Terroryści czy nieszkodliwi fundamentaliści? Z wizytą u salafitów
14 stycznia 2013Bonn, a szczególnie jego dzielnica Bad Godesberg, uważane jest w Nadrenii za główny ośrodek działalności salafitów. W Niemczech jest ich ok. 3800, w samej Nadrenii Północnej-Westfalii - 1000. Działają oni z reguły w miastach będących ośrodkami akademickimi. Tam bowiem znajdują najłatwiej sympatyków, których przekonują ich radykalne poglądy.
Reporterka Deutsche Welle, która udała się na spotkanie z dwoma bońskimi salafitami nie była nawet zbytnio zdziwiona, kiedy na powitanie żaden z nich nie podał jej ręki, co w zachodniej kulturze uważane jest za afront. - Musi pani to rozumieć - powiedział jeden z nich, wyjaśniając, że ich interpretacja Koranu zabrania podawania ręki kobiecie.
Spotkanie w kafejce w centrum Bad Godesberg było nagrywane na wideo. - Dla ciebie i dla nas tak będzie bezpieczniej - zaznaczyli rozmówcy. Starszy z nich, Ibrahim Abu Nagie, i młodszy, Abu Djana, są islamskimi kaznodziejami.
Pierwotne znaczenie
Rzecznik landowego Urzędu Ochrony Konstytucji Nadrenii Północnej - Westfalii znał ich i twierdzi, że w swej działalności są niebezpieczni. Ekspert z uniwersytetu w Osnabrueck Elkaham Sukhini, natomiast relatywizował taką ocenę: "Są ultraortodoksyjni, ale niekoniecznie groźni". Sukhini robi doktorat na wydziale teologii islamskiej. Wyjaśnia, że salafizm to bardzo konserwatywny nurt islamu odwołujący się do pierwotnej wykładni tej religii czyli jeszcze z czasów Mahometa i jego następców. - Salafici odrzucają późniejsze interpretacje i wykładnie - wyjaśnia.
Boński kaznodzieja Ibrahim Abu Nagie uważa, że jest wyznawcą prawdziwego islamu i tylko on może nazywać się muzułmaninem. Nie chce by nazywać go salafitą, bo to pojęcie, jego zdaniem, ukute zostało przez politykę i media, aby dokonać rozłamu wśród muzułmanów. Drugi z kaznodziei twierdzi, że media i polityka prowadzą istną nagonkę, do której rząd został skłoniony przez jego "syjonistycznych doradców".
Abu Nagie przyjechał do Niemiec ze Strefy Gazy kiedy miał 18 lat. Marzył o tym, by znaleźć się w Niemczech, kraju wspaniałej techniki i żelaznej dyscypliny. Teraz studiuje, zapuścił długą brodę i jest islamskim kaznodzieją.
Znikoma mniejszość za przemocą
Salafici nawołujący do użycia przemocy są "mniejszością w gronie mniejszości", zaznacza ekspert ds islamu Elhakam Sukhini. Z ugrupowań w gronie salafitów jest ona najmniejsza. Oprócz nich są jeszcze ultraortodoksi, wymagający, by kobiety zakrywały twarz, a mężczyźni ubierali długie galabije. Trzymają się oni z dala od życia publicznego, funkcjonując jakby w równoległym społeczeństwie. Jednak to, co robią salaficcy kaznodzieje, zwróciło na siebie uwagę publiczną akcjami o charakterze misjonarskim.
Abu Nagie i Abu Djana poznali się w meczecie we Frechen pod Kolonią i trzymają się razem od 8 lat, propagując "da'wa" czyli zaproszenie do islamu, swego rodzaju marketingowy zabieg w imię miłości bliźniego. Najpierw kazania rozprowadzali na kompaktach, potem umieszczali je w sieci. Rozdawali darmowe egzemplarze Koranu, organizowali seminaria, skupiając wokół siebie coraz liczne grono sympatyków.
Znawca islamu Sukhini także obserwuje ten trend: "Po raz pierwszy ktoś wygłaszał kazania po niemiecku, w prostym, zrozumiałym języku, co było naturalnie atrakcyjne", zaznacza.
Ibrahim Abu Nagie zorganizował porady duszpasterskie przez telefon, i jak opowiada, codziennie dzwonili do niego młodzi ludzie, czasami odbierał nawet po 200 telefonów dziennie: od zrozpaczonych młodych muzułmanek, które nie chciały w szkole chodzić na lekcje pływania. Radził im, by podarowały dyrektorowi szkoły egzemplarz Koranu i były cierpliwe.
Poszukiwanie prawdy
Dlaczego salafizm zdaje się być tak atrakcyjny dla młodych ludzi? Dlaczego 10 procent wśród salafitów w Niemczech stanowią konwertyci?
Szczególnie podatni na poznanie nowej wiary są młodzi ludzie w wieku 15-20 lat - twierdzi znawca islamu Sukhini. Poszukują absolutnej prawdy, są podatni na nowy światopogląd. - Oczywiście, że występuje niebezpieczeństwo, że znikoma większość wśród nich popiera użycie przemocy, że radykalizują się i "nakręcają" treściami znajdywanymi w internecie. Lecz Abu Nagie i Abu Djana, jak pokreśla, nie wzywają do stosowania przemocy. Można im tylko ewentualnie zarzucić, że nie zajmują w tej sprawie jednoznacznego stanowiska.
Zapytani o to bezpośrednio, wyjaśniają, że nie jest to dla nich żaden temat tabu, i że są gotowi rozmawiać o tym z młodymi ludźmi, którzy się tym interesują. Lecz problem w tym, że jeżeli ktoś już uległ silnej radykalizacji, ten już nie szuka kontaktu z nimi - mówią.
Innym tematem, który zawsze pojawia się w kontekście salafitów jest ich żądanie wprowadzenia islamskiego prawa - szariatu. Jak przyznają, życzyliby sobie wprowadzenia tych zasad w Niemczech, ale to nie jest możliwe. Jeszcze nie, podkreślają.
Naomi Conrad / Małgorzata Matzke
red.odp.: Bartosz Dudek