Szczyt NATO. Kluczowe sprawy
8 lipca 2024DW: Czego możemy się spodziewać po waszyngtońskim szczycie NATO?
Jamie Shea: Na pewno tego, że generał Christopher G. Cavoli, Naczelny Dowódca Sił Sojuszniczych w Europie (SACEUR), przedstawi szefom państw raport o ćwiczeniach wojsk Sojuszu w krajach bałtyckich i o wdrażaniu regionalnych planów obrony, uzgodnionych w Wilnie w ubiegłym roku.
Generał Cavoli pewnie powie mniej więcej tak: „Przez rok prowadziłem ćwiczenia i mogę państwu powiedzieć, że możemy zrobić x, ale nie możemy zrobić y. Mamy wystarczająco dużo czołgów, ale niewystarczająco – artylerii. Nie jesteśmy dobrzy w cyberobronie. I nasza obrona przeciwrakietowa i przeciwlotnicza wciąż nie są na odpowiednim poziomie”.
To będzie bardzo ważny bilans gotowości bojowej Sojuszu i wskazanie luk do uzupełnienia.
Można się też spodziewać dążenia do utrzymania poziomu wydatków na obronność. Polska, kraje bałtyckie, ale także Wielka Brytania będą pewnie naciskać na nowy poziom wydatków: 2,5 proc. Myślę, że będzie to kolejny kamień milowy zobowiązań NATO w dziedzinie obronności.
Ale to Ukraina zdominuje agendę.
Czy szczyt powinien formalnie zaprosić Ukrainę do Sojuszu?
Niektórym sojusznikom by się to spodobało.
Sekretarz stanu USA Antony Blinken określił pakiet dla Ukrainy jako „silny most do członkostwa”. Jego asystent ds. europejskich i euroazjatyckich James O'Brien mówił o moście „dobrze oświetlonym, krótkim, prostym i pozbawionym hamulców”.
Z pewnością będzie dyskusja, jak „ciepły” powinien być język dotyczący członkostwa Ukrainy. Czy pozostaniemy przy dotychczasowym, czy użyjemy bardziej entuzjastycznych sformułowań, jak na przykład: „droga Ukrainy do NATO jest nieodwracalna”.
Czego powinniśmy realistycznie oczekiwać?
Na przykład dyskusji o nowym dowództwie ds. zaopatrzenia, koordynacji i szkolenia NATO w Wiesbaden oraz o dostawach sprzętu dla Ukrainy. Czyli o rzeczach naprawdę istotnych. Będą też spory o pieniądze.
Ale ponieważ szczyt odbywa się w Waszyngtonie, pojawi się też na nim kwestia chińska. NATO będzie musiało wykonać jakiś gest wobec USA w odniesieniu do Chin w roku wyborczym. Szczególnie wobec zwolenników Trumpa i Republikanów, ale myślę, że także wobec administracji Bidena.
A co powinna położyć na stole negocjacyjnym UE i jej członkowie, którzy należą do NATO?
Po pierwsze, oczywiście, wspomnianą koordynację dostaw broni na Ukrainę. UE – w postaci Europejskiej Agencji Obrony, Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Inwestycyjnego – musi być obecna w Wiesbaden, by mieć wgląd w to, co planuje NATO. Jens Stoltenberg chce, aby Sojusz pozyskiwał 40 miliardów euro rocznie, ale UE właśnie sfinalizowała pakiet na 15 mld na różne środki wsparcia. Nie można dopuścić, by NATO i UE konkurowały w pozyskiwaniu pieniędzy dla Ukrainy.
Drugim ważnym obszarem po Ukrainie jest produkcja przemysłowa. Współpracę obu instytucji ułatwiłoby włączenie Turcji i Wielkiej Brytanii, niebędących członkami UE, do kontraktów obronnych w ramach nowej unijnej strategii przemysłowej; pod warunkiem, że będą tworzyć w Unii technologie i miejsca pracy. Tak, jak Norwegia i Stany Zjednoczone, które uczestniczą w programach rozwoju zdolności obronnych w ramach Stałej Współpracy Strukturalnej UE.
Trzecim obszarem ważnym dla NATO jest odporność. Duży nacisk kładzie się na cyberataki, ochronę infrastruktury krytycznej, walkę z zagłuszaniem sygnału GPS; wszystko, co robi Rosja. UE i NATO naprawdę muszą ustanowić wspólną strukturę, by tym zarządzać. Kto wykrywa cyberatak? Kto reaguje? Jakiego zestawu narzędzi użyć? Sankcje gospodarcze, środki militarne? W szczególności jeden pomysł jest ważny: jeśli przygotowujemy się do wojny...
...A przygotowujemy się?
...to po stronie NATO będzie walka zbrojna, ale UE mogłaby odegrać większą rolę w obronie cywilnej. Mam na myśli szpitale, ewakuacje, pomoc uchodźcom, zmniejszanie skutków dewastacji środowiska naturalnego i ochronę ludności cywilnej, jeśli zostaną zaatakowane miasta. To byłby dobry podział obowiązków: NATO walczy na froncie, a UE chroni zaplecze.
Wrócę do pana słów. Czy naprawdę przygotowujemy się do wojny?
Czy NATO musi przygotowywać się do wojny? Tak, musi. Nie dlatego, że naprawdę jest przekonane, że jutro będzie walczyć z Rosją. Po prostu dlatego, że obecnie ryzyko jest większe i wymaga zwiększenia poziomu przygotowania, zdolności obronnych i gotowości bojowej Sojuszu. Nie można dziś walczyć z Rosją wojskiem NATO sprzed 10 lat. Nie zapewniłoby to ani obrony, ani skutecznego odstraszania. Jednym z zadań Marka Ruttego będzie kontynuowanie rozpoczętego przez NATO programu modernizacji.
Czego możemy się spodziewać po Ruttem?
Pochodzi z UE i pracował w UE jako premier przez 14 lat. Myślę, że będzie miał lepsze wyczucie niż Jens Stoltenberg – z Norwegii, spoza UE – tego, jak obie instytucje mogą się naprawdę zazębiać.
Gdy był pan rzecznikiem NATO, UE nie była częścią równania obronnego w Europie.
Kilka lat temu NATO i UE były jak siostrzane instytucje w tym samym mieście, ale działające w różnych częściach świata. NATO zajmowało się Afganistanem i Irakiem, UE – Gruzją i misjami w Afryce czy na Bliskim Wschodzie. Nie było realnego zazębiania się strategii.
Teraz, jeśli NATO chce zrobić cokolwiek w Europie, jest tam silny gracz, którego trzeba najpierw spytać, prawda?
Oczywiście. Obecnie istnieje ogromna strategiczna zbieżność obu instytucji: produkcja obronna, poprawa potencjału militarnego, inwestycje w sprzęt wojskowy i możliwości pomocy Ukrainie. Uwaga obu organizacji jest skoncentrowana na terroryzmie, wojnie hybrydowej czy cyberatakach. Gdyby dziś na spotkaniu UE zamknąć oczy, można byłoby pomyśleć, że jest się na spotkaniu NATO lub odwrotnie. 10 lat temu nie dałoby się tych spotkań pomylić.
Dziś prawdziwe wyzwanie brzmi: jak przekuć tę strategiczną zbieżność w działanie? Jak stworzyć większe poczucie bezpieczeństwa? I jak powinna wyglądać współpraca operacyjna pomiędzy NATO i UE? Jeśli UE produkuje pociski, to czy NATO powinno modernizować helikoptery?
Ale jesteśmy w środku tej drogi. Obie instytucje rozumieją, że ich priorytety się pokrywają. Ale ich pracownicy nie nabrali jeszcze nawyku dzielenia się pracą: podpisywaniem umów, zarządzaniem finansami, osiąganiem zdolności obronnych. Jeśli zapytać tych ludzi: „Jak często widzisz się ze swoim odpowiednikiem w UE? Czy naprawdę robicie coś razem?”, odpowiedź brzmi: „Nie, nie bardzo. Dobra atmosfera nie przełożyła się jeszcze na moją codzienną pracę”.
Myślę, że będzie to duże wyzwanie dla nowego Sekretarza Generalnego.
Mówiąc o wyzwaniach: na jakim etapie jest NATO w kwestii samej Rosji? Sojusz stworzony w celu powstrzymywania Związku Radzieckiego będzie obchodził 75. rocznicę powstania, podczas gdy sukcesorka ZSRR – Rosja – prowadzi wojnę w Europie.
Jeśli spojrzeć na to, co NATO mówiło od szczytu w Madrycie, co zawarło w nowej koncepcji strategicznej i na zeszłorocznym szczycie w Wilnie, jest jasne, że język dotyczący Rosji jest znacznie ostrzejszy, mroczniejszy i bardziej ponury. Nie ma ambiwalencji, nie ma mowy o „strategicznym partnerstwie”. NATO jasno określiło Rosję jako najbardziej niebezpiecznego, bezpośredniego przeciwnika oraz największe zagrożenie. I uznało, że dotyczy ono nie tylko Ukrainy, ale także samego Sojuszu. A także – że wojna nie tylko Ukrainie wyrządziła szkody, ale zniszczyła dotychczasową europejską architekturę bezpieczeństwa, a Putin zagraża Sojuszowi nieodpowiedzialnymi groźbami użycia broni nuklearnej.
25 lat temu był pan świadkiem kryzysu w Kosowie na granicy NATO. Co ta lekcja mówi nam o obecnej sytuacji?
Kosowo było chronione przez 6 000 żołnierzy Sojuszu, a w ubiegłym roku doszło ich więcej. W przeciwieństwie do Ukrainy, Kosowo ma swego rodzaju gwarancję bezpieczeństwa w postaci sił pokojowych KFOR, nawet nie będąc w NATO, choć uważam, że powinno otrzymać szerszy dostęp do programu Partnerstwo dla Pokoju.
Rysowanie podobieństw może być kuszące, ale jest duża różnica między Kosowem nawet 25 lat temu a dzisiejszą Ukrainą. Mieliśmy trudne relacje z Borysem Jelcynem, ale Rosjanie, i premier Wiktor Czernomyrdin, odegrali dużą dyplomatyczną rolę w przekonaniu Slobodana Milosevicia do wycofania swoich sił z Kosowa. Rosjanie dołączyli nawet do sił NATO KFOR. Wtedy Rosja była jeszcze – proszę mi wierzyć – partnerem NATO. Wtedy można było z nimi współpracować.