UE szykuje sankcje w sprawie Białorusi
14 sierpnia 2020Do nałożenia unijnych restrykcji trzeba jednomyślności 27 krajów UE. Podczas piątkowej (14.08.) narady ministrów (za pośrednictwem telekonferencji) w sprawie szybkich prac nad sankcjami panował – jak relacjonuje jeden z naszych rozmówców w Brukseli – „szeroki konsensus” szefów dyplomacji. Możliwe, że unijne służby dyplomatyczne kierowane przez Josepa Borrella już w najbliższych kilkunastu dniach przedłożą propozycję „czarnej listy” polityków, urzędników i funkcjonariuszy z Białorusi, których powinien objąć zakaz wjazdu i zamrożenie wszelkich aktywów na terenie Unii. Podczas dzisiejszych obrad żaden z krajów UE nie opowiadał się za szerszymi sankcjami gospodarczymi wobec Białorusi, które groziłyby kosztami społecznymi dla zwykłych ludzi.
Za sankcjami od dwóch dni mocno opowiadały się Niemcy. Chciały ich dziś także m.in. Polska, kraje bałtyckie, Szwecja, Austria. Sceptycyzm wyrażały Węgry.
Kto na czarną listę?
Ostateczny skład oraz długość „czarnej listy”, którą muszą oficjalnie zatwierdzić ministrowie w Radzie UE, będzie jeszcze tematem żmudnych prac i rokowań wewnątrz Unii. Gdy podobne sankcje Unia nakładała wskutek represji po wyborach prezydenckich na Białorusi z grudnia 2010 r., te weszły w życie dopiero z początkiem lutego 2011 r. Tym razem może to się stać szybciej, choć uzasadnienie dla ukarania każdego Białorusina z „czarnej listy” musi być do wybronienia przed Trybunałem Sprawiedliwości UE. W przeszłości TSUE z braku dostatecznych przesłanek dla sankcji uchylał restrykcje UE m.in. wobec niektórych Ukraińców. Dlatego instytucje Unii muszą dysponować wiarygodnym uzasadnieniem, że w przypadku Białorusi chodzi o osoby winne przemocy, represji oraz fałszerstw wyborczych.
Ponadto kształt listy sankcyjnej bywa – oprócz moralnego wsparcia dla ofiar represji w różnych krajach – narzędziem do siania podziałów w miejscowym aparacie urzędniczo-siłowym (i sygnalizowania gotowości do rozmów z niektórymi członkami reżimów poprzez obejmowanie lub nieobejmowanie ich restrykcjami) oraz do odstraszania od dalszej eskalacji w prześladowaniach, bo jej następstwem bywa wydłużanie „czarnej listy”.
W 2015 roku Unia zawiesiła (a rok później zniosła) zdecydowaną większość sankcji wobec Białorusi, a zatem przede wszystkim anulowała liczącą ponad 170 nazwisk - łącznie z samym Aleksandrem Łukaszenką - listę osób z zakazem wjazdu i zamrożonym majątkiem na terenie UE. To była „nagroda” dla Mińska za zwolnienie więźniów politycznych, ale polityka sankcyjna wobec Mińska w pewnym momencie przerodziła się – jak to ujął jeden z unijnych dyplomatów – w „błędne koło” represji oraz „kupowania” przez reżim Łukaszenki luzowania restrykcji.
Wlk. Brytania za sprawą – trwającego do końca tego roku - pobrexitowego okresu przejściowego automatycznie przyjmie decyzję Rady UE w sprawie sankcji. Dotychczas unijne „czarne listy” w sprawie Rosji czy Ukrainy powstawały w koordynacji ze Stanami Zjednoczonymi.
Litwini chcą funduszu dla ofiar Łukaszenki
- Wezwałem dziś ustanowienie funduszu UE na rzecz pomocy ofiarom represji na Białorusi – ogłosił szef litewskiej dyplomacji Linas Linkevicius, który w tym tygodniu jest w sferze publicznej najaktywniejszym ministrem UE w kwestii Białorusi. Litwinom chodzi o sięgnięcie po pieniądze z budżetu UE, które miałyby trafiać na programy bezpośrednie skierowane do mieszkańców Białorusi z pełnym pominięciem władz centralnych. Fundusz mógłby być zasilany także przez dobrowolne składki od państw członkowskich UE.
Ministrowie dyskutowali także o napięciach granicznych między Grecją, Cyprem i Turcją na Morzu Egejskim, do czego powrócą za dwa tygodnie na swym posiedzeniu w Berlinie. Także wtedy zajmą się ponownie Białorusią.