Ursula von der Leyen. Pyrrusowe zwycięstwo Wyszehradu
16 lipca 2019„Wybraliśmy niemiecką matkę rodziny z siódemką dzieci" – cieszył się szef rządu Węgier Viktor Orban, po tym jak Ursula von der Leyen stała się czołową kandydatką na stanowisko przewodniczącej Komisji Europejskiej. Był przekonany, że w Europie może nadejść przełom. "Udało się nam odnieść ważne zwycięstwo" – twierdził prawicowy polityk. Mówiąc „nam” Orban miał na myśli państwa Grupy Wyszehradzkiej (V4): obok Węgier, Polskę, Czechy i Słowację.
Péter Krekó, dyrektor Think Thanku „Political Capital" z Budapesztu jest sceptyczny. Odpowiadając na pytanie Deutsche Welle ekspert ocenił, że wcale nie jest pewne, iż kandydatura von der Leyen jest tryumfem Orbana.
Liberalna szefowa KE
Jakby nie było, chadecka polityk reprezentuje liberalne skrzydło swojej partii CDU. Poparła ona małżeństwa jednopłciowe i przyjęła do domu syryjskiego uchodźcę. Na poziomie europejskim jest ona zwolenniczką dalszej federalizacji Europy, a jeśli chodzi o relacje z Rosją uchodzi za jastrzębia. Popiera też obraną przez Merkel politykę lodowatych relacji z Viktorem Orbanem.
Tym samym jest w konflikcie z przywódcą Węgier, który obrał mocny kurs na prawo, co jest absolutnie przeciwieństwem stanowiska von der Leyen. Orban ma z nią wspólny mianownik jedynie w kwestii projektu wspólnej europejskiej obronności. Jednak zdaniem Krekó projekt ten jest pustym opakowaniem, gdyż „dla NATO nie ma żadnej alternatywy”.
Miss „Zaprzeczenie Timmermansa"
Zaletą Ursuli von der Leyen jest głównie to, że nie jest Timmermansem – uważa szef „Political Capital“. Do niedawna wierne Orbanowi węgierskie media prowadziły nagonkę na holenderskiego czołowego kandydata socjaldemokratów podając go w Brukseli za „marionetkę Sorosa” – liberalnego miliardera, wroga Orbana.
To właśnie wiceprzewodniczący KE miał doprowadzić do wszczęcia postąpowania z artykułu 7 Traktatu o UE przeciwko Orbanowi i jego ekipie. Poparł to także konserwatysta Manfred Weber - główny kandydat na szefa KE z ramienia Europejskiej Partii Ludowej (EPL). W myśl logiki w Budapeszcie, to sami wrogowie. Dlatego także w Polsce Timmermans uchodził za antypolskiego, jak podkreśla Adam Traczyk z warszawskiego ThinkTanku GlobalLab. Fakt, że obaj kandydaci wypadli z gry, nie tylko rząd Orbana traktuje jako zwycięstwo. Jak komentuje budapesztański dziennik „Népszava" „typowe dla Grupy Wyszehradzkiej jest to, że mają duże umiejętności w niszczeniu, ale nie w dawaniu konstruktywnych propozycji”. Pod pręgierzem krytyki w Europie Środkowej i Wschodniej znalazła się sama procedura wyboru czołowego kandydata na szefa KE. Węgierski skrajnie prawicowy europoseł Márton Gyöngyösi (Jobbik) ocenił wytypowanie niemieckiej minister obrony jako „skandaliczne" i dlatego niemożliwe do realizacji. Z powodu jej niedawnych afer von der Leyen jest „najsłabszym ogniwem w łańcuchu” ,a cała procedura wyborcza „cofnięciem się do średniowiecza”. A Merkel, zdaniem Węgra, usiłuje jedynie pozbyć się tej skompromitowanej polityk.
Porażka dla Grupy Wyszehradzkiej
Również w Czechach kandydatura niemieckiej polityk postrzegana jest jako porażka państw V4. Wg czeskiej gazety „Hospodarske noviny" grupa strzeliła sobie w stopę. Jak tłumaczy w rozmowie z DW Zuzana Lizcová z uniwersytetu w Pradze „podkreśla się, że von der Leyen jest ścisłą sojuszniczką kanclerz Merkel”. Co prawda chadecka polityk nigdy nie skrytykowała otwarcie tego co robi się z demokracją w Polsce i na Węgrzech, ale na pewno nie będzie zgadzała się z konserwatystami pokroju Kaczyńskiego czy Orbana, piszą „Hospodarske noviny". „Kobieta, która opowiada się za federalizacją kontynentu, za parytetami równościowymi oraz w obronie migrantów jest idealnym wrogiem dla tego typu polityków" - komentuje dalej dziennik. I przepowiada, że już wkrótce von der Leyen zastąpi Angelę Merkel jako obiekt nienawiści ksenofobicznych populistów. Natomiat Katalin Cséh, świeżo upieczona europosłanka z ramienia węgierskiej liberalnej partii Momentum-Partei daje wyraz radości na facebooku, że po raz pierwszy w historii „na czele KE może stanąć kobieta. Zdaniem Węgierki wraz z Ursulą von der Leyen pojawia się szansa dla tych wszystkich, którzy wierzą w silną zobowiązaną do praworządności Europę”.
„Zwycięstwo w porażce"
Tak zatytułował magazyn internetowy „Visegrad Insight", fundacji Res Publica. Redaktor naczelny Wojciech Przybylski napisał: „Śmiejący się dzisiaj nieliberalni przywódcy Europy Środkowej, mogą jutro płakać”. Sprzedają oni u siebie porażkę Timmermansa i Webera jako zwycięski opór przeciwko „zmowie elit". W rzeczywistości państwa V4 wzięły udział w zamachu na "zasadę czołowego kandydata”. Mogą się one jeszcze zdziwić, kiedy na końcu Holender Timmermans stanie się w Komisji Europejskiej potężniejszy niż dotąd. Zieloni i liberałowie mogą zadbać o to, by kwestia praworządności była przez KE jeszcze mocniej forsowana niż dotąd. Bowiem w parlamencie w Strasburgu doszło do przetasowań. Dotychczasowi sojusznicy państw V4 raczej stracili, a liberałowie jeszcze zyskali. „Trudno będzie im znaleźć w Brukseli nowych silnych sojuszników – twierdzi Wojciech Przybylski. Natomiast zdaniem Pétera Krekó szefa Think Thanku „Political Capital" Orbán i pociągający za sznurki Kaczyński nie powinni mieć złudzeń. „Kwestie praworządności i korupcji pozostaną na porządku dziennym, bez względu na to, kto stanie na czele KE – uważa węgierski ekspert. - Właściwie obaj silni przywódcy z Budapesztu i z Warszawy życzyli sobie w jednym z ważnych urzędów unijnych kogoś z Europy Środkowej, np. Słowaka Marosa Sefcovica jako szefa unijnej dyplomacji. Tym samym plan państw V4 zakończył się fiaskiem - bilansuje Krekó. W podobnym tonie pisze też liberalny rumuński dziennik „Adevarul". „Wschód nie może być właściwie szczęśliwy, gdyż mimo obietnic prezydenta Francji Macrona nic nie dostał".