Ukraina. W poszukiwaniu wywiezionych krewnych
2 czerwca 2023– Wszyscy mówią tylko: „musicie poczekać”. Czekamy już rok. Warunki w niewoli są, łagodnie mówiąc, nie najlepsze – mówi Anton Czyrkow, zapraszając do salonu w swoim domu. Przy dużym stole siedzi tam kilka kobiet. Anton siada na krześle swojego ojca z przodu stołu. Ołeksandr Czyrkow, 49-letni przedsiębiorca pogrzebowy, sam wykonał ten masywny mebel, podobnie jak wiele innych mebli w domu.
Dom rodziny Czyrkowów znajduje się na przyjemnym osiedlu w pobliżu miejscowości Dymer nad Zalewem Kijowskim, około 30 kilometrów na północ od ukraińskiej stolicy. Rosyjska armia zajęła tę miejscowość 25 lutego 2022 roku, gdy chciała maszerować w kierunku Kijowa.
W pierwszych trzech tygodniach rosyjskiej okupacji, gdy nie działały telefony i nie było prądu, ojciec Antona Ołeksandr Czyrkow i jego sąsiad Dmytro Bohajewski podtrzymywali życie w miejscowości. Mieszkańcy tłoczyli się wtedy często przy studni Czyrkowów. Dlatego Ołeksandr Czyrkow – jak przypuszcza jego syn – został uznany przez Rosjan za przywódcę oporu przeciwko rosyjskiej okupacji. – Gdy 16 marca przyszli do nas, spytali najpierw o broń. Każdy ma tu jakąś. Mieliśmy trzy sztuki w sejfie – opowiada Anton. Następnego ranka rosyjscy żołnierze zabrali broń. – A mojemu tacie kazali spakować swoje rzeczy – dodaje Anton, który od tego czasu nie widział ojca.
Tego samego ranka z sąsiedniego domu zabrano także Dmytra Bohajewskiego. Gdy dowiedziała się o tym jego matka, poszła do rady wsi, żeby się dowiedzieć, gdzie jest przetrzymywany jej syn. – Żołnierz powiedział mi tylko: 'Nie ma się czym martwić, obaj mają świetne warunki’ – wspomina kobieta.
Ukraińcy wywiezieni do Rosji
Wszystkich zatrzymanych umieszczono w odlewni na południu Dymru. Około 40 osób tłoczyło się w jednym pomieszczeniu. Wszystkim zarzucono „opór przeciwko specjalnej operacji wojskowej”, jak w Rosji nazywa się wojnę z Ukrainą. Niektórzy musieli kopać rowy, innych bito i wypytywano o opór. Tylko nielicznym pozwolono wrócić do domów, innych przewieziono na lotnisko w Hostomlu, gdzie przetrzymywano ich w wielkich przemysłowych kontenerach chłodniczych.
O tym wszystkim członkowie rodzin zatrzymanych osób dowiedzieli się jednak najczęściej dopiero po wyzwoleniu regionu Kijowa. 28 marca Rosjanie uciekli przed ostrzałem armii ukraińskiej. Dwudziestu kilku więźniów po prostu zostawili. „Gdy uświadomiliśmy sobie, że nie ma wśród nich naszego syna Dmytra, mój mąż i ja szukaliśmy go daremnie we wszystkich lasach, wąwozach i budynkach” – wspomina Tatiana Bohajewska.
Na początku kwietnia 2022 roku w ramach wymiany jeńców odzyskał wolność Wołodymyr Chropun, ochotnik pomagający Czerwonemu Krzyżowi. Opowiedział, że wycofująca się armia rosyjska zabrała ze sobą dziesiątki ukraińskich cywilów. Przewieziono ich przez Białoruś do więzienia w Nowosybkowie, rosyjskim mieście na trójstyku Rosji, Białorusi i Ukrainy. Później na wolność wyszli kolejni jeńcy. Odszukiwali członków rodzin swoich byłych towarzyszy z cel i opowiadali im o ich stanie.
– Objęci wymianą jeńcy wojenni to nasze główne źródło informacji – mówi Karina Diaczuk, współzałożycielka powstałej w grudniu organizacji „Cywile w niewoli”, zrzeszającej członków rodzin ponad 350 jeńców z sześciu regionów Ukrainy.
Oskarżenie o „szpiegostwo” lub „terroryzm”
Gdy ludzie z Dymru dowiedzieli się o miejscu pobytu swoich bliskich, pisali do Rosji – do więzień, wojska, ministerstwa spraw wewnętrznych i krajowej służby bezpieczeństwa FSB. Chcieli się dowiedzieć, co jest potrzebne do wypuszczenia uwięzionych. – Nikt nie dostał odpowiedzi – mówi Tatiana Bohajewska, która prowadzi listę 42 osób zaginionych. Sześciu z nich jeszcze nie odnaleziono. Większość innych jest wciąż w Nowosybkowie, gdzie, jak mówią relacje, przetrzymywanych jest ponad 600 Ukraińców, zarówno cywilów, jak i wojskowych.
Według ukraińskiego rzecznika praw człowieka Dmytra Łubińca Rosja przetrzymuje w sumie ponad 20 tysięcy ukraińskich cywilów, w tym także osoby uwięzione na Krymie, w samozwańczych „republikach ludowych Doniecka i Ługańska” oraz w okupowanych częściach regionów Chersonia i Zaporoża. – Niektórzy z nich są oskarżeni w myśl rosyjskiego prawa karnego o szpiegostwo lub terroryzm – mówi adwokat Emil Kurbedinow, znany obrońca działaczy Tatarów krymskich. Wielu cywilów jest jednak więzionych bez żadnego uzasadnienia.
Cywile w roli jeńców wojennych
Ukraińskie władze uważają więzienie cywilów na obszarach okupowanych przez Rosję za zbrodnię wojenną. W kwietniowym raporcie Human Rights Watch podkreślono, że zgodnie z Konwencją genewską w sprawie ochrony osób cywilnych podczas wojny „internowanie osób podlegających ochronie lub wyznaczenie im przymusowego miejsca zamieszkania może być zarządzone tylko wówczas, gdy wymaga tego bezwzględnie bezpieczeństwo państwa, w którego władzy te osoby się znajdują”. Ponadto trzeba im zagwarantować dostęp do adwokata i członków rodziny, a także prawo do zaskarżenia decyzji o internowaniu.
Według Kariny Diaczuk z organizacji „Cywile w niewoli” tego wszystkiego się Ukraińcom odmawia. Przedstawiciel Czerwonego Krzyża w Ukrainie, Ołeksandr Własenko, podkreśla zaś, że więzienie cywilów i jeńców wojennych regulują różne konwencje genewskie i dlatego obowiązują w odniesieniu do niego odmienne normy humanitarnego prawa międzynarodowego.
Mimo to Rosja zaczęła minionej zimy rejestrować jako jeńców wojennych zarówno ukraińskich cywilów, jak i żołnierzy. Według Tatiany Bohajewskiej odpowiednie dane jej syna Dmytra pojawiły się pierwszy raz w styczniu na rosyjskiej stronie internetowej „Nemesida”, na której publikowane są dane osobowe ukraińskich wojskowych i członków służb bezpieczeństwa. DW udało się tam również znaleźć dane dotyczące Ołeksandra Czyrkowa.
Ukraiński sztab koordynacyjny, który zajmuje się wymianą jeńców wojennych, oczywiście nie zgadza się z takim zrównaniem statusu obu grup. Twierdzi, że Rosja musi wypuścić na wolność osoby cywilne bezwarunkowo i bez wymiany. – Jeśli zacznie się wymieniać cywilów na żołnierzy, wszyscy ludzie na ziemiach okupowanych staną się zakładnikami – mówi Karina Diaczuk.
Na drodze do regulacji?
Mimo to od lutego ubiegłego roku dzięki wymianie wyszło na wolność 140 ukraińskich cywilów, w tym również ojciec Kariny Diaczuk. Ukraiński sztab koordynacyjny nie podaje szczegółów na ten temat. – Nasi cywile są przetrzymywani w Federacji Rosyjskiej jako zakładnicy, aby zmusić Ukrainę do negocjacji politycznych – mówi Ołeksandr Kononenko ze sztabu koordynacyjnego. Według niego toczą się rozmowy, które mają doprowadzić do postępów w powrocie osób cywilnych.
Także biuro ukraińskiego rzecznika praw człowieka Dmytra Łubińca szuka sposobów uwolnienia ukraińskich cywilów więzionych przez Rosję. Na początku roku podczas spotkania z rosyjską rzeczniczką praw człowieka Tatianą Moskalkową w Ankarze Łubiniec zaproponował powrót ludzi starszych, kobiet, rannych i osób ciężko chorych, na co Rosja jednak nie zareagowała. Strony zdołały się w końcu porozumieć przynajmniej w sprawie pierwszych wizyt u więzionych cywilów. Dmytro Łubiniec ma teraz nadzieję, „że rozpoczęta przez nas praktyka doprowadzi do uruchomienia procedury zwalniania cywilnych zakładników i osób skazanych”.