Thomas Quasthoff – artysta niezłomny
23 listopada 2009Występuje na najbardziej prestiżowych scenach. Nagrywa płyty, jest doceniany przez krytyków i słuchaczy. Jego droga do kariery była jednak bardzo trudna. Urodził się w 1959 roku z tzw. zespołem upośledzenia contergan. Jest jedną z kikunastu tysięcy ofiar popularnego leku. Dopiero po latach okazało się, że contergan zażywany przez kobiety w ciąży powoduje uszkodzenie płodu. Thomas Quasthoff urodził się bez ramion, jak u wielu ludzi będących ofiarami leku, jego dłonie wyrastają bezpośrednio z tułowia. Dlatego muzyczna kariera w jego przypadku była jedną z najmniej oczywistych dróg.
Talent i upór
Mimo szybko ujawnionych wielkich muzycznych zdolności, nie mógł rozpocząć nauki w szkole muzycznej, bo upośledzenie uniemożliwiało granie na jakimkolwiek instrumencie. Postanowił uczyć się zatem śpiewu. Jednocześnie studiował także prawo i pracował jako spiker w rozgłośni radia północnoniemieckiego. Przełomem była wygrana w konkursie ARD, jednym z najbardziej prestiżowych muzycznych turniejów na świecie. Dopiero wówczas, w 1988 roku, Thomas Quasthoff mógł się poświęcić temu, co jest dla niego najważniejsze, czyli śpiewaniu.
Nowe życie
Konkurs zmienił wszystko. Na 29-letniego Thomasa spadła dosłownie lawina prozycji. „Po wygranej mogłem dawać 200 koncertów rocznie, tyle dostawałem propozycji” – wspomina śpiewak. W ciągu kolejnych kilku lat konsekwentnie podbijał kolejne sceny i publiczność. W 1998 roku debiutował w nowojorskiej Carnegie Hall śpiewając pieśni z cyklu „Des Knaben Wunderhorn” Gustava Mahlera. Występ został znakomicie przyjęty. Od tamtej pory niemiecki baryton współpracuje z najlepszymi zespołami i dyrygentami. W 2003 roku zadebiutował na scenie operowej. Brał udział w realizacji „Fidelia” Ludwiga van Beethovena, muzycznie przygotowanej dla festiwalu w Salzburgu przez Simona Rattla.
Skromna gwiazda
Thomas Quasthoff podkreśla, że wielokrotnie przeżył na scenie chwile prawdziwego szczęścia i spełnienia. Nie ma w sobie nic z wielkiej gwiazdy, podkreśla, że najważniejsza jest dla niego współpraca z innymi muzykami, poczucie, że współtworzy coś z całą orkiestrą. „Zdarzyło mi się to m.in. podczas współpracy z Claudiem Abbado – wspomina – to były Sceny z Fausta Schumanna i miałem do zaśpiewania dość trudną arię. Stałem jakoś tak z boku i kiedy skończyłem, cała orkiestra z uznaniem zwróciła się w moją stronę. To był moment pełni muzycznego szczęścia”.
Na muzycznym Olimpie
Wyróżnienia i nagrody, które otrzymał, trudno policzyć. Ostatnio został laureatem Nagrody im. Herberta von Karajana. Niebawem, 1 grudnia, otrzyma w Wiedniu tytuł Kammersänger (Śpiewaka kameralnego). Pytany, czy to oznacza dla niego wejście na muzyczny Olimp, tylko się uśmiecha. Dla niego największym wyróżnieniem są występy w najlepszych salach koncertowych świata: Carnegie Hall w Nowym Jorku, mediolańskiej La Scali, Filharmonii Berlińskiej, Konserwatorium w Moskwie czy Musikverein w Wiedniu.
9 listopada skończył 50 lat. Na razie nie myśli o schodzeniu ze sceny, ale już dziś wie na pewno, że nie będzie ogranizował 25 pożegnalnych tournée. „Kiedy już nadejdzie ten dzień, wezmę w objęcia moją żonę i zadzwonię do mojej agentki, żeby odwołała wszystko, co jest w moim kalendarzu”. Jednak na razie niemiecki baryton ma wiele planów. Nagrywa płyty, koncertuje i uczy studentów. Wszystkim ma wiele do przekazania.
Julia Kaiser/Agata Kwiecińska
red. odp. Elżbieta Stasik