Szef Berlinale: Wielkie wydarzenie z wielkimi gwiazdami
27 grudnia 2017Elke Vogel: Za niespełna dwa miesiące zostanie rozwinięty czerwony dywan i rozpocznie się 68. edycja Berlinale. Ile filmów konkurujących o Niedźwiedzie już Pan obejrzał?
Dieter Kosslick: Obejrzałem już 150 filmów nadesłanych ze Stanów Zjednoczonych, Niemiec, Polski, Francji, Włoch, Federacji Rosyjskiej oraz oczywiście z krajów azjatyckich, latynoamerykańskich i afrykańskich. Ale selekcja filmów nie jest jeszcze zakończona. Ciągle otrzymujemy spóźnione przesyłki. To ma związek z produkcją cyfrową.
W ostatnich dniach jeszcze otrzymaliśmy ok. 40 filmów zgłoszonych do konkursów. Połowa programu konkursowego jest już przygotowana. W tym czasie zajmowaliśmy się też dyskusją o przyszłości Berlinale.
EV: Chodzi o postulat reżyserów filmowych, aby radykalnie zreformować festiwal. Ale też adresowano krytykę pod Pana adresem…
DK: Tu miesza się dwie sprawy. Reżyserzy domagali się przejrzystości przy obsadzaniu nowego kierownictwa Berlinale. Dobrze zrozumieliśmy, o co chodzi. To jest całkowicie uzasadnione. Ale dyskusja, która się z tego rozwinła, nie była zabawna. Głównie za granicą nie rozumiano, o co chodzi. Byli ludzie, którzy powiedzieli: Berlinale nie jest pewne, więc nie poślemy tam filmu.
EV: Czy na Berlinale tematem będzie też debata o seksizmie prowadzona teraz w Hollywood?
DK: Debata wokół #MeToo wywarła duży wpływ. Teraz filmy ogląda się zupełnie inaczej. Kiedyś, gdy na ekranie szef uwodził sekretarkę, mówiło się: No tak, taki jest ten scenariusz. Teraz mówi się: Ojej, nie musimy tego przecież jeszcze pokazywać.
Jest jeszcze mnóstwo filmów, w których są sceny uwłaczające godności kobiet. Ale mamy też filmy, w których podnosi się temat wykorzystywania seksualnego i wykorzystywania władzy. I jest też kilka filmów, w których na końcu mężczyzna wychodzi na głupka.
Przeczytaj też:Srebrny Niedźwiedź na Berlinale dla Agnieszki Holland
EV: Właśnie ogłosił Pan pierwsze tytuły filmów biorących udział w konkursie. Są wśród nich dwa niemieckie filmy: Thomasa Stubera i Philipa Gröninga…
DK: Będzie ich więcej. Niemieckie filmy są bardzo, bardzo dobre!
EV: Czy Berlinale znów będzie miało akcenty polityczne - na przykład opowie za pomocą obrazów o nacjonalizmie w Niemczech i w Europie?
DK: Nie da się oddzielić sztuki od rzeczywistości. Ciągle jeszcze kręci się filmy o emigracji, także o uchodźstwie. Są filmy poszerzające ten temat, jak np. zgubne skutki globalizacji. Pojawia się też refleksja nad gigantycznymi sumami, które inwestuje się w eksport wieprzowiny i produktów rolnych na kontynent afrykański i do innych krajów i niszczy jednocześnie struktury rolnicze w tych krajach.
Są też liczne filmy poruszające kwestie wiary czy rozwoju ruchów prawicowych w Europie. Ale Berlinale to też wydarzenia z udziałem gwiazd.
EV: Już Pan zapowiedział, że po wygaśnięciu umowy w maju 2019 r. nie zamierza Pan kandydować w konkursie na dyrektora Berlinale. Czy już Pan wie, jakie przedsięwzięcie będzie Pana następnym wyzwaniem? Jest przecież więcej festiwali....
DK: Oczywiście, że nie należy się nigdy zarzekać. Ale nie przejmę ani jednej z dwóch zaproponowanych przez mnie funkcji czyli dyrektora artystycznego i dyrektora wykonawczego, jeśli kiedykolwiek dojdzie do ich rozdzielenia, o co walcze już od lat. Jeśli koniecznie będę się chciał czymś zając, to jestem pewien, że mi się to uda. Gdzie – nieważne. Jest wiele możliwości. Może zacznę studiować historię sztuki, geografię, może zacznę się uczyć hiszpańskiego, albo będę sprzedawał w hali targowej precle z masłem...
Rozmawiała Elke Vogel (dpa)
*Dieter Kosslick (69) kieruje Międzynarodowym Festiwalem Filmowym w Berlinie od 2001 r. Berlinale zaliczane jest do trzech największych festiwali filmowych na świecie.