Włosi tracą cierpliwość. Kiedy będzie wreszcie nowy rząd?
6 kwietnia 2013Politykom chodzi tylko o gierki, żeby utrzymać się u władzy, a nie o to, by kraj wyszedł z kryzysu, uważa Antonio Crispi, kelner jednego z barów w Neapolu. Na wyborach głosował na centro-lewicowy sojusz, który w Senacie nie uzyskał większości, i musi szukać partnera koalicyjnego. - Berlusconi jest nie do przyjęcia, ale jeżeli ustąpiłby miejsca jakiejś nowej twarzy w jego partii, kto wie.. - zaznacza Crispi. "Governissimo", wielka koalicja prawicy z lewicą byłaby rozwiązaniem dla wielu Włochów, ale nie dla Pierlugiego Bersaniego, przywódcy lewicowego sojuszu. Bersani próbował wszystkimi środkami pozyskać jako koalicjantów deputowanych z szeregów Ruchu Pięciu Gwiazdek komika Beppe Grillo, ale bezskutecznie.
Kryzys gospodarczy potęguje kryzys polityczny
- Grillo powinien się wreszcie opamiętać i przestać się tak opierać - uważa Cristina Zunecchi, która na niego głosowała. Zadziwia ją i oburza, że jest tak nieugięty obstając przy obietnicy danej przed wyborami, że nie wejdzie w koalicję z żadną inną partią. - Ekonomicznie powodzi się nam coraz gorzej, a politycy myślą tylko o swoich gierkach. To mnie maksymalnie wkurza. Mój najstarszy syn skończył studia z wyróżnieniem, i od dwóch lat nie może znaleźć pracy. Średni skończył naukę zawodu i też nie ma dla niego zatrudnienia; najmłodszy jeszcze się uczy. Mój mąż ma pracę, ale zarobki są za niskie w stosunku do tego, ile wszystko kosztuje - narzeka Christina, i wzruszając ramionami płaci za kawę.
Wyjściem nowe wybory?
Nie tylko w Neapolu, ale w całych Włoszech ludzie są coraz bardziej zniecierpliwieni. Też w gospodarczym centrum Włoch, Mediolanie dyskutuje się nad tym, jak przezwyciężyć polityczny pat. Właścicielka księgarni Giulietta Poma uważa, że najlepszym wyjściem byłyby nowe wybory. - Grillo otrzymałby jeszcze więcej głosów i zdobyta większość pozwoliłaby mu rządzić. Mógłby zrealizować wszystkie obiecywane reformy - uważa. Sam Beppe Grillo nie mówi natomiast o reformach tylko o rewolucji. Chce radykalnie zmienić kraj, i to sam, bez żadnych partnerów koalicyjnych. - Nie jest to zbyt demokratyczna postawa - uważa 37-letni docent uniwersytecki Michele Ferrari. Wątpi w to, czy Ruch pięciu Gwiazdek dostałby w ponownych wyborach faktycznie więcej głosów. W rzeczywistości w Ruchu, który piętnował przed wyborami tradycyjne partie, nastąpił rozłam na dwa skrzydła. Jedni są za tym, by wejść w koalicję, inni są kategorycznie przeciwni.
Rola prezydenta
Starania prezydenta Włoch Giorgio Napolitano o zakończenie kryzysu politycznego, Włosi obserwują z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony dobrze jest, że zwołał on radę ekspertów-deputowanych ze wszystkich partii, aby omówić najniezbędniejsze reformy, jak np zmiana prawa wyborczego. Z drugiej strony krytycznie podchodzi się do nazwisk z tego wybranego grona. Nie ma wśród nich ani jednej kobiety, i widzi się tylko same stare twarze, znane na scenie politycznej już od 30 lat. I oni mają tchnąć nowy oddech we włoską politykę. - To się w życiu nie uda - wzdycha mediolanka Erica Pazzetto.
Burmistrz Florencji domaga się konsekwencji
W kryzysie sympatią cieszy się natomiast Matteo Renzi, burmistrz Florencji i kontrahent Bersaniego w jego własnej partii. Domaga się on wyciągnięcia konsekwencji po nieudanych próbach Bersaniego utworzenia koalicji z Ruchem Pięciu Gwiazdek, i oferuje się jako czołowy kandydat Partii Demokratycznej na wypadek nowych wyborów. - Ponad 90 procent społeczeństwa ma uczucie, że niepotrzebnie tracimy czas - mówi Renzi. Wedle sondaży głos oddałoby na niego 36 proc. To zbyt mało dla utworzenia samodzielnego rządu. Kto byłby więc jego faworyzowanym koalicjantem? Podejrzenie, że byłby gotów na mariaż z Berlusconim, Renzi stanowczo odrzuca. - Ja jestem z nowego świata, Berlusconi ze starego - zaznacza. Stawia kawę na ławę, lecz ludzie mu tak do końca nie wierzą. Większość już dawno utraciła zaufanie do polityków.
Kirstin Hausen / Małgorzata Matzke
red.odp.:Alexandra Jarecka