Walka o Ukrainę: UE wystawia się na pośmiewisko [KOMENTARZ]
12 grudnia 2013Niedobrze jest długo trzymać otwarte drzwi, bo powstaje niezdrowy przeciąg. Przez unijne drzwi, otwarte przed Ukrainą i tak wieje lodowaty kremlowski wiatr, tak, że mieszkańcom domu po plecach przebiegają dreszcze. Unia Europejska w swoich zabiegach o Ukrainę poszła już bardzo daleko, wręcz do granicy poniżenia się. Wyraźnie ukazuje to ostatnia wizyta szefowej europejskiej dyplomacji Catherine Ashton w Kijowie. Podczas gdy baronowa Ashton, Wysoki przedstawiciel Unii do spraw zagranicznych i polityki bezpieczeństwa, starała się podjąć na Ukrainie mediację pomiędzy rządem i opozycją, policja siłą rozpędzała demonstracje. Przedstawicielka UE powiedziała potem, że "jest zasmucona" faktem, iż "milicja przepędziła pokojowo demonstrujących ludzi", po czym dała ukraińskiemu rządowi na drogę dobrą radę: "Dialog i wymiana argumentów są w każdym wypadku lepsze niż argument siły". W tym momencie policja już się rozprawiała z protestującym tłumem. Catherine Ashton została potem jeszcze dłużej w mieście i odbyła drugie spotkanie z Janukowyczem.
Kpiny z opozycji
W podobnie mało adekwatny sposób zareagował w listopadzie br. komisarz UE ds. rozszerzenia Stefan Fuele, kiedy Janukowycz zawiesił podpisanie układu stowarzyszeniowego. Jeszcze tego samego dnia komisarz poleciał do Kijowa, by skłonić ukraińskiego prezydenta do zmiany zdania. Najpierw UE nie chce zaakceptować, że prezydent daje jej kosza. Potem szefowa unijnej dyplomacji wykrztusza parę nijakich słów ubolewania, że rząd Ukrainy, jeszcze za jej bytności, siłą rozpędza demonstracje. Wygląda na to, że Janukowycz wobec Komisji Europejskiej może sobie właściwie pozwolić na wszystko. Unia nie tylko sygnalizuje w ten sposób ukraińskiemu prezydentowi, że akceptuje jego lawirowanie pomiędzy Brukselą i Moskwą, ale także kpi sobie z opozycji.
Perfekcyjna gra prezydenta
Ukraiński rząd natomiast do perfekcji opanował swe pogrywki z UE. Janukowycz odwołuje podpisanie układu stowarzyszeniowego, aby potem w najlepszym nastroju spotkać się z szefami państw i rządów UE na listopadowym szczycie w Wilnie i rozbudza w nich nadzieje. Zapewnia, że życzy sobie związania Ukrainy z Zachodem, tyle, że Bruksela musi mu wynagrodzić spodziewane straty z tytułu spadku obrotów handlowych z Rosją.
Oficjalne stanowisko, jakie zaprezentował ambasador Ukrainy przy NATO Igor Dolgow, jest takie, że demonstrantom na Majdanie przyświeca taki sam cel, jak i kijowskiemu kierownictwu: zbliżenie do europejskich struktur. Tyle, że opozycja tego jeszcze chyba nie zauważyła. Zaczęły się tylko targi o pieniądze: premier Mykoła Azarow wymienił sumę 20 miliardów euro, przy której jego rząd gotów byłby podpisać układ stowarzyszeniowy. Można sobie wyobrazić, jaki wrzask podniósłby się w Brukseli, gdyby na przykład jedno z państw na zachodnich Bałkanach przedstawiło takie żądanie w zamian za zbliżenie z UE.
Trzeba zatrzasnąć drzwi
Teraz Ashton, po spotkaniach z Janukowyczem, powiedziała, że prezydent jednak byłby gotów do podpisania układu. Co oznacza tylko, że znów poszła ona na jego lep.
Oczywiście, że Ukraina jest ważna dla UE, nie tylko ze względu na swą wielkość i strategiczne znaczenie dla całego regionu, lecz także ze względu na to, że jest ona wzorcowa dla innych byłych republik sowieckich. Ale zależność w odwrotną stronę jest nieproporcjonalnie większa.
Nie wolno dopuścić do tego, by Janukowycz dalej tak wodził UE za nos. Od dawna znane są jej warunki i one pozostaną niezmienne. Jeżeli ukraińskie kierownictwo nie chce na nie przystać, Unia musi po prostu zatrzasnąć drzwi - nawet jeżeli tylko na jakiś czas. Janukowycz musiałby się wtedy zdecydować, a tego do tej pory starał się uniknąć i mógł tak postępować dzięki europejskiej ustępliwości. Wtedy okaże się, jak faktycznie atrakcyjna jest dla niego droga do Moskwy. Należy się raczej spodziewać, że pokornie zapuka znów do unijnych drzwi - jeżeli w ogóle politycznie przetrwa falę protestów.
Christoph Hasselbach / tłum. Małgorzata Matzke
red.odp.: Bartosz Dudek