Szczyt UE. Autonomia strategiczna, ale we współpracy z NATO
26 lutego 2021Unijni przywódcy dziś (26.2.21) na telekonferencyjnym szczycie UE dyskutowali o polityce obronnej Europy, w tym o współpracy Unii z NATO. – Sojusz Północnoatlantycki był oraz pozostaje kluczowy dla więzi Europy z Ameryką – powiedział szef Rady Europejskiej Charles Michel, który zaprosił na obrady Jensa Stoltenberga, sekretarza generalnego NATO. – Ponad 90 proc. mieszkańców UE to obywatele krajów należących do NATO. Silniejsza Europa to silniejsze NATO – podkreślali dziś Michel i Stoltenberg. Zwłaszcza Polska i inne kraje Europy Środkowo-Wschodniej zwykle domagają się takich głośnych zapewnień, że w planach – budowanej przez UE – „unii obronnej” nie ma żadnej konkurencji wobec Sojuszu Pónocnoatlantyckiego.
Francja zwłaszcza za prezydentury Emmanuela Macrona (i za sprawą działań Donalda Trumpa) ze sporymi sukcesami promuje postulat „autonomii strategicznej” Europy, choć m.in. niejasności definicyjne wywołują w UE spore kontrowersje. Szefowa niemieckiego MON Annegret Kramp-Karrenbauer ostatniej jesieni napisała na łamach „Politico”, że muszą się skończyć „złudzenia co do europejskiej autonomii strategicznej”, bo „Europejczycy nie będą w stanie zastąpić kluczowej roli Ameryki jako dostawcy bezpieczeństwa”. To wywołało ostrą polemikę ze strony Macrona, a hasło „autonomii” wcale nie zniknęło z unijnego języka. Co więcej, dzisiejszy szczyt UE znów podkreślił wagę „strategicznego kierunku na rzecz zwiększania zdolności UE do niezależnego działania, w szczególności w odniesieniu do bezpieczeństwa i obrony”.
NATO-wska mobilność za pieniądze UE
– Unia powinna zwiększać swą zdolność do działania w scenariuszach, w których nie uczestniczy NATO. Chodzi m.in. o misje ONZ – tłumaczyła dziś Ursula von der Leyen, szefowa Komisji Europejskiej. Unijni przywódcy po raz kolejny zobowiązali się do zwiększania wydatków na obronność, a także do dalszego inwestowanie w ramach Unii w dziedziny na pograniczu NATO i UE. Chodzi m.in. o cyberbezpieczeństwo, walkę niektórymi bardziej „cywilnymi” zagrożeniami hybrydowymi (przykładowo operacjami dezinformacyjnymi) czy też – co podkreślono w końcowych zapisach szczytu – w polepszenie „mobilności wojskowej” na terenie Unii.
Kwestia „mobilności wojskowej” weszła do programu prac Unii dopiero przed kilku laty, gdy w czasie umacniania flanki wschodniej NATO (po wybuchu wojny na Ukrainie) zdano sobie sprawę, że po zakończeniu zimnej wojny w Europie zaniedbano starania, by drogi, mosty, połączenia kolejowe były przygotowane na szybki przerzut wojsk w ramach operacji NATO. Stąd trwające teraz zabiegi w Brukseli, by współfinansowana z funduszy UE rozbudowa infrastruktury uwzględniała potrzeby „mobilności wojskowej", czyli np. strategiczne przeprawy przez rzeki miały mosty unoszące ciężkie czołgi.
Ponadto Komisja Europejska na początku tego tygodnia ogłosiła kolejne plany budowania „synergii”, czyli współzależności inwestycyjnych między przemysłem cywilnym, obronnym, kosmicznym. Tradycyjnym przykładem podawanym w Brukseli są prace nad technologiami dronowymi (przydatne dla cywilów i wojskowych) oraz unijny system nawigacji satelitarnej Galileo. Dla odpowiedzialnego za ułatwianie tych „synergii” nowego Europejskiego Funduszu Obronnego przewidziano blisko 8 mld euro z budżetu UE na lata 2021-27, a na mobilność wojskową około 1,5 mld euro.
Co na to Ameryka?
Szkopuł w tym, że „autonomia strategiczna” Unii oznacza inwestowanie w unijny przemysł obronny, co wywołuje zaniepokojenie Stanów Zjednoczonych (i sceptycyzm m.in. Polski wobec tych unijnych zamysłów), które za prezydentury Trumpa przeradzało się wręcz we wrogość. Nowa administracja USA jeszcze nie zdeklarowała się w tej sprawie, ale Waszyngton ma długą historię łączenia wezwań do zwiększania wydatków obronnych Europy przy zastrzeżeniach co do nawet nieśmiałych prób „usamodzielniania się” Europy.
Ameryka za pierwszej kadencji George'a W. Busha (2001-05) widziała w kiełkującej wówczas „wspólnej polityce bezpieczeństwa i obrony” UE ryzyko osłabienia NATO, zagrożenie dla tradycyjnego charakteru amerykańskich sojuszy w Europie i angażowała - choć bez przesady - dyplomację, by ostrzegać Europejczyków przed tą „reinkarnacją gaullizmu”. De Gaulle wycofał Francję ze struktur wojskowych NATO, co odkręcił dopiero Nicolas Sarkozy.
Ponadto Londyn zawsze zwalczał pomysły na tworzenie nowych struktur obronnych w UE, bo widział w nich niepotrzebną konkurencję dla NATO i podważanie więzi Europy z USA. Podczas polskiej prezydencji w Radzie UE w 2011 r. Brytyjczycy zawetowali - promowaną przez Radosława Sikorskiego - ideę stworzenia w Brukseli kwatery dowodzenia operacjami policyjnymi i wojskowymi UE. Dlatego akurat w sferze polityki bezpieczeństwa UE brexit czasem stanowi pewne ułatwienie dla unijnej Brukseli.