Przyjmowanie uchodźców powinno być dla zakorzenionej w chrześcijaństwie Europy właściwie czymś oczywistym. Chrześcijanie wierzą przecież w Syna Bożego, który sam jako dziecko tylko dzięki ucieczce uniknął śmierci z ręki brutalnego władcy. Dlatego to nie przypadek, że najbardziej zaangażowanymi pomocnikami gmin w przyjmowaniu uchodźców są właśnie parafie. Jednak ogólnie chrześcijańska Europa ma problem z gościnnością - co ujawniło się na długo przed publikacją najnowszych prognoz.
Nie wszyscy są uchodźcami
Uchodźca to w prawie międzynarodowym jasno zdefiniowane pojęcie. To samo dotyczy prawa podstawowego, jakim jest azyl polityczny. Decydującym kryterium jest prześladowanie, a nie bieda. Motywy ludzi, którzy wyruszają w drogę do Europy i Niemiec, są zrozumiałe. Ale połowa z nich nie spełnia kryteriów potrzebnych do otrzymania azylu. Wybierają tę drogę, bo nie mają innej możliwości, by poprosić o przyjęcie w bogatym kraju.
Niemcy stoją przed takim samym problemem jak lekarz przybywający na miejsce katastrofy. Nawet jeśli chciałoby się - nie da się pomóc wszystkim. I dlatego pomija się lekko rannych. Nawet jeśli i oni cierpią ból. W takiej sytuacji lekarz nie łamie przysięgi Hipokratesa. Nie zachowuje się niehumanitarnie, lecz po prostu racjonalnie. Dlatego pierwszeństwo muszą mieć uchodźcy przybywający z regionów dotkniętych wojną i naprawdę prześladowani, a nie ci, którzy emigrują ze względu na brak perspektyw ekonomicznych w swoim miejscu zamieszkania.
Uchodźcy zostaną na stałe
W Nowym Testamencie to oczywiste. Po śmierci króla Heroda Jezus, Maria i Józef wracają do swojej ojczyzny. Lecz kto oczekuje na poważnie, że sytuacja w Syrii, Iraku czy Afganistanie uspokoi się w bliskiej przyszłości? Wolność w Erytrei i Somalii? Kto oczekuje dobrobytu w Ghanie, Senegalu, Albanii czy Kosowie? To wszystko jest mało prawdopodobne.
Myśląca perspektywicznie polityka powinna wychodzić z założenia, że przyjmowani dziś uchodźcy pozostaną u nas na stałe i zatroszczyć się o jak najszybszą i jak najlepszą integrację nowych obywateli. A jeśli polityka ta jest uczciwa, to uwzględni coś jeszcze. Ponieważ będzie więcej, a nie mniej ognisk zapalnych wokół Europy, trzeba przygotować się na co najmniej takie jak teraz liczby uchodźców i w przyszłości. I przygotować też na nie obywateli.
Praca i wykształcenie
Właściwie to oczywiste i wszyscy to wiedzą. Jeśli dotychczasowy zakaz podejmowania pracy zarobkowej dla starających się o azyl w Niemczech służyć miał ich odstraszaniu, to koncepcja ta doznała porażki. Poza tym państwo zyskuje najwięcej wtedy, gdy nowi przybysze jak najszybciej staną na własne nogi pod względem ekonomicznym. I tego właśnie chcą. Obok bezpieczeństwa i wolności chcą osiągnąć przyjęty w ich nowym kraju standard życia. Wielu z nich chce też pomóc finansowo pozostawionym w ojczyźnie rodzinom.
Co to w konsekwencji oznacza? Uchodźcy muszą być rozlokowywani tam, gdzie potrzeba rąk do pracy. Nawet jeśli pod względem praktycznym opuszczone osiedla we wschodnich Niemczech mogą wydawać się dobrym rozwiązaniem - to co ci ludzi mają tam robić? Lepiej osiedlić ich w subsydiowanych przez państwo mieszkaniach wokół silnych gospodarczo metropolii. To samo na płaszczyźnie europejskiej - przede wszystkim Niemcy nawołują do równego rozmieszczenia ciężarów. Ale na poważnie: czy można wysłać młodych uchodźców tam, gdzie bezrobocie wśród młodzieży sięga 30 procent? W ten sposób nie działa się na rzecz integracji, tylko powoduje nienawiść i tworzy ogniska zapalne.
Państwo musi przestrzegać prawa
Na przykład ustawa imigracyjna. Jeśli organy państwowe się do niej nie stosują, to mamy do czynienia z upadłym państwem. Takie państwo traci respekt u swoich obywateli, którzy ze swojej strony także nie mają powodu, by przestrzegać prawa. Dla demokracji, która zdana jest na poparcie swoich obywateli, to bardzo niebezpieczne.
Procedura azylowa, w wyniku której tysiące osób nie otrzymują azylu, a pomimo to mogą zostać, jest w każdym razie niedopuszczalna. Tak samo jak tzw. reguły dublińskie, które od ćwierćwiecza nie funkcjonują na płaszczyźnie unijnej. W więc pozostaje albo zlikwidować te przepisy, albo zastąpić je innymi. Nawet jeśli nie jest to przyjemne. Wszystko inne to oszukiwanie obywateli.
Państwo może, a nawet czasem musi interweniować przeciwko swoim własnym obywatelom - przeciwko tym, którzy atakują cudzoziemców, podpalają ich schroniska albo podżegają w internecie do nienawiści. Wiele z takich postów nosi znamiona przestępstwa. Pomimo to podpisane są one z imienia i nazwiska. Demonstracyjnie przeprowadzony proces karny mógłby to szybko zmienić.
Integracja tylko razem
To banał z podręcznika dla początkujących polityków, ale to prawda - władze nie są w stanie podołać wszystkiemu. Państwo zdane jest na swoich obywateli, którzy już w wielkim stylu oddają ubrania, zabawki i meble, społecznie pomagają w nauce języka i załatwianiu spraw w urzędach. Będzie tym łatwiej, im szybciej znikną biurokratyczne procedury, uchodźcy opuszczą ośrodki recepcyjne i wprowadzą się do normalnych mieszkań. Pomógłby też zwykły apel pani kanclerz o pomoc.
Społeczna rzeczywistość jest jednak taka, że wielu ludzi w Niemczech boi się napływu uchodźców. Szczególnie na wschodzie kraju, gdzie wielu ludzi lęka się o ich mieszkania, pracę i świadczenia społeczne. Polityka, zasługująca na to miano, powinna uwzględnić ich troski i dać im pewność, że Niemcy sobie z tym poradzą. Bo jeśli nie Niemcy, to kto?
Felix Steiner / tł. Bartosz Dudek