Warszawa i Budapeszt bronią w TSUE dostępu do pieniędzy
11 października 2021Przed pełnym 27-osobowym składem Trybunału Sprawiedliwości UE w Luksemburgu zaczęła się dziś [11.10.21] dwudniowa rozprawa w – wniesionej przez rządy Polski i Węgier – sprawie o unieważnienie rozporządzenia „pieniądze za praworządność”. Warszawa i Budapeszt przekonują, że te nowe przepisy są sprzeczne z unijnymi traktatami oraz innymi przepisami UE. Z kolei przed takimi zarzutami bronią się przedstawiciele Parlamentu Europejskiego oraz Rady UE (ministrowie krajów Unii). To dwie unijne instytucje („współprawodawcy”), które przegłosowały rozporządzenie „pieniądze za praworządność” pod koniec 2020 r. Ponadto tę obronę nowych przepisów w TSUE dzisiaj pomocniczo wspierają przedstawiciele m.in. Niemiec, Francji, Hiszpanii, Belgii, Holandii.
Reguła „pieniądze za praworządność” pozwala na zawieszanie wypłat (częściowe, a w skrajnych wypadkach całkowite) lub redukowanie funduszy dla tych krajów Unii, gdzie naruszenia zasad państwa prawa bezpośrednio wpływają (lub stwarzają „poważne ryzyko wpływu”) na brak należytego zarządzania pieniędzmi otrzymywanymi z Unii. Prawniczą przesłanką dla spornych przepisów jest zatem ochrona budżetu UE przed przekrętami, których nie może skutecznie ścigać wymiar sprawiedliwości w danym kraju Unii. Za najbardziej oczywistego kandydata uchodzą Węgry, gdzie krytycy rządów Viktora Orbana m.in. zarzucają prokuraturze, że regularnie nie zajmuje się podejrzeniami o korupcję czy też o konflikty interesów ludzi władzy w gospodarowaniu pieniędzmi z polityki spójności.
Unijnie pieniądze w Polsce są nadal – wedle ocen Brukseli – wydawane bardzo poprawnie. Jednak pozostaje problem ewentualnego „poważnego ryzyka” wskutek braku niezawisłej „skutecznej kontroli sądowej” nad gospodarowaniem funduszami z budżetu UE (m.in. polityka spójności, dopłaty rolne) oraz z Funduszu Odbudowy. A konkretnie ignorowanie przez Polskę wyroków TSUE w dziedzinie sądownictwa podważałoby niezależność polskich sądów, a zatem – wedle naszych rozmówców w instytucjach UE – mogłoby podpaść pod kryteria uruchamiające „pieniądze za praworządność”. Komisja Europejska szykuje się, by już pod koniec października wysłać do kilku krajów, w tym Polski i Węgier, oficjalne – i oparte na przepisach „pieniądze za praworządność” – powiadomienia o poważnych defektach w wymiarze sprawiedliwości grożących budżetowi UE.
Procedura „pieniądze za praworządność” to kilkumiesięczny proces od powiadomienia kraju o defektach poprzez – prowadzony przy udziale europarlamentu - „dialog” między Komisją Europejską i krajem wziętym na widelec aż po głosowanie przez Radę UE (ministerialni przedstawiciele krajów Unii) nad wnioskiem Komisji o zawieszenie wypłat dla danego kraju. Do przyjęcia tego wniosku Komisji w ramach „pieniędzy za praworządność” trzeba by głosów 15 z 27 krajów Unii reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności UE. W procedurze z artykułu 7, która już teraz toczy się wobec Polski i Węgier, wypłaty można by zawiesić wyłącznie przy jednomyślnej zgodzie pozostałych krajów Unii. I dlatego polski rząd zarzuca przepisom „pieniądze za praworządność”, że – zdaniem Warszawy – mają bezprawnie obchodzić procedurę z artykułu 7.
Zagrożenie realne dopiero w 2022 roku
Rozporządzenie „pieniądze za praworządność” teoretycznie obowiązuje już od początku tego roku. Jednak premierzy Mateusz Morawiecki i Viktor Orban w grudniu 2020 r. uchylili swe weto budżetowe dopiero po uzyskaniu obietnicy, że Komisja Europejska nie będzie wnioskować o zawieszenie wypłat (natomiast już teraz może inicjować całą procedurę swymi oficjalnymi powiadomieniami o defektach w praworządności) przed rozpatrzeniem przez TSUE wniosku Polski i Węgier o unieważnienie tych przepisów, czego właśnie dotyczy rozpoczęta dziś rozprawa. Ostatecznego wyroku TSUE w tej kwestii można spodziewać się wczesną wiosną 2022 r.
Byłoby wielkim zaskoczeniem, gdyby unijny Trybunał Sprawiedliwości – zgodnie z postulatami Polski i Węgier – unieważnił rozporządzenie „pieniądze za praworządność”, choć niewykluczone są pewne wskazówki interpretacyjne. Pomimo to zwłaszcza premier Orban jest bardzo bliski swego doraźnego celu, jakim było odwleczenie realnego zagrożenia regułą „pieniądze za praworządność” do czasu po węgierskich wyborów parlamentarnych z kwietnia 2022 r. Unijna obietnica czekania na wyrok TSUE sprawia bowiem, że Rada UE już teraz ma bardzo małe szanse, by zdążyć z przegłosowaniem ewentualnych sankcji przed węgierskimi wyborami.