Niemcy chcą zwiększenia liczebności Bundeswehry
26 grudnia 2015W obliczu nasilających się kryzysów na świecie większość Niemców popiera plany minister obrony Ursuli von der Leyen zwiększenia liczebności Bundeswehry. Jak wynika z badań instytutu demoskopijnego YouGo, za takim rozwiązaniem opowiada się ponad połowa społeczeństwa RFN. Badania przeprowadzono 21-23 grudnia na zlecenie Niemieckiej Agencji Prasowej (DPA) na reprezentatywnej próbie 2 tys. 31 osób.
Okrojona Bundeswehra
Uczestników ankiety poproszono o odpowiedź na następujące pytanie: "W ciągu minionych 25 lat liczebność Bundeswehry była systematycznie zmniejszana. Obecnie, wskutek zmienionej sytuacji bezpieczeństwa na świecie, dyskutuje się nad jej ponownym zwiększeniem. Czy uważa to Pan/Pani za słuszne, czy też nie?". Okazuje się, że większość, bo 56 procent Niemców powyżej 18 roku życia opowiada się za zwiększeniem liczebności sił zbrojnych Republiki Federalnej. Przeciwnego zdania było tylko 30 procent respondentów.
W tej chwili w szeregach Bundeswehry służy około 178 tys. żołnierzy. Rozpoczęta w 2010 roku reforma niemieckich sił zbrojnych ustaliła docelową liczebność armii na poziomie 185 tys. szeregowych, podoficerów i oficerów. Federalne ministerstwo obrony sprawdza obecnie, czy to wystarcza i w jaki sposób powinno się rozwiązać kwestię zapotrzebowania na dodatkowy personel. Z podjętymi przez nie decyzjami zapoznamy się najwcześniej na wiosnę 2016 roku.
Nie ulega wątpliwości, że niemiecka armia cierpi na braki kadrowe. Najbardziej dają się one we znaki Bundesmarine, która od lat zwraca uwagę na ten problem. W roku 2013 niemiecka marynarka wojenna zgłosiła do ministerstwa obrony zapotrzebowanie na 1000 do 1500 żołnierzy. Brakuje zwłaszcza podoficerów wyspecjalizowanych w obsłudze sonarów w załogach okrętów podwodnych. W rezultacie w 2014 roku z czterech niemieckich okrętów podwodnych pływały tylko dwa, a więc połowa. Pozostałych, w pełni sprawnych, nie miał kto obsługiwać.
Brakuje ludzi, sypie się sprzęt
Pod koniec sierpnia magazyn "Der Spiegel" poinformował o planach minister obrony von der Leyen podniesienia liczebności Bundeswehry o 5 tys. żołnierzy pełniących stałą służbę zawodową, przy jednoczesnym zredukowaniu liczby żołnierzy służby ograniczonej czasowo. Powodem takiej roszady personalnej jest zwiększone zapotrzebowanie na techników obsługujących wyspecjalizowany sprzęt w marynarce i lotnictwie.
Równie poważny problem niemiecka armia ma ze sprzętem, który po prostu się sypie. Wieloletnie zaniedbania i stałe obniżanie budżetu Bundeswehry do poziomu 1,3 niemieckiego PKB doprowadziły do tego, że połowie 2014 roku tenże "Der Spiegel" podał szokującą wiadomość: ze 109 najnowocześniejszych myśliwców Eurofighter w pełnej gotowości bojowej znajduje się raptem osiem maszyn.
Podobnie było z helikopterami transportowymi CH-53 Sea Stallon i śmigłowcami wielozadaniowymi NH90. Z 67 "Stallonów" do lotu gotowych było siedem, a z 33 NH90 trzy.
Udział niemieckiej Luftwaffe w zwalczaniu terrorystycznych bojówek "Państwa Islamskiego" ujawnił kolejne braki. Z 93 myśliwców wielozadaniowych tornado sprawnych jest w tej chwili 66, ale w pełnej gotowości bojowej znajduje się tylko 29. Równie tragicznie wygląda sytuacja z wiekowymi samolotami transportowymi typu Transall C-160. Dostawy ich następcy, airbusów A400M, wciąż się opóźniają a i one wykazują wady techniczne, które trzeba usuwać na bieżąco.
Problemy z celnością "plastikowego" karabinka szturmowego G36 wystawiły Bundeswehrę na pośmiewisko, a manipulacje z wypożyczaniem sobie uzbrojenia i sprzętu przez jednostki udające się na ćwiczenia a nawet na misje zagraniczne uświadomiły, że tak dalej być nie może.
dpa, Der Spiegel / Andrzej Pawlak