze się przyjrzałam, jak może wyglądać taki człowiek-potwór. Zapamiętałam jego twarz tak dokładnie, że rozpoznałabym go nawet dziś – mówi Petronela Brywczyńska.
W połowie 1943 roku w pobliżu krematorium została wybudowana komora gazowa, która od połowy 1944 roku służyła do uśmiercania więźniów. To właśnie wtedy Stutthof został włączony w sieć obozów realizujących akcję „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Szacuje się, że z około 50 tysięcy Żydów uwięzionych w Stutthofie ponad połowa nie przeżyła.
Heiko Maas: „Nie chcemy zapomnieć i nie zapomnimy”
– My Niemcy, przyznajemy się do naszej winy i odpowiedzialności, która nigdy nie minie. Jesteśmy wdzięczni za wszystko, co nas – Polaków i Niemców – dziś łączy. I razem podejmujemy wyzwania, które są przed nami – jako sąsiedzi, jako Europejczycy i jestem wdzięczny, że mogę dziś dodać: jako przyjaciele – zaznaczył szef niemieckiej dyplomacji Heiko Maas. Podkreślił, jak ważna jest pamięć o tym miejscu: „Nie chcemy zapomnieć i nie zapomnimy”.
Minister spraw zagranicznych Polski Jacek Czaputowicz w swoim internetowym przemówieniu wskazał na partnerstwo między Polską i Niemcami. – Dzisiejsze Niemcy są dla Polski najważniejszym sąsiadem i partnerem w UE i NATO. Wspólnie z naszymi niemieckimi partnerami uczestniczymy w budowaniu zjednoczonej Europy na fundamencie pojednania polsko-niemieckiego. Jednocześnie nieodłączną część naszych relacji stanowi dziedzictwo przeszłości i troska o pielęgnowanie prawdy historycznej – zaznaczył.
O pielęgnowaniu pamięci mówił Naczelny Rabin Polski Michael Schudrich. Według niego najlepszym sposobem poszanowania zmarłych jest „pamiętanie i mówienie do następnych pokoleń”.
Zniszczone dzieciństwo, okaleczona psychika
Robi to Petronela Brywczyńska. Spotyka się z młodzieżą, opowiada o swoich dniach w obozie. Widok budynku komendantury nadal wzbudza w niej strach. Jeszcze wiele lat po wojnie zrywała się nocą i krzyczała: „Uciekajmy, bo lecą samoloty”. Dziś przyznaje, że jest „inna” niż jej rówieśniczki – zastraszona, nieśmiała, ustępuje wszystkim, nie potrafi upomnieć się o swoje. Jak podkreśla, przeżycie obozu odcisnęło na niej ogromne piętno. – Zniszczyli moje dzieciństwo, okaleczyli psychicznie, głodzili, straszyli. To się odbiło na mojej psychice.
Czy mimo tych niewyobrażalnych przeżyć istnieje przebaczenie? – Tak, przebaczyłam im, bo taki był system. Nie wszyscy byli mordercami – mówi 75 lat później.