Tbilisi tańczy. Rave na rzecz liberalizacji kraju
24 maja 2018„Patrzę na ludzkość, którą zżera nienawiść, którą ta nienawiść niszczy. Trzeba zaprotestować i powiedzieć: nie boję się!”. Te słowa piosenki „Hate me” DJ-a i muzycznego producenta KDA nałożone na mroczny beat techno rozbrzmiewały na festiwalu 4GB, jaki odbył się w ubiegły weekend pod Tbilisi. Przy słowach „Nie boję się!” potęgują się basy, tłum ryczy, rozładowuje się energia.
Podzielone społeczeństwo
W sondażach 80 proc. Gruzinów przyznaje się do swojej głębokiej religijności. W roku 2013 rozwścieczony tłum, podżegany przez popów, zaatakował manifestację LGBTQ. Po protestach w ubiegłym tygodniu uczestnicy skrajnie prawicowej kontrdemonstracji wznosili ręce w hitlerowskim pozdrowieniu. Tym skrajnym postawom sprzeciwia się 20 proc. przeważnie młodych, dobrze wykształconych Gruzinów.
Wielu z nich organizuje się od około pięciu lat w grupach aktywistów na rzecz liberalizacji prawa i są oni silnie związani ze środowiskiem klubowym. W ten sposób każda zabawa w klubie staje się manifestem politycznym.Davit Chikhladze z klubu Mtkwarze angażuje się, gdzie tylko może na rzecz liberalnej Gruzji. – Jedyną możliwością, jaką mamy, by okazywano nam więcej respektu, jest nasza solidarność i odwaga. Tylko w ten sposób możemy coś zmienić – wyjaśnia.
Eskalacja między frontami
Lecz obecnie w Tbilisi wcale nie jest łatwo się nie bać. Przede wszystkim po piątku ubiegłego tygodnia. Wieczorem uzbrojeni po zęby policjanci zrobili obławę w klubach Bassiani i Cafe Gallery. Rannych zostało kilku gości i dziennikarzy, zatrzymano około 60 osób. Po tej obławie sformował się spontaniczny protest. Demonstranci przeszli pod parlament i pozostali tam przez cały weekend. 10 tys. osób protestowało w formie rave przy muzyce techno na rzecz liberalizacji używek i przeciwko przemocy policji. Kiedy w niedzielny wieczór sformowała się skrajnie prawicowa kontrdemonstracja, policji z trudem udało się ochronić pokojowych demonstrantów. Niektórzy z nich później opowiadali, że się potwornie bali.
Od tego czasu przywódcy protestów negocjują z przedstawicielami MSW. Rozmawiają o tym, co stało się piątkowej nocy. Jak twierdzi rzecznik policji Mamuka Chelidze, akcja służb bezpieczeństwa miała na celu zatrzymanie dealerów narkotyków; bo śledztwo ostatnich trzech miesięcy ujawniło ponoć ich związki z obydwoma klubami. Później okazało się, że zatrzymano ośmiu domniemanych dealerów jeszcze przed całą obławą. Lecz znaczenie tej policyjnej akcji wykracza poza logikę przebiegu wydarzeń i przemocy, jakiej tam użyto. W gruzińskiej subkulturze klubowej od samego początku chodziło o prawa kobiet, prawa społeczności LGBTQ i ideę samostanowienia. W ten sposób kluby stały się bezpiecznym schronieniem dla tych ludzi. Problem powstał, gdy w tę przestrzeń brutalnie wkroczyła policja. Przywódcom protestów chodzi także o zaprzestanie kryminalizowania narkotyków. Obecnie w Gruzji obowiązują niewspółmiernie wysokie kary: za posiadanie narkotyków grozi kara do 20 lat więzienia. Aktywiści próbują przekonać rząd żeby zamiast ścigać nadużycia wysokimi karami, przeznaczył pieniądze na prewencję i pomoc dla uzależnionych osób.
Tańczcie, bo inaczej jesteśmy straceni
Większość uczestników protestu przed parlamentem spotkała się w miniony weekend na festiwalu 4GB. Wokół trzech estrad tańczyli do muzyki puszczanej przez najlepszych DJ. Na scenie wisiała nawet drewniana makieta parlamentu. Przesłanie było jasne: protest będzie trwał dalej. Mimo to wydarzenia ubiegłego weekendu położyły się cieniem na nastrojach uczestników zabawy. Nie mają oni zbyt wielkich nadziei na pomyślne wyniki negocjacji z władzami. Po tym jak minister najpierw przeprosił za interwencję policji, teraz się z tego wycofuje. Davit Chikhladze uważa, że jest to taktyka: najpierw organizuje się obławy, potem przeprasza, by potem znów się usprawiedliwiać. – Tak samo funkcjonował Związek Radziecki: opierał się na strachu. Przez ostatnie pięć lat nikt się nie bał, ale po obławach to się zmieniło.
Obok estrady na festiwalu tańczył w transie jeden z ochroniarzy– jakby zapomniał, co właściwie jest jego zadaniem. Nawet, jeżeli nie był to policjant, tylko ochroniarz z jakiejś prywatnej firmy, obraz tańczącego mężczyzny w mundurze dodał otuchy uczestnikom festiwalu.
– W ubiegłym tygodniu na ulicę wyszło 10 tys. ludzi. Będziemy dalej żyć zgodnie z naszymi wartościami i zainspirujemy następne 10 tysięcy ludzi – mówi David Chikhladze.