Turystyka aborcyjna z Polski do Niemiec
10 marca 2011Telefon doktora Rudzińskiego nie milknie. Dzwonią głównie Polki. W sprawie przerwania ciąży, zajścia w ciążę, problemów onkologicznych, także zabiegów z chirurgii estetycznej. Gros stanowią jednak pacjentki poddające się aborcji. „Przy czym żadna z tych kobiet nie decyduje się na zabieg dla przyjemności” - zaznacza od razu dr Rudziński - „Często są zdesperowane, gotowe ryzykować nawet zdrowie, żeby tylko przerwać ciążę. I są przeszczęśliwe, że mogą uczynić to tutaj, legalnie”.
Innego wyjścia nie było
Marta* jest bladziutka, milcząca. Dopiero obudziła się z narkozy. Nie chce rozmawiać. Mówi tylko, że przyjechałaby do Prenzlau nawet, jeżeli zabieg byłby możliwy w Polsce: „Lekarze w Polsce nie mają doświadczenia”.
W pokoju obok dochodzi do siebie po zabiegu Ewa. Przy niej rodzina, przyjaciółka. Pielęgniarka przynosi herbatę. „Jeszcze nie widziałam takiej opieki. Jestem w szoku”, dziwi się Ewa. Poczucie bezpieczeństwa, obecność bliskich jest dla niej bardzo ważna. Ostatnie tygodnie były nadzwyczaj trudne. Jest już matką kilkunastoletniej córki, drugiego dziecka nie dałaby rady wychować. „Nie chciałabym podejmować takiej decyzji drugi raz, ale nie było innego wyjścia”, tłumaczy.
Pacjentki przyjeżdżają z całej Polski. Najwięcej z Warszawy, Poznania i Wrocławia. Niemało jest z Krakowa, Lublina, z Rzeszowa, Gdańska. „Na ogół są to kobiety zamożniejsze i wykształcone, z dużych miast” - mówi lekarz - „Co robią kobiety ze wsi? Nie potrafię powiedzieć. Prawdopodobnie przerywają nielegalnie, z zagrożeniem zdrowia albo nawet i życia”.
Żerowanie na kobietach
Szpital w Prenzlau polecił Ewie jej ginekolog w Polsce. Zgodnie z obowiązującym w Niemczech prawem przeprowadziła rozmowę z psychologiem w placówce poradnictwa, po również obligatoryjnych, trzech dniach po poradzie, mogła umówić się na wizytę u lekarza. Zabieg kosztuje do 10 tygodnia ciąży 410 euro, od 11-12 tygodnia 450 euro, dokonywany jest ambulatoryjnie, tego samego dnia pacjentka może wrócić do domu.
W Polsce przerwanie ciąży też byłoby możliwe, przyznaje przyjaciółka Ewy, Barbara. Nielegalnie. „Słyszałyśmy o lekarzach we Wrocławiu, którzy ściągają od dziewczyn 6 tys. złotych i więcej. Od kobiet, które są przecież w ciężkiej sytuacji. Takie wzbogacanie się na ludzkich dramatach jest dla mnie straszne”.
Według szacunków Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny wykonuje się w Polsce około 100 tysięcy zabiegów aborcyjnych. Z tego tylko niewiele ponad pół tysiąca legalnie. Zdarza się, że także pacjentki, które legalnie mogłyby przerwać ciążę w Polsce, przyjeżdżają do Prenzlau. Mają zaufanie do dr Rudzińskiego, cenią sobie też komfortowe warunki szpitalne i anonimowość, jaką zapewnia im dokonanie zabiegu za granicą.
Zło konieczne
Magnesem przyciągającym Polki do Prenzlau jest też możliwość porozumienia się po polsku. Dr Janusz Rudziński, absolwent gdańskiej Akademii Medycznej, pracował w Szwecji, w Zagłębiu Ruhry, w 1995 r. przeniósł się do Schwedt, jako ordynator kliniki ginekologicznej. „To był trudny okres” - wspomina - „Bo też przyszedł jako szef- Polak, do tego z zachodu Niemiec. Potem pojawił się w szpitalu drugi Polak, trzeci. Były doniesienia do prokuratury, rozrzucane po mieście ulotki przeciw Polakom”.
W Schwedt dr Rudziński odebrał prawie 500 porodów Polek, czym ściągnął sobie na głowę szczecińską prokuraturę. Głośna sprawa o rzekome wyłudzanie przez klinikę pieniędzy od NFZ jest już umorzona, zmieniło się też nastawienie do Polaków po niemieckiej stronie. W klinice w Prenzlau, gdzie dr Rudziński pracuje od dwóch lat, także niemieckie pacjentki są szczęśliwe, że trafiły w ręce tak dobrego specjalisty. Są też szczęśliwe, że w ogóle mogą się leczyć u specjalisty. W słabo zaludnionym regionie lekarze są na wagę złota. „Mamy u nas też polskiego okulistę. Czy to Polak, czy Niemiec, nieważne. Najważniejsze, że mamy lekarza”, uśmiecha się Gabriele, pacjentka z okolic Prenzlau.
Gabriele poddała się zabiegowi z chirurgii estetycznej. Także na tym polu dr Rudziński jest specjalistą. Polskie i niemieckie pacjentki przyjeżdżają do niego, jeżeli nie mogą zajść w ciążę, zgłaszają się na badania przedporodowe. Dr Rudziński chętnie mniej by się koncentrował na zabiegach aborcyjnych. Te są tylko „złem koniecznym”, mówi.
Medycyna to też biznes
Szpital w Prenzlau należy do jednego z najbardziej nowoczesnych w Brandenburgii. W ubiegłym roku, z powodu niżu demograficznego, zamknięto oddział porodowy. Dyrekcja zarządzającej szpitalami północnej Brandenburgii spółki GLS, do której należy szpital w Prenzlau, inwestuje w tzw. centrum operacyjne, w tym oddział ginekologiczny. Pacjentki z Polski przyjmuje się bardzo chętnie. „Polska jest dla nas ważnym rynkiem. I jesteśmy dumni, że możemy zagwarantować znakomitą opiekę medyczną. Tym bardziej nas irytuje, gdy ‘Spiegel', czy inne gazety koncentrują się tylko na aborcji. Aborcja jest tylko częścią naszej oferty, z której zresztą nie jesteśmy zbyt dumni. Dumni jesteśmy z naszych pozostałych dokonań”, podkreśla dyrektor GLS, Harald Kothe-Zimmermann.
Lepiej tu nie wracajcie
Przed opuszczeniem szpitala jedna z pacjentek pyta jeszcze dr Rudzińskiego, jaki by polecił środek antykoncepcyjny. W Polsce dostęp do antykoncepcji jest coraz trudniejszy, przychodnie potrafią odmówić pacjentkom założenia spirali tłumacząc się brakiem warunków, pieniędzy. Niektórzy lekarze odsyłają kobiety z kwitkiem bez podawania powodów.
Dr Rudziński tłumaczy, waży zalety i wady pigułek, spirali, sterylizacji. „Tylko niech się paniom tutaj tak bardzo nie spodoba, żebyście nie przyjeżdżały mi co kilka miesięcy”, żartuje. Atmosfera się rozluźniła, pacjentki powoli zrzucają z siebie stres ostatnich tygodni. „Nie chciałabym robić tego jeszcze raz”, powtarza Ewa.
(*Imiona pacjentek zostały zmienione.)
Elżbieta Stasik
Red. odp.: Iwona D. Metzner