st1 du Deutsche Atomkraftwerke kaum geschützt
19 sierpnia 2010W 30 krajach świata działa 212 elektrowni atomowych. Łączna moc 438 reaktorów atomowych wynosi 400 tys. megawatów. W Niemczech jest 12 elektrowni i 17 reaktorów. 19 najstarszych reaktorów atomowych zostało już wyłączonych. Zbudowano je jeszcze w latach 60-tych i 70-tych. Wyłączono je, bo nie odpowiadały już dzisiejszym standardom bezpieczeństwa.
Elektrownie atomowe powinny zostać skutecznie zabezpieczone przed atakami terrorystów - takie postulaty pojawiały się bezpośrednio po terrorystycznych atakach na Nowy Jork w 2001 roku. Niemiecki rząd zlecił nawet w USA specjalną pracę studyjną na ten temat. Chodziło o sposoby zabezpieczenia przed uderzeniem uprowadzonym samolotem czy atakiem rakietowym. Zaproponowano wzmocnienie ścian bloków reaktora dodatkową warstwą betonu o grubości 2-3 metrów, zainstalowanie stalowych lin na odpowiedniej wysokości i specjalnych urządzeń do wytwarzania sztucznej mgły. Na ile te sugestie zostały zrealizowanie - na to pytanie nie chcą odpowiedzieć ani koncerny energetyczne ani instytucje nadzoru bezpieczeństwa ani ministerstwa w Berlinie. Wyjaśniono, że chodzi o tajemnicę uzasadnioną interesami bezpieczeństwa.
Bezbronni przed atakiem z powietrza
Informacji na temat zabezpieczenia niemieckich elektrowni atomowych udzielają natomiast chętnie organizacje pozarządowe i ekologiczne jak zrzeszenie lekarzy IPPNW, czy Greenpeace. Obie te organizacje przeprowadziły nawet specjalne badania na ten temat. Wątpliwości nie ma: Tobias Riedl z Greenpeace mówi jasno, że żadna z niemieckich elektrowni atomowych nie jest przygotowana na atak podobny do tego z 11 września 2001. Najbardziej narażone są starsze elektrownie, ponieważ ściany bloków reaktora są tam cieńsze. Nawet małe samoloty mogą wyrządzić poważne szkody.
Na liście najbardziej zagrożonych znajdują się elektrownie Biblis A i B, Brunsbüttel, Isar 1 i Krümmel. Towarzystwo Bezpieczeństwa Urządzeń i Reaktorów Atomowych zaproponowało nawet, by w samolotach pasażerskich wprowadzić specjalne urządzenie, które automatycznie zmieni kurs samolotu o ile zbliży się on na niebezpieczną odległość do elektrowni atomowych. Ale także w tym przypadku żadna z zapytanych oficjalnie instytucji nie chce udzielić odpowiedzi, czy zrealizowano ten postulat. Wiadomo jedynie, że w pobliżu elektrowni atomowych nie wolno lądować helikopterom.
Sztuczna mgła bez sensu?
Wiadomo także, że w pobliżu elektrowni Philipsburg, ok. 30 kilometrów od Karlsruhe (południowo-zachodnie Niemcy), rozpoczęto budowę urządzenia generującego sztuczną mgłę. "To bzdura" - komentuje Tobias Riedl z Greenpeace. "Już w trakcie prób stwierdzono, że samoloty można zaprogramować za pomocą systemu GPS tak, by uderzyły w dowolny punkt ziemi. Nikt z zewnątrz nie jest w stanie zmienić tych koordynatów. Koncepcje bezpieczeństwa, które bazują na sztucznej mgle, ani milimetr nie poprawiają bezpieczeństwa" - dodaje.
Jednak problemem nie są tylko terroryści. Nawet pożar wywołany na przykład przez mały samolot sportowy albo pożar, którego ognisko znajdzie się poza elektrownią, mogą spowodować katastrofalne skutki - uważa Henrik Paulitz z organizacji lekarzy IPPNW. Nieobliczalne skutki wywołać może także powódź albo trzęsienie ziemi. Zgodę na przedłużenie eksploatacji dostała niedawno elektrownia Biblis B. "Biblis B obliczona jest na wytrzymanie przyspieszenia podłoża o natężeniu 1,5 m na sekundę do kwadratu. Tymczasem rzeczoznawcy mówią, że w tym miejscu możliwe jest przyspieszenie o wartości dwukrotnie wyższej. To oznacza, że zarówno ściany, rury jak i inne systemy są za słabe" - mówi Henrik Paulitz. Dodaje, iż zdarzało się też, że w czasie powodzi do bloków reaktorów położonych blisko rzek wdzierała się już woda.
Grunt to nadzieja
Od 1965 roku do wiadomości publicznej podano 5600 usterek i awarii niemieckich elektrowni atomowych - mniejszych i większych rozmiarów. W jednym z wyroków Federalny Sąd Administracyjny zobowiązał właścicieli elektrowni atomowych do wprowadzenia dodatkowych zabezpieczeń. Koncerny powołują się jednak na fragment tego wyroku, w którym mowa jest o "proporcjonalności" nakładów i korzyści i wskazują na proporcje między kosztami a niskim prawdopodobieństwem katastrofy. Ulubiony argument to ekspertyza Towarzystwa Bezpieczeństwa Urządzeń i Reaktorów Atomowych z 1989 roku. Według niej katastrofa w jednej z niemieckich elektrowni atomowych może się zdarzyć raz na 33 000 lat.
Wolfgang Dick / Bartosz Dudek
red. odp. Iwona Metzner