Ważą się losy NPD. Rusza rozprawa nt. delegalizacji
1 marca 2016O tym, że Narodowo-demokratyczna Partia Niemiec (NPD) łamała konstytucję, nie trzeba nikogo przekonywać. Wystarczy cofnąć się do lat 90-tych. Podpalenia schronisk dla azylantów oraz ośrodków zamieszkałych przez obcokrajowców w Niemczech Wschodnich były wtedy na porządku dziennym. Rostock, Hoyerswerda, Solingen i Moeln stały się synonimami pogromu i nienawiści wobec cudzoziemców. Doszło nawet do śmiertelnych ofiar – pobici migranci ginęli w płonących mieszkaniach. Pod wrażeniem ekscesów wrogich cudzoziemcom rząd Niemiec oraz druga izba parlamentu - Izba Krajów Związkowych (Bundesrat) - złożyły do Trybunału Konstytucyjnego w 2003 r. po raz pierwszy wniosek o delegalizację NPD. Został on jednak oddalony. Swą decyzję sędziowie Trybunału Konstytucyjnego uzasadnili wtedy tym, że zarzuty pod adresem NPD, iż łamie konstytucję, bazują głównie na wypowiedziach tajnych współpracowników kontrwywiadu, umieszczonych w kierownictwie tej partii.
Kraje związkowe zostawione same sobie
Przy rozpoczynającym się we wtorek (1.03.16) w Karlsruhe drugim podejściu, by zdelegalizować NPD, może być inaczej niż w 2003 roku. W obszernym, bo liczącym 250 stron wniosku na szczególną uwagę zasługuje zdanie: „W myśl uchwały konferencji ministrów spraw wewnętrznych niemieckich landów najpóźniej od 6 grudnia 2012 r. kontakty z wszystkimi informatorami na poziomie kierownictwa NPD zostały zakończone”. Wniosek 16 ministrów landowych z 2012 roku przeleżał rok, zanim Bundesrat przekazał go do Trybunału.
Tym razem rząd federalny oraz Bundestag nie przyłączyły się do inicjatywy krajów związkowych, ale przyjęły ją pozytywnie. Jednocześnie mają jednak wątpliwości co do jej powodzenia.
Parlament Saksonii bez posłów NPD
Dzisiaj wątpliwości te są jeszcze większe niż dwa lata temu. NPD znajdująca się na krawędzi bankructwa wyraźnie straciła na znaczeniu. Po utracie w 2014 roku mandatów w parlamancie krajowym (landtagu) Saksonii, przepadło jej milionowe wsparcie finansowe państwa. Jeszcze tylko w landtagu Meklemburgii-Pomorza Przedniego działa 5 posłów NPD. Partii nigdy też nie udało się przekroczyć progu wyborczego w wyborach powszechnych, co pozwoliłoby jej wejść do Bundestagu.
Stosunkowo niewielki wydaje się też obecnie potencjał zagrożenia NPD dla niemieckiej demokracji. Pomimo tego kraje związkowe używają we wniosku o delegalizację tej partii argumentu o „zagrożeniu dla wolnościowego porządku demokratycznego”, po który można było sięgać już od 1964 roku, od kiedy tylko istnieje NPD.
Brak powiązań z NSU?
Ostatecznie powodem podjęcia drugiej próby zdelegalizowania NPD było ujawnienie w 2011 r. skrajnie prawicowej organizacji terrorystycznej Narodowo-Socjalistyczne Podziemie (NSU), które oskarżane jest o dokonanie 10 zabójstw. Do tego dołączył fakt, że w procesie NSU w Monachium na ławie oskarżonych znalazł się były funkcjonariusz NPD Ralf Wohlleben. Trudno jednak udowodnić powiązania między tą partią i grupą terrorystyczną. Po trzech latach trwania procesu nie ma na to żadnych przekonujących dowodów.
Wszystko razem zakrawa więc na paradoks. NPD musi drżeć o swoją egzystencję w momencie, kiedy traci masowo wyborców. Do tego dochodzą wewnętrzne rozgrywki i liczne zmiany w kierownictwe partii. Jednak na swojej stronie internetowej NPD jest jak zawsze wojownicza i pojawia się napis: „NPD broni się”, a obok można zobaczyć postać rzymskiej bogini sprawiedliwości Iustitii.
Granice wolności słowa
Po kilku sekundach obraz na stronie zmienia się automatycznie i pojawia się typowe dla partii hasło: „Łódź jest pełna - zatrzymać napływ azylantów”. Hasło to już dawno przejęli inni. A tego rodzaju opinie traktowane są w Niemczech jako dopuszczalne. Gdyby doszło rzeczywiście do tego, że NPD uznana zostałaby za partię wrogą konstytucji, pozostaje jej jeszcze możliwość odwołania - Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasbourgu, którego wymogi, jeśli chodzi o zakaz działalności partii politycznych, są wyjątkowo surowe.
Marcel Fürstenau / Aleksandra Jarecka