Więcej za mniej, czyli walka z up(i)orem dusigrosza
21 stycznia 2011Skandal dioksynowy rozpętała firma Wulfa-Mast, która 23(!) grudnia 2010 roku zgłosiła władzom obecność dioksyn w wytwarzanej paszy. Chwilę potem okazało się, że firma od miesiąca wiedziała o zawartości toksyn w przerobionych kwasach tłuszczowych. Sekretarz stanu kilońskiego ministerstwa rolnictwa skwitował 'dobrowolne ujawnienie się firmy' wprost: „Chcieli wyjść obronną ręką z nieuchronnego skandalu kosztem konsumentów". Jeszcze gorzej spraw wygląda w przypadku firmy Harles und Jentzsch – o skażeniu paszy wiedziała już co najmniej od marca ub. roku. Truli z premedytacją – to wymowny nadgłówek prasowy skandalu, bo nikogo, kto ma choćby mgliste pojęcie o tym, jak skomplikowany jest proces technologiczny produkcji pasz nie przekona argument, że ktoś nieświadomie domieszał do nich odpady powstające w wyniku spalania paliwa czy plastiku.
Liczba profilaktycznie zamkniętych ferm hodowlanych sięgnęła bez mała 4,5 tysiąca. Straty są ogromne (nie na scenie politycznej – tu na razie nie poleciała żadna głowa) i na razie trudno je oszacować. Związek rolników mówi o 50 mln euro tygodniowo, nie mówiąc o utraconej reputacji, która natychmiast zaskutkowała embargiem m.in. Chin, a popyt wewnętrzny spadł mniej więcej o połowę. Przeciętna ferma traci dziennie kilka tysiący euro, chociaż w większości przypadków kontrola nie wykazała zawartości dioksyn w ich produktach. Niemcy przestali kupować jajka i drób. Czy teraz masowo przechodzą na weganizm? – wątpię. To raczej kwestia zaufania, które – jak co chwila zaskakuje nas życie - po pewnym czasie i tak się odbuduje. Przekonanie do zdrowej żywności będzie jednak swoje kosztowało. Wiadomo kogo, chociaż koszty odbudowy wiarygodności branży i odszkodowań powinien ponieść ten, kto ją zniszczył, zastępując pełnowartościowy składnik kurzej diety "dioksynowym suplementem". Tymczasem jeden z aktorów skandalu - Harles und Jentzsch – właśnie ogłosił upadłość.
Kto raz własnoręcznie upiekł chleb wie, że smaczny, a przede wszystkim zdrowy, musi kosztować. Dlatego do panelu dyskusyjnego tegorocznych targów żywności w Berlinie wnoszę racjonalizatorski postulat, aby w sklepach obok ceny detalicznej pojawiała się, nazwijmy to – "cena chałupnicza", pokazująca, ile ironii, ba - obłudy tkwi w kilogramie szynki za 10 złotych! Trzeba walczyć z up(i)orem, który podpowiada „możesz mieć więcej za mniej”, na którego irracjonalne sugestie nie są odporni także i Niemcy. Pisaliśmy o tym w artykule Niemcy mają gen ALDI, jak również o promocji kultury biedy, która zdaje się być biznesowym credo potężnych dyskontów - było nie było - niemieckiego wynalazku.
Powodzenia, Polsko, w przekonywaniu nieprzekonanych, że "smakujesz", i że ten luksus musi kosztować. Pamiętajmy o tym wkładając do koszyka produkty za bezcen.
blogowała: Agnieszka Rycicka
red. odp. Bartosz Dudek