"Uczcie się Polski". Film o "Solidarności" i opozycji w NRD
4 listopada 2014W centrum zainteresowania filmu autorstwa Rozalii Romaniec (DW) i Magdaleny Gwóźdź (TVP) znajdują się wschodnioniemieccy dysydenci, którzy w latach 80-ych solidaryzowali się z opozycją antykomunistyczną w Polsce. Solidarność reprezentowana jest w nim m.in. przez takich działaczy jak Lech Wałęsa, Władysław Frasyniuk czy obecny na premierze filmu marszałek Senatu Bogdan Borusewicz.
Zorganizowana w sali legendarnego „Haus am Checkpoint Charlie” w Berlinie premiera filmu o kilka dni wyprzedziła zaplanowane w Niemczech na 9-go listopada oficjalne uroczystości z okazji 25 rocznicy upadku muru berlińskiego. - Najtrudniejszym problemem przy jego realizacji był czas, bo miałyśmy tylko cztery miesiące od pomysłu do terminu premiery. A wszyscy chcieliśmy koniecznie zrobić film wspólny jako kooperacja polsko-niemiecka i zdążyć na 25-lecie. I to było największe wyzwanie - zdradza Rozalia Romaniec, podkreślając zarazem, że nie chodziło głównie o rocznice, lecz o uniwersalne przesłanie dokumentu, które ma być aktualne także za wiele lat. - U nas w Deutsche Welle zaplanowana jest emisja po niemiecku, angielsku, hiszpańsku, arabsku i będzie pokazywany też innych językach – wyjaśnia Romaniec. W TVP film ma być emitowany w programie II tuż po rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w PRL oraz przypadającej niemal równocześnie rocznicy strajku głodowego więźniów politycznych w enerdowskim więzieniu Cottbus przeprowadzonego na znak poparcia dla Solidarności.
Walka z „polskim wirusem wolności”
Protesty w obronie polskiej opozycji były w NRD absolutną rzadkością. Otwarcie mówią o tym w filmie byli dysydenci wschodnioniemieccy. Jako jedną z przyczyn wymieniają izolację obu społeczeństw za pomocą reglamentowanej wolności podróży. Przepisy paszportowe zaostrzano jeszcze bardziej w momentach protestów społecznych, jak np. po powstaniu Solidarności. W NRD wprowadzono wtedy obowiązek posiadania wiz oraz indywidualnych zaproszeń przy podróżach do Polski i z Polski, jak też paszportów w miejsce dowodów osobistych. Celem tego posunięcia było uniemożliwienie przedostania się do Niemiec wschodnich "polskiego wirusa wolności", opowiada w dokumencie znany opozycjonista enerdowski a obecnie prezes Federalnego Urzędu ds. Akt Stasi Roland Jahn. Propaganda enerdowska rozpętała ponadto kampanię mającą dezawuować ruch Solidarność i jego przywódców. Media zalały społeczeństwo doniesieniami o rzekomo „leniwych Polakach wolących strajkować niż wykonywać rzetelną pracę bez względu na szkodę dla Polski i bratnich krajów socjalistycznych”. Pokazane na filmie wśród wielu innych archiwalnych zdjęć z tego okresu obrazy pustych półek i długich kolejek przed sklepami, w połączeniu z relacjami o strajkach na terenie Polski, reaktywowały wtedy mity i uprzedzenia wobec Polski i Polaków. Wszystko to jeszcze bardziej odgradzało społeczeństwo NRD od najbliższego sąsiada po wschodniej stronie granicy.
Determinacja jednostek
Tym większy podziw budzić może także dziś determinacja pojedynczych osób i dopiero kiełkujących wtedy w Niemczech wschodnich struktur opozycyjnych, które jednoznacznie poparły Solidarność i opór społeczeństwa polskiego. Wyrazem tego były m.in. nielegalnie produkowane i puszczane w obieg kartki pocztowe z dwuznacznym hasłem: „Uczcie się polskiego”. Roland Jahn został w 1982 roku aresztowany, ponieważ na swoim rowerze umocował biało-czerwoną flagę z napisem „Solidarność z polskim narodem” i jeździł nim po ulicach Jeny. Te graniczące z desperacją akty oporu, protestu i solidarności z narodem polskim były przez władze NRD bezwzględnie zwalczane i za wszelką cenę zatajane, jak np. wspomniany strajk głodowy prawie 300 więźniów w zakładzie karnym służby bezpieczeństwa Stasi w Chociebużu (Cottbus).
Przy pomocy niekomentowanych wypowiedzi dysydentów z obu krajów Rozalia Romaniec i Magdalena Gwóźdź stworzyły poruszający film w formie dyskursu obudowanego archiwalnymi kadrami z historycznych wydarzeń lat 80-ych w PRL i NRD. Oceny i komentarze wybranych zagadnień politycznych i wydarzeń autorki powierzyły kilku znanym historykom polskim i niemieckim, nie burząc dzięki temu przeważającej w filmie osobistej perspektywy głównych bohaterów. Ich relacje na temat własnej działalności opozycyjnej i doznanych represji tworzą pełną autentyzmu narrację ówczesnych wydarzeń.
Wzruszenia po premierze nie krył Roland Jahn. - Film bardzo mnie ujął za serce. Jest on ważny, ponieważ pokazuje relacje polsko-niemieckie z tego okresu, to znaczy z jednej strony, jak ważna Polska była dla nas, ale z drugiej strony respekt Polaków dla tego, czego my dokonaliśmy w mniejszej grupie osób zaangażowanych politycznie - stwierdził Jahn w wywiadzie dla DW. Jego zdaniem w roku 1989 w czasie masowych demonstracji duch Solidarności towarzyszył ludziom na ulicach NRD. - Przykład Solidarności dodawał siły w działaniu, żeby pokojowa rewolucja zakończyła się sukcesem, by upadł mur, dzięki czemu Niemcy są dziś zjednoczone - podkreślił były dysydent enerdowski.
Chwile, które dają nadzieję
Współautorka filmu Magdalena Gwóźdź przyznaje, że był to materiał historyczny dość trudny do przełożenia na język filmu przemawiający tak samo do Niemców i Polaków. - Oczywiście opozycja w NRD nie była takim masowym ruchem jak u nas w Polsce, co powtarzali nasi bohaterowie w tym filmie. To były małe grupy ludzi. Ale to, co oni robili, ma ogromne znaczenie moralne dla Polaków, którzy znali się wtedy z Niemcami i utrzymywali kontakty z obywatelami NRD – mówi Magdalena Gwóźdź. Potwierdził to w wywiadzie dla DW Bogdan Borusewicz, który bezpośrednio po premierze w spontanicznym geście zaprosił na scenę obecnych na sali i pokazanych w dokumencie kilku więźniów politycznych z więzienia w Cottbus. „Uważam, że film jest dobry, bo w tym filmie jest dialog, dialog polsko-enerdowski, który przechodzi w dialog polsko-niemiecki. I widać w nim, że my się rozumiemy. I po to jest ten film, żeby pokazywać te czasy, by także teraz nastąpiło zbliżenie i porozumienie. A z tymi ludźmi z więzienia w Cottbus spotkam się po raz drugi, bo są mi bardzo bliscy" - powiedział Borusewicz.
Zadowolona z bardzo dobrego przyjęcia filmu podczas premiery Rozalia Romaniec nie kryje zaskoczenia, że w wielu momentach na sali było wesoło, choć jej zdaniem temat jest ciężki, trudny i łatwo popaść w melancholię. - Chodzi tu przecież o więzienie, o areszty, o złamane życiorysy. A jednak udało się w tym filmie zachować takie momenty, które dają nadzieję i przy których człowiek potrafi się zaśmiać - dodaje autorka. Potwierdzenie spełnienia swych oczekiwań wobec filmu Romaniec dostrzega w słowach Bogdana Borusewicza, który po premierze stwierdził, że jest to film, "który opowiada dużo o nas, o naszych społecznościach i pokazuje, jak bardzo marzyło się o tym samym, a jak różnymi drogami szliśmy." Dokument kończy się wymowną sceną, kiedy dawni dysydenci z NRD spotykają się z Lechem Wałęsą w Gdańsku i w 25 lat po upadku muru podają sobie ręce w mieście, w którym wzięły swój początek wydarzenia, jakie doprowadziły do upadku muru berlińskiego oraz zjednoczenia Niemiec i Europy.
Andrzej Stach