UE: Jak „przekalibrować” stosunki z Pekinem
12 maja 2023Relacje z Chinami były w piątek (12.05.2023) tematem obrad ministrów spraw zagranicznych państw UE w Sztokholmie. – Stosunki Unia Europejska-Chiny nie będą się normalnie rozwijać, jeśli Chiny nie będą naciskać na Rosję, by wycofała się z Ukrainy. Wzywamy Chiny jako stałego członka Rady Bezpieczeństwa ONZ do wywarcia wpływu na Rosję, by zaprzestała tej wojny i odegrała konstruktywną rolę – powiedział po obradach Josep Borrell, szef unijnej dyplomacji. Pytany o różnice wśród 27 krajów co do Chin przekonywał, że w kwestiach najistotniejszych, w tym redukcji ryzykownych zależności gospodarczych od Pekinu, nie ma wielkich podziałów.
Teraz bardzo doraźnym problemem w stosunkach z Pekinem jest ostatni projekt sankcji UE, które miałyby objąć osiem chińskich firm za dostarczanie Rosjanom technologii oraz towarów wspomagających machinę wojenną. Te sankcyjne plany już zostały publicznie nazwane przez chińskiego oficjela Wanga Lutonga „ciosem w plecy zadanym przez Europę”. A m.in. niemiecka dyplomacja w brukselskich dyskusjach sygnalizuje zaniepokojenie niepotrzebną eskalacją sankcyjną z Pekinem. – Źle, że doszło do przecieku projektowanej listy z restrykcjami. Ale teraz nie możemy się wycofać, bo wyszłoby, że boimy się każdej pogróżki Pekinu – przekonuje nas jeden z zachodnich dyplomatów w Brukseli.
Obecnie w Brukseli dominuje przeświadczenie, że ostatecznie dojdzie do jednomyślnej zgody 27 państw Unii na restrykcje wobec kilku chińskich firm. Jednak z jednoczesnym przesłaniem, że omawiany również teraz w Brukseli projekt sankcji handlowych wobec całych krajów pomagających Rosji w obchodzeniu zachodnich restrykcji nie został – przynajmniej na tym etapie – uszyty pod Chiny. I rzeczywiście to straszak głównie wobec poradzieckich krajów Azji Środkowej oraz Kaukazu.
Czego Chiny chcą od UE
W Unii dość powszechna jest świadomość, że długofalowym celem Chin jest sianie podziałów na Zachodzie, który w ostatnich miesiącach skonsolidował się z powodu wojny w Ukrainie. Jednocześnie Pekin chce zapobiec decyzjom UE o poważnych ograniczeniach w dostępie Chińczyków do unijnego rynku. I dąży do zwiększenia zależności gospodarczych. Ponadto podsyca ambicje części Europejczyków do zdystansowanie się od Amerykanów w kwestiach chińskich. Jednak z drugiej strony Unia, świadoma znaczenia swego wielkiego rynku dla Chin, usiłuje obietnicami dalszego dostępu (lub groźbami jego ograniczeń) wywierać wpływ na Chiny w kwestii Ukrainy.
– Po pierwsze to jasne, że przewodniczący Xi Jinping nie chce wojennej przegranej Moskwy. Ale po drugie Pekin nie chce przewlekłej wojny, bo taka niestabilność grozi m.in. interesom gospodarczym na Zachodzie – mówi unijny dyplomata zaangażowany w sprawę relacji z Chinami. I dlatego część krajów Unii, w tym Francja oraz Niemcy, podejmują teraz próby gry z dwoma priorytetami Chin.
Pekin dziś potwierdził, że specjalny wysłannik Chin do spraw euroazjatyckich Li Hui od przyszłego tygodnia zaczyna serię podróży do Ukrainy, Polski, Francji, Niemiec i Rosji, co jest pokłosiem niedawnej rozmowy telefonicznej Wołodymyra Zełenskiego z przewodniczącym Xi. Prezydent Ukrainy od miesięcy prosił przywódców europejskich o pomoc w nawiązaniu bezpośredniego kontaktu z Chińczykami, na co nieraz powoływał się prezydent Emmanuel Macron.
Przekalibrować stosunki z Pekinem
Punktem wyjścia do dzisiejszej dyskusji w Sztokholmie była – przedstawiona ministrom z kilkudniowym wyprzedzeniem – analiza szefa unijnej dyplomacji Josepa Borrella. – Ambicją Chin wyraźnie jest zbudowanie nowego porządku świata z Chinami w jego centrum – ostrzegł Borrell, wzywając do wypracowania „spójnej strategii radzenia sobie z Chinami”, ale bez jednoczesnych starań Unii, by „blokować rosnącej potęgi krajów wschodzących”. Stopień współpracy Pekinu z Moskwą powinien być jedną z przesłanek „przekalibrowania” relacji UE z Chinami.
– W obliczu konfliktu dotyczącego integralności terytorialnej i suwerenności niezależnego państwa [Ukrainy], którego granice są gwarantowane przez prawo międzynarodowe i przez wielkie mocarstwa, w tym przez Chiny, każda tak zwana neutralność jest równoznaczna z opowiedzeniem się po stronie agresora. Pod „przekalibrowaniem” w unijnym żargonie kryje się przesuwanie puntu ciężkości między – to odniesienia do potrójnej definicji stosunków z Chinami – aspektami „partnerstwa” oraz „konkurowania”, a – ten aspekt przybiera na znaczeniu – „rywalizacji strategicznej”.
Jaka współpraca z Ameryką
– Kwestia Chin jest znacznie bardziej złożona niż kwestia Rosji. W przeciwieństwie do Rosji to Chiny są prawdziwym aktorem systemowym. – przekonuje Borrell. Podkreśla, że koordynacja ze Stanami Zjednoczonymi w kwestii Chin będzie nadal niezbędna, ale Unia nie powinna podpisywać się pod ideą gry o sumie zerowej, w której może być tylko jeden zwycięzca w binarnej rywalizacji między USA a Chinami – przekonuje Borrell. Jednocześnie przypomina stałe stanowisko UE, że „każda jednostronna zmiana status quo co do Tajwanu i użycie siły mogłyby mieć ogromne konsekwencje gospodarcze, polityczne i w zakresie bezpieczeństwa”.
Bruksela posługuje się teraz hasłem „zmniejszania ryzyka” („de-risking”) Unii w stosunku do Chin w przeciwieństwie do oddzielenia czy też rozprzężenia („de-coupling”) związków gospodarczych, choć tak można odczytywać niektóre jastrzębie postulaty USA. Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, która zaczęła tej wiosny promować postulat „de-risking”, liczy, że zdołają się pomieścić różne państwa UE – mniej bądź bardziej radykalne wobec Chin. – Wchodzimy w ciekawy okres, kiedy sprawy przestają być czarno-białe po obu stronach Atlantyku. Przecież niedawne przemówienie amerykańskiej sekretarz skarbu Jenet Yellen o Chinach brzmiało tak, jakby pisali je Europejczycy – tłumaczy nam wysoki zachodni dyplomata w Brukseli.
Sekretarz Yellen w kwietniu ostrzegła, że wszelkie wysiłki zmierzające do rozprzężenia relacji gospodarczych z Chinami („de-coupling”) byłyby „katastrofalne”. Przekonywała, że środki bezpieczeństwa narodowego skierowane na Pekin nie zostały zaprojektowane w celu „stłumienia” chińskiej gospodarki. Wezwała „konstruktywnych i sprawiedliwych” relacji między Chinami i USA. – Będziemy się zabezpieczać, gdy nasze żywotne interesy będą zagrożone. Ale pełne oddzielenie naszych gospodarek byłoby katastrofalne dla obu krajów. I destabilizujące dla reszty świata – przekonywała Yellen, co w Brukseli odczytano jako szansę na zbliżanie stanowisk USA i Unii w sprawie Chin.
Systemowa rywalizacja
Szefowa niemieckiej dyplomacji Annalena Baerbock podkreślała dziś w Sztokholmie, że „chcemy współpracować z Chinami w obszarach, gdzie jest to możliwe”, ale zarazem zwracała uwagę na narastającą systemowa rywalizacja z Pekinem ostatnio narasta. Ponownie poparła postulat „de-risking”. Wiceminister Paweł Jabłoński podkreślał priorytet współpracy z USA. – Chcemy mieć jak najlepsze stosunki z Chinami. Nie ma równego dystansu między Europą oraz USA oraz między Europą a Chinami. Europa i USA są od dziesięcioleci partnerami transatlantyckimi, budującymi stabilność, pokój, dobrobyt w oparciu o te same wartości. Ten sojusz się sprawdził i musimy go kontynuować – podkreślał Jabłoński.
„De-risking”, czyli odejście od ryzykownych zależności gospodarczych, jest rozumiane w Komisji Europejskiej jako odejście m.in. od ryzykownego uzależnienie się od importu surowców strategicznych, technologii komputerowych i czystych technologii z Chin. Natomiast w „zwykłych” dziedzinach handlu Bruksela chce zabiegać o równe zasady gry dla inwestorów i przywrócenie równowagi w bilansie handlowym. – Nie tu słyszę żadnego zwolennika „de-coupling”. Ale przed lutym 2022 roku nie słyszałem, żeby ktoś mówił o „de-coupling” z Rosją. Dlatego może warto na wszelki wypadek myśleć, e „de-coupling” z Chinami będzie musiało kiedyś nastąpić – ostrzegał szef litewskiej dyplomacji Gabrielius Landsbergis, nawiązując do zagrożenia eskalacją w sprawie Tajwanu.
Dalsza dyskusja, a także decyzje w sprawie wspólnej polityki wobec Chin mają być tematem czerwcowego szczytu UE w Brukseli.