Turcja: tańsze warzywa i owoce mają uspokoić wyborców
14 lutego 2019Dzień w dzień na rynku w dzielnicy Stambułu Kadıköy ustawiają się gigantyczne kolejki. Od początku tego tygodnia w rozstawionych tam ogromnych namiotach można kupić znacznie tańsze niż gdzie indziej warzywa i owoce. Oferuje je rząd. Tuż po wschodzie słońca na rynek podjeżdżają ciężarówki z pomidorami, ogórkami, cebulą, papryką, oberżynami, ziemniakami i szpinakiem. Plac zapełnia się z godziny na godzinę. Kolejki ustawiają się do wieczora, ale dla wszystkich i tak nie wystarcza.
Od miesięcy ludzi nie stać na kupno podstawowych artykułów żywnościowych, w tym warzyw i owoców. Stały się za drogie nawet dla średnio zarabiających. Galopującej inflacji stara się teraz przeciwstawiać rząd. Na tzw. państwowo regulowanych straganach oferuje po umiarkowanych cenach świeże warzywa i owoce. Skupuje je u producentów i dostarcza na sprzedaż z pominięciem handlowców, dzięki czemu produkty mogą być tańsze.
Nie wszystkim się to podoba. Krytycy wiedzą, że regulowane przez państwo ceny nie są rozwiązaniem na dłuższą metę. Niektórzy uważają to za czysty populizm. Stragany będą stały i tak tylko do 31 marca, wyjaśnia szef tureckiej rolniczej spółdzielni kredytowej Fahrettin Poyraz. Zrozumiałe, że wiele osób zastanawia się, czy cała akcja nie jest najzwyczajniej przynętą na wyborców. 31 marca odbywają się w Turcji wybory samorządowe.
Ale w kolejkach stoją też zwolennicy rządu. Sprzeciwiają się krytyce. – Erdogan całkowicie sam walczy z inflacją. Tylko dzięki niemu poradzimy sobie z problemami – mówi jeden ze sprzedawców. Nazwiska nie chce podać. – Z niczego nie jesteście zadowoleni! – złorzeczy inny sprzedawca. – Jak tak krytykujecie, to nie kupujcie tutaj!
Ceny tematem politycznym
Według Tureckiego Instytutu Statystycznego (TÜIK) inflacja wyniosła w styczniu br. 20,3 procent. O 31 procent wzrosły w skali rocznej ceny żywności i napojów bezalkoholowych. Ale rekordowo podrożały warzywa: papryka o prawie 88 proc., oberżyny o 80 proc., szpinak o 68 proc. Wobec tego „inflacyjnego potwora”, jak mówią ludzie, płaca minimalna została podniesiona tylko o 26 procent.
I tak warzywa i owoce stały się czołowym tematem politycznym. Prezydent Recep Tayyip Erdogan obarcza winą za drożyznę handlowców. Ci jednak wskazują na rosnące ceny paliwa i kosztów ubocznych. Ich wydatki podwoiły się w ubiegłym roku.
W końcu rząd podjął decyzję o częściowym regulowaniu sprzedaży. Tylko w Stambule istnieje 50 specjalnych punktów sprzedaży warzyw i owoców, w Ankarze 15.
Życie na kartki
Oferta nie jest nieograniczona. Jedna osoba może kupić najwyżej trzy kilogramy tańszych warzyw i owoców. Wielu Turkom, zwłaszcza starszym przypominają się lata, kiedy pewne produkty można było dostać tylko na kartki.
Podczas II wojny światowej, kiedy spadła produkcja zboża, racjonowany był chleb. W latach kryzysu gospodarczego 1974-1980 tylko na kartki można było kupić w Turcji gaz, cukier i olej. Obecny rząd krytykował często ówczesne władze. Teraz ludzie kojarzą tamte ograniczenia z aktualną interwencją państwa w ceny żywności. Wizerunku rządu takie skojarzenia nie poprawiają.
Podminowane nastroje, rosnąca krytyka
60-letni Süheyl stoi w kolejce i czuje się cofnięty w przeszłość. Tyle, że dzisiaj jest gorzej. – Czegoś takiego jak teraz, jeszcze nie przeżyłem. Kiedyś stało się najwyżej po benzynę. Ale katastrofę takich rozmiarów widzę pierwszy raz. Kompletnie zniszczyli naród. Żebym w moim wieku musiał stać w kolejce po warzywa! – pomstuje.
Wiele osób ze stojących w kolejce nie obarcza winą za wysokie ceny sprzedawców. – Powinny zostać zredukowane koszty uboczne. Muszą zostać obniżone ceny paliwa, a podwyższone dotacje państwowe – argumentują.
Kolejki są miejscem ożywionych dyskusji. Niektórzy dostrzegają już sygnały nadchodzącego kryzysu gospodarczego. Zwolennicy rządu oburzają się, że to czarnowidztwo.
Ale sytuacja jest napięta, co na głównym rynku Kadıköy potwierdza reakcja na obecność prasy. Na początku tygodnia dziennikarz, który szykował relację o kolejkach, został obrzucony epitetem „prowokatora” i prawie pobity. Ludzie nie chcą być filmowani. Także policjanci uważnie obserwują kamery. Mimo to, media są na miejscu. Krytyka kolejkowiczów i obecność policji nie zmuszą ich do milczenia.