Tani gaz i nacjonalizm. Dylematy NATO na południu Europy
9 lutego 2022– W obliczu zaostrzającego się konfliktu o Ukrainę NATO jest bardziej niż kiedykolwiek podzielone w kwestii swojej postawy wobec Rosji. USA i Wielka Brytania opowiadają się za twardą linią i odstraszaniem. Niemcy, Francja i Włochy kładą nacisk na dialog, a trzecia grupa, skupiona wokół Bułgarii, Węgier i Słowacji, nie chce uczestniczyć w konflikcie i rozmieszczeniu wojsk – tłumaczy DW Stefan Meister, wieloletni pracownik Niemieckiej Rady Stosunków Zagranicznych (DGAP).
W normalnych warunkach Niemcy stanowią umiarkowane ogniwo między tymi grupami, ale teraz tego brakuje ze względu na ich przywódczą słabość.
– Do tego dochodzi osłabienie przez populizm, Trumpa i brexit. Prezydent Rosji Władimir Putin próbuje to wykorzystać, by wynegocjować nowy porządek bezpieczeństwa w Europie, bez USA – uważa Meister. W tej sytuacji kluczowa rola nieoczekiwanie przypadła członkom NATO z Europy Południowo-Wschodniej.
Chorwacja: „Wycofanie w przypadku eskalacji?”
Czasem jednak słychać z ich strony ostre słowa. Na przykład prezydent Chorwacji Zoran Milanović pod koniec stycznia 2022 roku wywołał irytację nie tylko u siebie w kraju, gdy zapowiedział wycofanie się w przypadku konfliktu na Ukrainie. – Jeśli dojdzie do eskalacji, wycofamy się do ostatniego chorwackiego żołnierza – mówił w Zagrzebiu. Nie sprecyzował jednak, co dokładnie miał na myśli, ponieważ ani jeden chorwacki żołnierz nie stacjonuje na Ukrainie.
Rząd tego państwa należącego do UE i do NATO zareagował natychmiast. – Prezydent nie mówi w imieniu Chorwacji, ale w swoim własnym. Jesteśmy i pozostaniemy lojalnym członkiem NATO – podkreślił chorwacki minister spraw zagranicznych Gordan Grlić Radman.
Najdziwniejsze w pogróżkach chorwackiego prezydenta było jednak to, że ani NATO, ani USA lub Ukraina nie wezwały Chorwacji, by ta zaangażowała się militarnie. – Wypowiedzi Milanovicia służą wewnętrznym celom politycznym; trzeba je rozpatrywać w kontekście jego stałego konfliktu z premierem Andrejem Plenkoviciem – wyjaśnił w rozmowie z DW Filip Miletić z wiedeńskiej Fundacji im. Friedricha Eberta.
– Prezydent Chorwacji ponadto wydaje się ostatnio grać kartą nacjonalistyczną, nazywając przywódcę bośniackich Serbów Milo Radovicia partnerem i chcąc przymilić się chorwackim nacjonalistom z ich marzeniami o zmianie przebiegu granic w Bośni przy wsparciu Rosji.
Historia jako rosyjski „lobbysta” w Bułgarii
Występując gościnnie 1 lutego w bułgarskiej stacji telewizyjnej bTV, rosyjska ambasador w Sofii Eleonora Mitrofanowa jasno powiedziała, czego Rosja domaga się ostatnio od NATO: wycofania się za granice Sojuszu Północnoatlantyckiego z 1997 roku. Oznacza to także wycofanie wszystkich oddziałów NATO z takich państw, jak Rumunia i Bułgaria. Formalnie mogłyby pozostać członkami NATO. Ale tylko formalnie.
Wydaje się, że minister obrony Bułgarii Stefan Janew nie miałby nic przeciwko temu. Już w grudniu ubiegłego roku premier Kirił Petkow musiał go upomnieć publicznie za jego wpis na Twitterze, w którym Janew opowiedział się przeciwko rozmieszczeniu oddziałów NATO w Bułgarii. Podczas parlamentarnego przesłuchania w styczniu Janew zażądał: „Powinniśmy przestać czytać prasę zagraniczną i spekulować. Powinniśmy być bułgarofilami i myśleć w duchu bułgarskich interesów narodowych”. Po czym dodał: „Jeśli w Bułgarii miałyby stacjonować oddziały NATO, powinny być złożone wyłącznie z Bułgarów”.
Położenie nacisku na „narodowe interesy” ma w Sofii także tło wewnątrzpolityczne. Od chwili wejścia do parlamentu w grudniu 2021 roku nacjonaliści z partii Odrodzenie starają się wywierać rosnącą presję na rząd. Także rosyjska ambasador dobrze zdaje sobie sprawę z tradycyjnego, prorosyjskiego kursu bułgarskich nacjonalistów: „Rosja ma swoje wpływy w Bułgarii w postaci naszej wspólnej historii. Jest ona naszym najważniejszym lobbystą i najważniejszym influencerem w naszych stosunkach”.
60 procent poparcia w Rumunii
Zupełnie inaczej wygląda sytuacja w Rumunii, która jest, obok Niemiec i Polski, jednym z państw, w których rozlokowane zostaną dodatkowe oddziały amerykańskie i oddziały NATO.
Jak wynika z najnowszych badań instytutu INSCOP Research, NATO cieszy się w Rumunii największym zaufaniem w porównaniu z wybranymi krajami (między innymi USA, Rosją, Chinami i Niemcami) oraz organizacjami międzynarodowymi (między innymi UE).
– Dodatkowe oddziały NATO są u nas nie tylko chętnie widziane, ale także stanowią kapitał polityczny dla rządu – mówi w rozmowie z DW Sorin Ionita, politolog z think tanku Expert Group w Bukareszcie. – Nikt, nawet nacjonaliści, nie odważy się wypowiedzieć przeciwko temu – dodaje.
„Pinczer Putina” w Budapeszcie
Węgry – które podobnie jak Rumunia mają wspólną granicę z Ukrainą – także znajdują się w centrum uwagi NATO jako kraj, do którego można by skierować dodatkowe oddziały. Premier Węgier Viktor Orban od lat utrzymuje „specjalne stosunki” z Rosją. Jego zauważalna fascynacja prezydentem Putinem i odmowne stanowisko w sprawie sankcji przeciwko Rosji sprawiły, że nazywa się go „pinczerem Putina”.
Na początku lutego Orban wybrał się do Moskwy z, jak powiedział, „misją pokojową”. W rzeczywistości najbardziej chodziło mu o dostawy rosyjskiego gazu, które Węgry otrzymują po znacznie niższej cenie niż rynkowa oraz o udział Rosji w rozbudowie elektrowni atomowej w Paks.
Węgry natomiast unikają dyskusji na temat ich większego zaangażowania w NATO.
„Delikatny taniec na linie” w cieśninie Bosfor
Szczególnie kompleksowe stosunki z Rosją ma strategicznie ważny członek NATO, jakim jest Turcja. W wojnie domowej w Syrii prezydent Putin współpracował z prezydentem Recepem Tayyipem Erdoganem, w Libii natomiast wspierali różne ugrupowania. Erdogan niedawno zirytował swoich partnerów z NATO zakupieniem w Rosji systemu rakietowego czwartej generacji S-400, później jednak Ankara dostarczyła drony rządowi w Kijowie. Podobnie jak Niemcy, Węgry czy Bułgaria także Turcja jest uzależniona od dostaw rosyjskiego gazu ziemnego i ropy naftowej.
– Dla Ankary jest to delikatny taniec na linie: Erdogan ma specjalne związki z Ukrainą i chce ją oraz NATO popierać; z drugiej strony nie może rozzłościć Putina, by ten nie przykręcił Turcji kurka z gazem, albo nie poszukał rewanżu na niej w Syrii – wyjaśnia w rozmowie z DW Asli Aydintasbas z Europejskiej Rady Stosunków Międzynarodowych.
Oferta Putina dla elit z Bałkanów Zachodnich
„W odróżnieniu od Zachodu Rosja doskonale wie, co chce osiągnąć w Europie Wschodniej: przywrócenia władzy i strefy wpływów, które utraciła po 1991 roku” – napisał w dzienniku „Guardian” brytyjski ekspert od Europy Wschodniej Timothy Garton Ash.
Aby osiągnąć ten cel, Kreml posługuje się w Europie Południowo-Wschodniej przede wszystkim tanim gazem i nacjonalizmem. Filip Milacić z Fundacji im. Friedricha Eberta dodaje w rozmowie z DW, że „nacjonalistyczne elity na Bałkanach Zachodnich oferują ponadto Rosji coś, czego Zachód jej nie oferuje i nie powinien oferować, a mianowicie – obietnicę zmiany granic w regionie”.
Mimo to – jak twierdzi Stefan Meister – tani gaz, nacjonalizm i brak jedności nie wystarczą, aby podzielić państwa NATO w razie wybuchu wojny Rosji z Ukrainą. – USA jako najsilniejszy członek NATO potrafią postawić na swoim, NATO jest nadal dość jednomyślne w kwestii strategii odstraszania i nawet gdyby mniejsze państwa Sojuszu zeszły z tego kursu, w sytuacji kryzysowej nie będą podważać zasady wierności sojuszniczej. Będą utrzymywane dostawy broni i wzmacnianie oddziałów NATO, co pozwoli mu zyskać na czasie wobec Rosji.